Wytwórnia: ECM 2258 (dystrybucja Universal)

Wine Dark Sea; Wayfinder; Dawn (with Her Rosy Fingers); The Sirens; Penelope Kalypso; Nausikaa; Stranger At the Gate; The Shades.

Muzycy: Chris Potter, saksofon tenorowy i sopranowy, klarnet basowy; Craig Taborn, fortepian; David Virelles, fortepian preparowany, czelesta, harmonium; Larry Grenadier, kontrabas; Eric Harland, perkusja

Recenzje opublikowano w numerze Jazz Forum 3/2013

The Sirens

Chris Potter

  • Ocena - 5

Znakomity, perfekcyjnie skonstruowany album, zarówno od strony budowania napięcia, jak i samej konwencji prezentowanego jaz­zu. Gdyby ktoś chciał pokazać wzorzec nowoczesnego jazzu, obowiązujący w roku 2013, to album Pottera na pewno mógłby nim być. Jest w nim trochę zasłuchania w to, co najlepsze od Johna Coltrane’a po Wayne’a Shortera, zarówno w saksofonowym fachu, jak i kompozycji, czy zespołowej empatii towarzyszących liderowi muzyków.

Potter nieprzypadkowo nazywany jest największą nadzieją jazzu. Jego zespół dopełnia inna (również spełniona) nadzieja, Craig Taborn. Już samo połączenie tych indywidualności zdaje się być wybuchową mieszanką. Słyszymy to w otwierającym album Wine Dark Sea – to nie jest jazz silący się na oryginalność, ale twórczo kontynuujący naj­­­­lepsze dzieła gigantów mainstreamu i straight-ahead jazzu.

W światowych recenzjach tego albumu przewijają się określenia tak mocne i zobowiązujące jak „epicki”, „przesłanie homeryckiej Odysei, jako nieśmiertelnego źródła humanizmu”. Nie siląc się na tak głębokie porównania, w pełni zgadzam się, iż liryczny ton lidera wraz z paletą barw fortepianu błyszczą nam jak gwiazdy na tle ciemnego nieba.

Mnie najbardziej pociąga w tym graniu kompletny brak zahamowań w swobodzie traktowania harmonii, otwartość formy, dialog na zasadzie call & response, jak choćby we wstępie Wayfinder. W tym utworze dotykamy również typowej dla Michaela Breckera formuły budowania tematu, gdzie każdej nucie w przebiegu melodycznym towarzyszy akord instrumentu polifonicznego. Brecker często budował takie formy za pośrednictwem elektroniki, tutaj Potterowi dzielnie wtóruje Taborn. Godna uwagi jest również solówka pianisty.

Artyści nie boją się również eksperymentów, dość wspomnieć o dosyć oryginalnej roli, którą powierzono Davidowi Virellesowi. Jego fortepianowe preparacje czy błyszczące blaskiem metalowych płytek barwy czelesty, wprowadzają tutaj coś na modłę eksperymentów Johna Cage’a czy plam Claude’a Debussy’ego. Bywa, że właśnie fortepianowa preparacja wprowadza rytmiczną wielopłaszczyznowość á la salsowe granie sekcji rytmicznej.

Potter potrafi grać z siłą, tym istnym saksofonowym czadem, jak Brecker (myślę, że jego obecność na jazzowej mapie może odrobinę wypełnić pustkę po nieodżałowanym saksofoniście), ale gdy trzeba, wyhamowuje, wycofuje swą afektację dynamiczną na rzecz niemal introwertycznej, eterycznej zadumy – Dawn (with Her Rosy Fingers). Sądzę, że dzieje się tak za sprawą wielkiej elastyczności lidera, artysty, który przez lata szlifował się jak diament u Dave’a Hollanda, Steve’a Swallowa, Paula Motiana, czy Jasona Morana, by ostatecznie rozbłysnąć niedawno u Pata Metheny’ego.

Może to właśnie dzięki temu potrafi on na podbudowie dynamicznej sekcji utrzymywać liryczny, ciepły ton, bez uciekania się do niepotrzebnej, przerysowanej dynamiki? Kiedy sięga po klarnet basowy (The Sirens), leje na nasze serca miód, a grający piękne solo Grenadier w tym samym temacie zdaje nas zniewalać muzyką, jak homeryckie syreny swym śpiewem. Ten artyzm odnajdujemy również w Penelope (tu lider czaruje nas na saksofonie sopranowym) i Nausikaa.

A co z Erikiem Harlandem? To już perkusyjna ekstraklasa. Atutem jego gry jest budowanie swoistej ściany dźwięku, i nie mówię tutaj o dynamice, ale o pełnym spectrum brzmienia od demonicznego basu po jasne plamy szeleszczących talerzy. To zaś buduje tło tego dźwiękowego spektaklu.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm