Wytwórnia: Astigmatic Records AR 009CD
Ciemność
Lesz
Południca
Ślęża (Mgła)
Ślęża
Przywitanie
słońca (Rytuał)
Przywitanie słońca
Muzycy: Marek Pędziwiatr, instr. klawiszowe; Jakub Kurek, trąbka; Olaf Węgier, saksofon tenorowy; Vojto Monteur, gitara elektryczna; Paweł Stachowiak, gitara basowa; Marcin Rak, perkusja; Spisek Jednego, instr. perkusyjne, sound fx; Tenderlonious, flet, saksofon sopranowy
„Slavic Spirits” to kolejna, po
bardzo dobrze przyjętym albumie „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”,
płyta grupy EABS, prowadzonej przez grającego na instrumentach klawiszowych
i syntezatorach Marka Pędziwiatra. Tytuł najnowszego projektu, który był
przygotowywany i realizowany etapami, jest ogromnie zobowiązujący. „Slavic
Spirits”, a w tym oczywiście cała warstwa „polska”, narodowa, ludowa,
historyczna, we wszelkich możliwych aspektach. O tym, jak poważnie traktują
muzycy ten temat, świadczy potężny tekst o rozmiarach przekraczających
znacznie eseje pomieszczane na okładkach płyt, pióra Sebastiana Jóźwiaka.
Ponieważ album płytowy jest dziełem złożonym zarówno z muzyki, jak
i dołączonego komentarza, poświęcę mu osobne miejsce w tym omówieniu,
ale najpierw kilka słów o muzyce.
Ciemność – Leszy - Południca - Ślęża (Mgła) - Ślęża-Przywitanie słońca (rytuał) - Przywitanie słońca – to ogniwa suity, do której poszczególne utwory skomponowali Marek Pędziwiatr, Paweł Stachowiak, Vojto Monteur, w dwu wypadkach mamy też kompozycje zbiorowe. Już od pierwszych dźwięków jesteśmy pod wrażeniem budowania narracji baśniowej, którą można nawet traktować jako rodzaj ilustracji do wyimaginowanego obrazu (filmu?), którego poszczególne części sugerują tytuły rozwijane czy też uzupełniane w towarzyszącym obszernym omówieniu. Całość wynurza się z niebytu, właśnie jako rodzaj inicjacji czy wręcz powstania narodu, cywilizacji słowiańskiej. Tu jest początek historii i w przenośni, i dosłownie.
Obok inteligentnie zakomponowanej warstwy instrumentalnej dla konkretnej obsady muzyków, częścią ścieżki dźwiękowej są odgłosy prapuszczy i praświata, który można sobie wyobrażać na różne sposoby, również mniej więcej tak, jak to sugeruje płyta. Rozwój narracji następuje niespiesznie, co dotyczy właściwie całości, a solówki czy partie, nazwijmy to, jazzowe jeśli już są (Tenderlonious czyli Ed Cawthorne na saksofonie sopranowym, Olaf Węgier na tenorze, Jakub Kurek na trąbce, lider na keyboardach), to funkcjonują nie jako centrum akcji, lecz jako uzupełnienie i wypełnienie z góry przyjętej dramaturgii.
Poza rozpoznawalnymi instrumentami pojawia się tu cała masa odgłosów preparowanych elektronicznie bądź przeniesionych z pleneru (?), to wszystko umiejętnie połączone, zestawione w całość efektowną, na swój sposób monumentalną, nawet chwilami pompatyczną i bardzo na serio. Partie „tematyczne” eksponowane są niekiedy w stylistyce chorałowej czy toccatowej (Południca). Brak tu eksperymentów, choć wpływy konwencji free jazzu dają się odnaleźć w kilku miejscach (Leszy, Ślęża), zwróciłem też uwagę na zamierzone archaizmy (Południca) i stylizacje, które nie sugerują niczego wprost. I to uważam za plus tego jednak bardzo ryzykownego i ogromnie – jak już wspomniałem – wymagającego przedsięwzięcia. Nie ma tu dosłowności, jakichkolwiek cytatów, rytmika wzięta z zupełnie innego, niesłowiańskiego świata, ale nie narzucająca jazzowego pulsu (choć puls tu jest, inaczej nie omawialibyśmy tej płyty na łamach jazzowego pisma!).
I podsumowując część muzyczną (jednak najważniejszą) „Slavic Spirits” uważam za dobry, kolejny etap w rozwoju tego świetnego i w jakimś sensie wyjątkowego na naszej scenie zespołu.
fot. Ola Bodnaruś
Ale muszę kilka słów poświęcić wyjątkowo obszernemu tekstowi, który chwilami pretenduje wręcz do pracy quasi-naukowej, naświetlając temat „słowiańszczyzny” czy „polskości” obszernie i na poważnie. Autor przytacza wypowiedzi całej masy znawców tematu, historyków religii, idei, folkloru, specjalistów od demonów, duchów, wierzeń i stworów, padają nazwiska historyczne jak Gall Anonim i Wincenty Kadłubek, a także późniejsze i całkiem współczesne z Aleksandrem Brücknerem, Marią Janion i Aleksandrem Gieysztorem na czele. Zatem w tej części autor zdradza erudycję slawistyczną (przynajmniej wycinkową) niemałego kalibru. A w części muzycznej? Niemen, Niebiesko-Czarni, Skaldowie, Stan Borys, Breakout, Stańko, Komeda, Ptaszyn, Trzaskowski, na dodatek Chopin i Dworzak a także m.in Robert Glasper i Miles Davis plus hip-hop i niektóre zjawiska amerykańskiej pop-kultury, które – jak rozumiem – były i są ważne dla grupy EABS.
