Wytwórnia: JALC 001

Portrait In Seven Shades

Ted Nash/Jazz at Lincoln Center Orchestra

  • Ocena - 4.5

Monet; Dali; Matisse; Picasso; Van Gogh; Chagall; Pollock
Muzycy: Jazz at Lincoln Center Orchestra – Ted Nash, saksofon altowy, flet, flet altowy, klarnet; Sherman Irby, saksofon altowy i sopranowy, flet, klarnet; Victor Goines, saksofon tenorowy i sopranowy, klarnet, klarnet basowy; Walter Blanding, saksofon tenorowy i sopranowy, klarnet; Joe Temperley, saksofon barytonowy, klarnet basowy; Ryan Kisor, Sean Jones, Marcus Printup, Wynton Marsalis trąbka; Vincent Gardner, Chris Crenshaw, Elliot Mason, puzon; Dan Nimmer, fortepian; Carlos Henriques, kontrabas; Ali Jackson, perkusja; goście specjalni: Bill Schimmel, akordeon; Nathalie Bonin, skrzypce; Wycliffe Gordon, tuba

„Portrait In Seven Shades” to przede wszystkim porcja znakomitej muzyki. Ted Nash wraz ze słynną Jazz at Lincoln Center Orchestra nagrał album, który przynosi siedem wyrafinowanych kompozycji, pełnych świeżych rozwiązań harmonicznych, brawurowo wykonanych przez członków nowojorskiego big bandu.

Na wyjątkową uwagę zasługują mistrzowskie aranżacje. Jazz głównego nurtu osiąga tutaj swoje optimum. I dopiero teraz dodam, że to także wydawnictwo niezwykle interesujące z innych względów. W humanistyce przyjęto określać takie zjawiska mianem pogranicza i korespondencji sztuk. Otóż Nash podjął próbę opowiedzenia historii siedmiu malarzy, jak sam to wyjaśnia, nie poprzez słowa, ale za pomocą muzyki. Sięgając po znaną formułę, powiedzieć możemy: „Jazz meets painting”.

Omówienie wzajemnych związków między jazzem a sztukami plastycznymi zasługuje na o wiele więcej niż jeden doktorat. Wspomnijmy tylko, iż relacje były i są obustronne. Muzyka synkopowana inspirowała przede wszystkim wielkich estetycznych eksperymentatorów XX wieku. Poruszyła nawet statycznymi kompozycjami Pieta Mondriana (np. Broadway Boogie-Woogie). Z kolei o fascynacji malarstwem jazzmanów świadczy twórczość zarówno Colemana Hawkinsa, jak Ornette’a Colemana  i Kena Vandermarka.

Krążek Nasha reprezentuje ten drugi rodzaj związków. Płyta stanowi rodzaj muzycznej opowieści o najbardziej cenionych przez kompozytora malarzach i ich dziełach. Pomiędzy muzykę a obrazy Nash kładzie swoje komentarze, które dopełnia króciutkimi cytatami zaczerpniętymi z wypowiedzi autorów dzieł. Książeczka dołączona do płyty zawiera także po jednej reprodukcji, z paru obrazów wymienionych przez kompozytora jako źródła inspiracji jego „movements”. Reprodukcje spinają całość projektu. Mamy zatem muzykę i dzieła plastyczne oraz dwojakiego rodzaju komentarz słowny. W przypadku Van Gogha pojawia się jeszcze tekst poetycki, czyli piosenka, którą wykonuje Vincent Gardner.

Kompozycje Nasha układają się w rodzaj suity, kolejne części wszelako nie ilustrują dziejów malarstwa, lecz tworzą tytułowy portret. Historia znalazła jednak swoje odbicie w środkach artystycznych. W kompozycji otwierającej program (Monet) sekcja dęta stosuje np. specjalny rodzaj tłumików, co nadaje brzmieniu orkiestry nieco staroświecki charakter. Zabieg nie ma jednak charakteru stylizacji na dixieland, czy inny styl historyczny, stanowi raczej sugestię bliżej nieokreślonej dawności.

Wśród przedstawionych kompozycji trudno wskazać na jakieś mniej udane. Na mnie największe wrażenie zrobiły te, których bohaterami są Dali, Matisse oraz Pollock. Z wyraźnym wskazaniem na ostatnie, trwające ponad dziesięć minut dziełko. Kompozytor osiągnął tu daleko idącą zbieżność z odpowiednikiem malarskim, klucza do niego poszukał w technikach stosowanych we free jazzie. Uzyskał dzięki temu efekt pewnej chaotyczności, wpisanej w bardzo solidne ramy kompozycji. Chwytem wyraźnie nawiązującym do „immediate action” Pollocka są dźwiękowe „chlapnięcia” sekcji dętych blaszanych pod koniec utworu.

Nie ma tu miejsca na analizę wszystkich stosowanych przez Nasha chwytów służących wydobyciu związków między obrazem a dźwiękami. Zresztą w większości przypadków wyręcza nas z tej pracy sam kompozytor, w komentarzach skrupulatnie objaśniając artystyczne posunięcia. Wydaje mi się, że zasadniczo Nash pozostaje w kręgu myślenia narracyjnego. Próbuje środkami muzycznymi „opowiedzieć” obrazy. Choć niektóre partie kompozycji stanowią również emocjonalne ekwiwalenty dzieł plastycznych. Tak jakby źródłem dźwięków, które słyszymy, była empatia kompozytora, wyjątkowo wrażliwego na sztuki plastyczne i umiejętnie potrafiącego tę swoją cechę wykorzystać.

Atoli nie unika Nash pułapki ilustracyjności. W skądinąd sympatycznych utworach poświęconych Picassowi i Chagallowi, aby związać malarstwo z muzyką sięga do folkloru. W wyborze kieruje się zatem biografią artystów. Aluzje do flamenco w kompozycji „interpretującej” Panny z Awinionu są arbitralne – dzieło nie posiada przecież śladów określających go geograficznie. Natomiast „udźwiękowienie” obrazów Marca Chagalla odbywa się poprzez sięgnięcie do folkloru chasydzkiego, zarówno od strony instrumentalnej (wykorzystanie klarnetu, skrzypiec i akordeonu), jak i melodycznej, i może razić zbytnią dosłownością.

Pomimo pewnego ładunku erudycji, który niesie i prowokuje to wydawnictwo, jest to przede wszystkim świetna jazzowa płyta. Powinniśmy jednak uszanować wolę artysty i odbierać ją wedle zaplanowanego przez niego samego programu, zakładającego uchwycenie związku między wielkiej urody dźwiękami a uznanymi już za klasyczne, dziełami plastycznymi.

Autor: Maciej Nowak

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm