Wytwórnia: Leopard/Delta Music Label 4049774770654


Birth of the Sparkchild
Schizophrenia
We Play What We Want
Bobby Sparks Sr.’s Famous Chili
The Comanche Are Coming
A Girl From Tahiti (Interlude)
So Fine
I Miss U
Black Man Running From the Police
Stono River
Lio Is Weird as Hell
All Mine; Let’s Take a Journey
Can We Make Love?
Too Late Now, Boss Man! (Interlude)
Islam (Hadjdj From India)
Take It!
Zelin
Black Change
Mark Vs. Simmons (A Secret Drum Story of Houston, TX)


Muzycy
: Bobby Sparks II, instr. klawiszowe, Hammond B3; Roy Hargrove, Michael „Patches” Stewart, trąbka; Keith Anderson, saksofon tenorowy; Lucky Peterson, Eric Gales, gitara; Frank McComb, śpiew; Hadrien Feraud, Marcus Miller, Foley, Pino Palladino, Michael League, MonoNeon, gitara basowa; John „Li’l John” Roberts, Robert Searight, perkusja; i inni 


Recenzja opublikowana w Jazz  Forum 7-8/2019


Schizophrenia. The Yang Project

Bobby Sparks II

  • Ocena - 4

Zna go każdy fan jazzu i szeroko rozumianej „czarnej” muzyki (od gospel, przez neo soul po hip-hop), choć, prawdopodobnie, jak niżej podpisany, nawet o tym nie wiedział: klawiszowiec, pianista i organista wspierał w studiu i na scenie takich artystów jak Prince, Herbie Hancock, Stanley Clarke, George Duke, Marcus Miller, Ray Charles, George Benson, Al Jarreau, David Sanborn i Nicolas Payton, grał w Tower of Power, The RH Factor nieodżałowanego Roya Hargrove’a i Snarky Puppy. Zna się na robocie kompozytorskiej, aranżerskiej oraz producenckiej, pozwalającej realizować projekty oszałamiające rozmachem i stylistyczną wszechstronnością.

Umiejętnościami dysponując pierwszorzędnymi, przez ćwierć wieku zasiadał w drugim rzędzie – i kiedy już zadebiutował, wydał na świat dzieło, przy którym osławiony potrójny album „The Epic” Kamasiego Washingtona jawi się kameralną wprawką. Nauczmy się więc tego nazwiska: Bobby Sparks II. Mistrz świata w byciu mistrzem wszystkiego.

Co nie oznacza, że „Schizophrenia. The Yang Project” to arcydzieło, od którego nie można się oderwać. Wręcz przeciwnie – to właśnie ten przypadek, gdy efekt „wow!”, towarzyszący praktycznie każdej piosence, niebezpiecznie sąsiaduje z nużącym nadmiarem: gości, pomysłów, no i decybeli.

Otwierający płytę Birth of the Sparkchild to wygłoszona obniżonym za pomocą wokodera głosem litania do świętych soulu i funku, nastrojowa i zabawna jednocześnie. Po mocarnym „amen!”cyrk Sparksa atakuje zmysły z całą siłą, nie dając na chwilę odpocząć. Będą się więc te akrobacje na basy, bębny, klawisze, trąbki, saksofony i głosy podobać głównie tym, którzy lubią przy około-jazzie uprawiać wszelakie aktywność (ja, na przykład, pomalowałem blisko trzydziestometrowy pokój; ale sprawdzi się i podczas biegania).

Kierownikiem zamieszania jest klawiszowiec, ale… rzadko kiedy eksponuje on swoją rolę. Bo to album, excusezle mot, ficzerungami stojący (patrz lista płac). Kto szuka obłędnych solówek, ten je znajdzie; kto lubi melodyjny rap – będzie go miał; kto lubi piękne głosy męskie i kobiece – nasyci się ich pięknem.

Ja faworyta znalazłem stosunkowo szybko (piąty na playliście utwór The Comanche Are Coming z gościnnym udziałem perkusisty Roberta Searigha i basisty o pseudonimie MonoNeon) i, jak dla mnie, nic równie porywającego (czytaj: z pogranicza muzyki wyzwolonej z jakiejkolwiek konwencji) już się później nie wydarza, mimo że do głosu (uzasadniając tytuł albumu) dochodzą pierwiastki z tych zakątków świata, w których kultura made in USAciągle jest ciekawostką.


Autor: Adam Domagała

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm