Wytwórnia: Wydawnictwo Agora ART2-028
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela
Poniedziałek
Wtorek
Muzycy: Wojciech Waglewski, śpiew, gitary, fortepian; Mateusz Pospieszalski, saksofony, śpiew; Karim Martusewicz, kontrabas, gitara basowa; Michał Bryndal, perkusja; Mariusz Obijalski, instr. klawiszowe (5-7); kwartet smyczkowy; Joanna Wydorska, śpiew (4)
Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2017
Wyobraźmy sobie tydzień naszego życia. Tydzień niezwykły, bo zaczynający się w środę. A jednocześnie to tydzień najbardziej prozaiczny z możliwych, bo nie było już w nim cudów, albo może nie potrzeba ich już nam, by czuć się dobrze.
W czwartek jest błogo, bo czeka nas koniec tygodnia i wiemy już, że mamy dość sił, by stawić czoła jego wyzwaniom. Szkoda tylko, że wszystko przemija, jak zawsze, „Bo co szybko wzlata ulata”. W piątek czujemy, że żyjemy, bo możemy rozpocząć nasze małe, prywatne świętowanie. Ważne by tylko unikali nas ludzie źli, a my byśmy mogli o nich zapomnieć. W sobotę czyhają na nas pokusy, ciągnie do złego, do zapomnienia. Na szczęście już w niedzielę można obudzić się obok ukochanej. I wystarczy na nią popatrzeć, by poczuć spokój i wiedzieć, że to największe bogactwo. Dzięki niemu możemy przeżyć poniedziałek. We wtorek kończy się ten zwykły-niezwykły tydzień. Kończy się złymi snami, z których trzeba się szybko obudzić i wejść w nowy tydzień.
Nowy album zespołu Voo Voo niesie ze sobą porcję melancholii, ale jednocześnie jest w nim poczucie spełnienia, przeświadczenie, że przeżyło się dobre życie. W skrajnie indywidualnej, koncentrującej się na detalach osobistych przeżyć poezji Wojciecha Waglewskiego odbijają się odległe echa Mirona Białoszewskiego. Świadomość wagi rzeczy najmniejszych dodaje otuchy, pozwala na docenienie tego, co mamy.
Muzycznie to jedna z najbardziej łagodnych płyt
zespołu. Nie znaczy to jednak, że nic tu się nie dzieje! Środa snuje się
delikatnie wraz z płynącym dźwiękiem gitary
Waglewskiego przypominając nieco ballady Davida Sylviana. Wrażenie to potęgują
pojedyncze, oderwane akordy fortepianu w końcówce, brzmiące jakby ich
autorem był Ryuichi Sakamoto. Czwartek jest pozornie utrzymany
w podobnym nastroju, choć dominuje tu lekko bluesowy spleen. Jednak
w końcówce saksofon Mateusza Pospieszalskiego wybucha piorunującym, iście
coltrane’owskim solem. Bardzo ciekawie jest zbudowana Sobota – mamy tu
od początku mantryczne ostinato gitary i instrumentów smyczkowych,
w końcówce przeradzające się w długą sekwencję minimalistyczną niczym
z kompozycji Philipa Glassa. Każdy dźwięk urasta tu do rangi wydarzenia –
dzwonki, zdublowane partie saksofonów, a wreszcie wokaliza sopranistki
Joanny Wydorskiej. Wtorek rozpoczynają akordy gitary i chóralne
mormorando całej grupy, kończy zaś podniosły finał.
To album, którego trzeba słuchać wielokrotnie, odkrywać brzmieniowe detale, smaczki aranżacyjne. Jak choćby uderzenie w dzwonek tybetański w Środzie – pojedyncze, a jednak bardzo ważne dla całości utworu. Waglewski z kolegami idą na tej płycie drogą wyznaczoną przez największy dotychczasowy sukces komercyjny – utwór Gdybym z poprzedniego krążka „Dobry wieczór” (2014).
Autor: Marek Romański