Caprice I
The Shining
No Suprises
Cerulean Blue
Nocturne nr.1
Kaleidoscope
Caprice II
Guliver’s Travels
Speak to Me
Something’s Coming

Muzycy: Daniel Nosewicz, gitary; Szymon Łukowski, saksofony; Michał Ciesielski, fortepian; Konrad Żołnierek, kontrabas; Sławek Koryzno, perkusja; Jerzy Małek, trąbka; Budapest Scoring Orchestra


The Shining

Daniel Nosewicz

Daniel Nosewicz, którego debiutancką płytę otrzymują w tym numerze prenumeratorzy JAZZ FORUM, to gitarzysta, kompozytor, dyrygent i aranżer, którego debiutancka płyta „The Shining” zdobyła w tym roku nagrodę Fryderyk w kategorii Fonograficzny Debiut Roku – Jazz. Wszechstronnie utalentowany muzyk w 2013 roku ukończył studia z wyróżnieniem w Akademii Muzycznej w Gdańsku na kierunku Jazz i Muzyka Estradowa, zaś w latach 2010/2011 był studentem Conservatoire de Musique de Bruxelles na wydziale Jazzu. Ma na swoim koncie liczne osiągnięcia, nagrody konkursowe. Był laureatem programu stypendialnego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska”, zdobywcą I nagrody w VI Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim im. Krzysztofa Komedy). Ma także doświadczenie w pracy aranżerskiej i dyrygenckiej z wieloma zespołami muzycznymi (m.in. Filharmonia Warmińsko-Mazurska, Filharmonia Szczecińska, koncerty w Operze Leśnej w Sopocie) oraz z telewizjami TVP i TVN.

Z Danielem Nosewiczem rozmawia Aleksandra Andrearczyk:

JAZZ FORUM: Najpierw uczyłeś się w rodzinnym Lidzbarku Warmińskim w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w klasie fortepianu i gitary klasycznej. Później studiowałeś jazz zarówno w Akademii Muzycznej w Gdańsku, jak i w Royal Conservatoire de Musique w Brukseli. Czy zauważyłeś jakieś różnice w polskim i zagranicznym podejściu do nauczania?

DANIEL NOSEWICZ: Kiedy studiowałem w Polsce, jazz dopiero raczkował w gdańskiej Akademii Muzycznej. Mój rocznik był pierwszym, można powiedzieć – eksperymentalnym rocznikiem jazzowym na tej uczelni. W Polsce w ciągu semestru pracowaliśmy nad trzema, czterema standardami, zaś w Brukseli odpowiednio – nad kilkunastoma i to jeszcze w różnych tonacjach. Po prostu brukselska uczelnia miała zdecydowanie większe doświadczenie w nauczaniu jazzu i to się dawało odczuć. Tempo pracy i ilość materiału konieczna do przyswojenia były zdecydowanie większe niż u nas.

Podczas studiów w Brukseli bardzo dużo się nauczyłem (a byłem tam tylko przez jeden semestr!), ale nie miałem właściwie czasu wolnego. Wracałem do domu z zajęć, szybko jadłem obiad i już trzeba było brać do ręki instrument i ćwiczyć. Egzaminy też wyglądały zupełnie inaczej. W Polsce na egzaminach prezentowaliśmy tylko dwa, trzy standardy, a w Belgii musiałem umieć kilkanaście, z których pytano mnie na wyrywki z akompaniamentu, tematów i improwizacji.

JF: A jak to się stało, że zająłeś się aranżacją?

DN: Właściwie już w czasie studiów prowadziłem swoją orkiestrę. Można powiedzieć, że zawsze miałem aranżacyjne zapędy. Już jako dziecko doceniałem brzmienie orkiestry. Byłem fanem gazetki „Muzyka Mistrzów”, do dzisiaj mam wszystkie jej egzemplarze. Zawsze fascynowało mnie, że orkiestra może brzmieć za każdym razem różnie: czy to klasycznie, czy to współcześnie, czy to jazzowo i że jest w niej tyle kolorów. Podczas studiów założyłem własną orkiestrę, zaczęły się pojawiać pierwsze zlecenia komercyjne i tak to się kręci do dziś, z czego bardzo się cieszę. Staram się jednak nie odkładać gitary na półkę. Wciąż jest to mój instrument wiodący i mam do niego sentyment, choć czasem w natłoku obowiązków aranżera i dyrygenta brakuje mi czasu na ćwiczenia.


Budapest Scoring Symphony Orchestra i Daniel Nosewicz


JF: Twoja debiutancka płyta „The Shining” zdobyła świetne recenzje i nagrodę Fryderyka za debiut jazzowy. W czasie nagrań pracowałeś z bardzo nietypowym składem: mamy tu połączenie kwintetu jazzowego i 60-osobowej orkiestry symfonicznej. Skąd pomysł, by do współpracy zaprosić orkiestrę Budapest Scoring?

DN: O tej orkiestrze po raz pierwszy usłyszałem podczas warsztatów muzyki filmowej w Krakowie. Od tego momentu zacząłem się jej przyglądać, zainteresowało mnie, że zajmuje się ona nie tylko muzyką filmową, współczesną, ale i jazzem (orkiestra posiada także swój big band). Zależało mi, by nad moją płytą pracować razem ze sprawnie funkcjonującą orkiestrą sesyjną. Nie chodzi o to, że w Polsce nie ma dobrych orkiestr czy muzyków, pierwotnie myślałem właśnie o współpracy z jakimś polskim zespołem. Jednak w naszych rodzimych warunkach byłoby to przedsięwzięcie o wiele bardziej karkołomne pod względem organizacyjnym: musiałbym sam zebrać duży zespół muzyków, dopasować wszystkie terminy, wynająć studio nagrań, realizatora, wydrukować nuty... Tymczasem z Budapest Scoring przebiegło to wszystko całkiem prosto. Wysłałem do Budapesztu nuty wraz z materiałami potrzebnymi do sesji i po prostu zjawiłem się w studiu o dziesiątej rano, a tam już wszystko było zrobione: nuty rozdane, pulpity rozstawione, realizator, muzycy – wszyscy czekali na swoich miejscach gotowi, by nagrywać. Byłem zaskoczony, że od samego początku do końca nasza współpraca przebiegała tak profesjonalnie, harmonijnie i bez żadnych problemów. To samo mogę zresztą powiedzieć o nagraniach kwintetu, które odbyły się w Monochrom Studio w Kotlinie Kłodzkiej.

JF: Ciekawi mnie, w jaki sposób nagrywa się płytę, na której słyszymy połączenie różnych zespołów? Rozumiem, że sesje z kwintetem i sesje z orkiestrą odbywały się w różnych miejscach i w różnym czasie, a dopiero na płycie nagrania zostały połączone w całość?

DN: Dokładnie tak. Ten aspekt wymagał zresztą ode mnie wielkiej precyzji w zapisie już na etapie komponowania. Zapis musiał być bardzo dokładny pod względem wszystkich elementów dzieła muzycznego, artykulacji, dynamiki itd., po to żeby oba zespoły, grając i nie słysząc siebie nawzajem, realizowały ten sam zamysł interpretacyjny. Najpierw zrealizowaliśmy nagranie z kwintetem, a potem po edycji materiałów pojechałem do Budapesztu. Tam z kolei orkiestra nagrywała ze słuchawkami na uszach, grając i jednocześnie słuchając nagrań kwintetu. Wydaje mi się, że było to dobre rozwiązanie.

JF: A gdybyś miał powiedzieć, jaka jest naczelna idea tej płyty? O czym ona tak naprawdę jest?

DN:Myślę, że jej idea ma związek z samym procesem komponowania. W wypadku tego projektu po raz pierwszy w życiu dałem sobie taką wolność twórczą. Pozwoliłem sobie usłyszeć dźwięki w głowie, a potem przelać je na papier. Postawiłem na swoją muzyczną wyobraźnię i to bardzo dobrze zadziałało. Niektóre pomysły muzyczne wpadały mi do głowy niespodziewanie, czasem wtedy, kiedy wcale nie miałem zamiaru pracować. Bywało, że w pośpiechu je zapisywałem albo nagrywałem na dyktafon, a potem dopiero zaczynałem żmudną i systematyczną pracę nad nimi.

JF: Czy wobec tego nazwałbyś ten proces twórczy spontanicznym?

