Wytwórnia: ForTune 0119003
I-IV; V&VI; I alt. take
Muzycy: Mateusz Kołakowski, fortepian; Alan Wykpisz, kontrabas; Bartłomiej Korelus, perkusja
Recenzję opublikowano w numerze 1-2/2017 Jazz Forum.
Niezwykły projekt i fascynująca płyta! Jazz zawsze czerpał inspiracje z innych gatunków. Czasem była to muzyka lekka, popularne piosenki, ale już pod koniec lat 40., a szczególnie w latach 50. jazzmani szukali pomysłów w muzyce klasycznej, tzw. poważnej. Najpierw zaczęto mówić o Bachu, że jest „jazzowym kompozytorem”, bo wystarczyło dodać perkusję, a frazy swingować, by uzyskać satysfakcjonujący efekt. Później to samo mówiono o Chopinie. Był już Mahler, Debussy, Beethoven, Mozart, Prokofiew. Młodzi polscy muzycy wykorzystywali motywy Ravela, Lutosławskiego, Bacewicz, Pendereckiego.
A gdybym miał wybrać najmniej „jazzowego” kompozytora klasycznego, czyli takiego, którego utwory, moim zdaniem, nie nadają się do jazzowych przeróbek, wybór padłby na Schoenberga. Ten kompozytor kojarzy się oczywiście z dodekafonią. Co prawda Rolf Liebermann pokazał już w 1954 roku pisząc Koncert na jazzband i orkiestrę, że technika dodekafoniczna może być pożeniona z jazzem, ale nadal wydaje się to niezwykle trudne.
Mateusz Kołakowski, Alan Wykpisz i Batłomiej Korelus wybrali utwory (cykl sześciu utworów z op. 19), które nie są jeszcze pisane w tej technice. Schoenberg dopiero dziesięć lat później napisał pierwsze kompozycje dodekafoniczne. Oryginał to niezwykle specyficzna, fortepianowa muzyka aforystyczna, która wykonana w całości trwa niecałe sześć minut! Utwory nr 2, 3 i 6 mają tylko po dziewięć taktów! Jak z takiego materiału zrobić całą płytę?
Już na samym początku trzeba powiedzieć, że propozycje tria to nie są przeróbki, ale samodzielne utwory inspirowane motywami i frazami pożyczonymi z utworów Schoenberga. Na przykład pierwszy utwór rozpoczyna czterotaktowy cytat z oryginału, ale następny motyw zostaje już kilkukrotnie powtórzony i powstaje z tego pulsujący fragment. U Schoenberga prawie nie zdarzają się powtórzenia, wyjątkiem jest drugi utwór oparty właśnie na powtórzeniach tercji. W muzyce tria wielokrotnie mamy do czynienia z muzyką bazującą na powtórzeniach (także w drugim utworze repetycje tercji są eksponowane). Jest to w pewien sposób złamanie podstawowej zasady Schoenberga, a jednocześnie właśnie te powtórzenia podobają mi się najbardziej, to one budują napięcie i formę. To dzięki takim zabiegom wolę słuchać tria niż muzyki oryginalnej.
Można długo dywagować nad
sposobem „przeniesienia” myśli muzycznej Schoenberga w interpretacjach
tria. Na przykład w oryginale drugiego utworu występuje tylko jeden (!)
basowy dźwięk (a właściwie to cały akord). Wprowadzenie od początku grającego
kontrabasu w pewien sposób wypacza kompozytorski pomysł. Podobnie
w utworze trzecim (trio) znajdujemy dużo pulsującego rytmu,
a w czwartym nawet fragmenty
quasi-ragtime’owe! Te moje wątpliwości w żadnej mierze nie mają na celu
zdyskredytowania muzyki. Trio gra znakomicie, a pytanie, czy tej klasy
muzycy w ogóle potrzebują inspiracji, by grać interesująco, trzeba uznać
za retoryczne. Trudno chyba liczyć na taką znajomość tych utworów Schoenberga
(nadal go nie cierpię!) u słuchaczy, by docenić oni mogli przekształcenia,
którym trio poddało oryginalną muzykę. Ale efekt i tak jest doskonały!
Autor: Ryszard Borowski