Z niemałą trudnością usiłuję ogarnąć ten karkołomny wywód mając świadomość, że dla mojego pokolenia to zbyt trudne. Ale sprawa jest zbyt poważna, by ją pominąć. „Slavic Spirits” – mówimy o rodowodzie słowiańskim, a więc również polskim w kontekście dzieła muzycznego. No to może warto by wspomnieć o takiej skrótowej z konieczności linii, która przychodzi mi na myśl a którą wyznaczają nazwiska choćby Mielczewskiego, Mikołaja Gomółki, Kurpińskiego, Chopina, Moniuszki, Wieniawskiego, Karłowicza, Żeleńskiego, Nowowiejskiego, Szymanowskiego, Lutosławskiego, Kilara, Pendereckiego. A także – bo to też linia słowiańska – Igora Strawińskiego ze sztandarowym „Świętem wiosny”, również Piotra Czajkowskiego, Sergiusza Rachmaninowa czy Sergiusza Prokofiewa. Tę listę można by znacznie wydłużyć i – z całym szacunkiem dla twórców piosenek i hip-hopu – dla hasła „Slavic spirits” jest ona stokroć ważniejsza.
Podobnie z nazwiskami naukowców. Skoro tekst dołączony do płyty traktuje temat poważnie, to powinny się tu znaleźć nazwiska wybitnych przedstawicieli polskiej etnomuzykologii, jak Adolf Chybiński, Ludwik Bielawski, Marian Sobieski, Jan Stęszewski, czy wreszcie prowadząca przez dziesięciolecia potężny projekt etno genealogii Słowian prof. Anna Czekanowska-Kuklińska.
Ale pal licho, jak jazz to jazz. No więc jak to było z tym słowiańskim, narodowym, polskim wątkiem u Komedy, Trzaskowskiego i Ptaszyna? Były jednostkowe przykłady (Oj tam u boru, Chmiel – Trzaskowski, Bandoska in Blue – Ptaszyn), ale muzycy zdecydowanie odżegnywali się od „narodowego” traktowania tych utworów czy wręcz twórczości. I może najbardziej nieprzejednany był w tej kwestii Andrzej Trzaskowski, którego zdanie w tamtych latach miało swą wagę. Podobnie Komeda, podobnie Stańko. Oczywiście w niektórych wypowiedziach przyznają, że skoro inaczej, w „duchu słowiańskim” odbierana jest ich twórczość, to coś w tym musi być, ale generalnie dystansowali się od hasła „polski jazz”, raczej przystając na „Jazz w Polsce”.
Przy tej okazji warto przypomnieć, że to nie muzycy, a redaktorzy Polskich Nagrań wymyślili hasło „Polish Jazz” dla historycznej serii, trochę zapewne dlatego, że w tamtych czasach władze niechętnie akceptowały wszelkie gesty proamerykańskie (New Orleans Stompers nagrali w 1964 roku płytę dla tej serii jako Warszawscy Stompersi wyłącznie z polskimi, swojskimi utworami!). Nawiasem mówiąc, skoro autor tekstu wymienia nazwiska polskich jazzmanów w tym kontekście, dlaczego nie pada w ogóle nazwisko Zbigniewa Namysłowskiego?!
I jeszcze jedna kwestia. Słowiański i narodowy charakter w muzyce manifestuje się głównie w tematyce, w słowach pieśni i w rytmice tańców. Rdzennie polskie tańce utrzymane są w większości w podziałach „na trzy”. To przede wszystkim polonez, mazur, kujawiak i oberek. Jazzmani mieli u nas od zawsze z tym problem, bo światowy jazz traktuje metrum 3/4 czy 3/8 jako wyjątki (choć z wybitnymi przykładami, jak choćby All Blues w nagraniach Davisa czy My Favorite Things w wykonaniach Coltrane’a). I gdy przyszła moda na jazzowe opracowania Chopina, niektórzy muzycy wykonywali chopinowskie mazurki i walce w swingowym beacie „na cztery” (np. stanowczo tę sprawę postawił na łamach JAZZ FORUM Krzysztof Herdzin). Piszę o tym dlatego, że ów „Slavic spirits” w przełożeniu na realia warsztatowe jazzmanów wcale nie jest prostą i oczywistą sprawą, a dowodzi tego również muzyka formacji EABS, utrzymana konsekwentnie w podziałach parzystych.
Przepraszam za przydługi i trochę chaotyczny wywód, ale temat nie jest i nie może być obojętny na tych łamach i marzyłoby się, gdyby głos zabrali muzycy, np. Piotr Baron i Grzech Piotrowski, którzy opracowali Bogurodzicę, Włodek Pawlik, który improwizował z zakonnikami w Stabat Mater, Leszek Możdżer, którego chopinowskie i komedowskie szkice uznawane są za wybitne, Nikola Kołodziejczyk ze swą jakże oryginalną wielopłaszczyznową stylistyką, może też Piotr Orzechowski i Marcin Masecki, może przywoływany Krzysztof Herdzin? Może ktoś jeszcze?
Temat jest arcyciekawy i wcale nie chodzi o to, by rozpocząć jakąś nową akcję „na ludowo”. Pytanie jest proste: Czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak „slavic spirits” czy „Polish spirits” w polskim jazzie? Wracając do muzyki grupy EABS – abstrahując od załączonego tekstu stawiam mocną czwórkę i życzę sukcesów.
Autor: Tomasz Szachowski