DN: Tak, do pewnego stopnia. Choć nie powiedziałbym, że ta praca przebiegała całkowicie pod wpływem impulsu. Od samego początku miałem jakieś ogólne wyobrażenie każdego utworu, który ma się znaleźć w albumie, zwłaszcza jeśli chodzi o aspekt instrumentacji.

JF: Kiedy słucham twojego albumu, mam wrażenie, że warstwa instrumentacyjna została tu bardzo dobrze przemyślana i dopracowana. To nie jest jedna z tych płyt, na których nagranie orkiestry mogłoby zostać zastąpione wyciągiem fortepianowym bez uszczerbku dla kolorystyki.

DN: Aspekt muzycznej barwy jest i zawsze był dla mnie ważny. Bardzo dużo czasu poświęcam na pracę nad swoim warsztatem instrumentacyjnym, staram się zgłębiać sztukę łączenia ze sobą brzmień różnych instrumentów, różnych barw, wciąż szukam nowych, nietuzinkowych rozwiązań kolorystycznych. Czasami dopiero na próbie z orkiestrą albo na koncercie wychodzi na jaw, czy dany pomysł instrumentacyjny rzeczywiście się sprawdza. Dlatego po koncertach zawsze robię sobie w głowie podsumowanie – które pomysły się sprawdziły, a które mniej, co jeszcze chciałbym wykorzystać w przyszłości, co chciałbym poprawić.

JF: Album nosi tytuł „The Shining”, tak samo jak jeden z utworów w nim zawartych. Przyznam szczerze, że byłam nieco zaskoczona wyborem tego akurat utworu, ponieważ jest to kompozycja raczej skromna, wyciszona.

DN: Tak, zdecydowałem, że The Shining zostanie utworem tytułowym dlatego, że kompozycja ta dobrze oddaje stan umysłu, w jakim znajdowałem się, komponując cały materiał. Trochę ma to związek z tym, o czym mówiłem wcześniej na temat muzycznych pomysłów, które wpadały mi do głowy. Komponowanie było pewnego rodzaju „olśnieniem”, czy też „widzeniem”. Tytuł „The Shining” nawiązuje właśnie do tego procesu twórczego.


Daniel Nosewicz - fot. Sebastian Ćwik

JF: Sądząc po twojej niezwykłej aktywności, masz już pewnie w głowie całą masę nowych projektów? Nad czym aktualnie pracujesz?

DN: Obecnie przygotowuję materiał do koncertu „Artyści Andersa – Już nie zapomnisz mnie” na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej. Mogę zdradzić, że odbędzie się on w czerwcu i będą na nim wykonywane moje aranżacje piosenek z okresu dwudziestolecia międzywojennego. I od razu uprzedzę pytanie... Wiem, że podobny projekt już zrealizowałem na zlecenie Filharmonii Szczecińskiej. Tamte aranżacje były jednak zupełnie inne niż te, nad którymi obecnie pracuję. Wtedy zamysł był taki, by starać się oddać klimat lat 20. i 30., tym razem aranżuję zupełnie inaczej, bardziej współcześnie, ale także z dużym naciskiem na improwizację.

JF: A czy planujesz kolejne płyty? Po sukcesie tej pierwszej aż się prosi, by powstały następne.

DN: Tak, oczywiście, mam w planach kolejne nagrania. Mam już w głowie trzy czy cztery pomysły na następne płyty, ale na razie niestety nie mogę ich zdradzić. Powiem tylko, że planuję projekty na duży skład, bo w takich przedsięwzięciach najlepiej się czuję. Nie lubię zamykać się w żadnych ramach, więc nie wiem, czy będą to projekty stricte jazzowe. Sam słucham i interesuję się różnymi gatunkami muzyki: jazzem, klasyką, rozrywką. Staram się nie zamykać na żadne doświadczenia, bo wiem, że w pracy aranżera taka otwartość i elastyczność jest bardzo pożądana. Świetnym przykładem jest dla mnie Vince Mendoza, który działa w różnych obszarach, współpracując zarówno z orkiestrami symfonicznymi, big bandami jazzowymi, jak i zespołami popowymi.


Autor: Aleksandra Andrearczyk

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm