Wytwórnia: Fundacja Wici 7CD

Tie Break” (1989)
Duch wieje kędy chce” (1990)
Gin Gi Lob” (1991)
Tie Break & Jorgos Skolias „Poezje ks. Jana Twardowskiego” (1995)
Svora” (1984)
WooBooDoo” (1985)
Tie Break – archiwalia” (1983-1986) 

Muzycy: Marcin Pospieszalski, gitara basowa; Mateusz Pospieszalski, saksofony; Antoni Gralak, trąbka; Janusz „Yanina” Iwański, gitary; i wielu innych

Recenzję opublikowano w numerze 3/2015 Jazz Forum.


Tie Break Box

Tie Break

  • Ocena - 5

Siedmiopłytowa składanka w pięknym pudełku dopełniona znakomitą wkładką-książką to wydawnictwo dokumentujące 35 lat na scenie zespołu Tie Break. Reedycja wszystkich płyt zespołu poszerzona została o niepublikowane wcześniej nagrania z archiwum Polskiego Radia i archiwów prywatnych. Materiał dopełniony nagraniami dotąd niepublikowanymi poddano masteringowi, co sprawia, że całość świetnie brzmi. 

No i ta energia! No i składy! Jak choćby album formacji Svora z 1984 roku (z udziałem m.in. Stanisława Soyki - śpiew) czy starszego o rok WooBooDoo z piosenkami do tekstów Piotra Binkota, Jacka Kleyffa i Kamila Sipowicza. Dla całego albumu, czy raczej siedmiopaku, charakterystyczne są zmiany perkusistów. Raz jest Andrzeja Ryszka, kiedy indziej mamy Zbigniewa „Uhuru” Brysiaka (perkusjonalia) i Sarandisa Juwanudisa. Wszystkie koncertowe nagrania wpisują Tie Break do grona istnych estradowych „potworów” znad Wisły, grasujących między Odrą i Bugiem (posłuchajcie choćby „Tie Break Live” – album koncertowy zarejestrowany w Filharmonii Częstochowskiej). Na innym biegunie leży artystyczny Tie Break & Jorgos Skolias „Poezje ks. Jana Twardowskiego” i Tiebreakowy kanon „Duch wieje kędy chce” (1990 rok) oraz rok młodszy krążek „Gin Gi Lob”.

Kiedy słucha się tej muzyki jednocześnie czytając wywiad-rzekę Rafała Księżyka (całość ma własny tytuł „Spaść na głowę w noc ciemną”), jawi nam się obraz dwuznaczny. Z jednej strony mamy gang pasjonatów zamiast rewolwerów używający instrumentów, a w miejsce naboi – nut, z drugiej cały mechanizm naszego zgniło-socrealistycznego bagna z układami, ale i fascynacje fanów idące tropem porywającej muzyki. 

I taka polaryzacja opinii towarzyszy grupie Tie Break do dzisiaj. Są tacy, którzy przyklejają im łatkę muzycznych szaleńców (bywa mocniej i dosadniej). Inni mówią, że to punk-jazzowe estradowe zwierzaki. Znając teraz pełnię dokonań i to, co uczynili powracając na scenę z okazji jubileuszu (vide koncert na Warsaw Summer Jazz Days), słyszymy, jak poważną siłą są muzycy z podnóża Jasnej Góry. Mieszali w tyglu (i nadal to czynią) rock, avant-pop, wszelkiej maści klimaty world i jazz, aż po improwizowany eksperyment. Eksperyment chyba ciągle niedoceniony! 

Szukając mostów między Young Power a rewoltą funkcjonującą na osi Bydgoszcz (klub Mózg) – trójmiejski zgiełk z formacją Miłość, projektami Leszka Możdżera, Tymona Tymańskiego, czy Mikołaja Trzaski na czele, gdzieś zanika nam historyczny potencjał Częstochowy. Z perspektywy lat trudny do przecenienia, dźwiękowe i estetyczne zjawiska, które przestawiły myślenie o muzyce improwizowanej – sztywnej, ukształtowanej na kilku dekadach klasycznego, mainstreamowego jazzu. 

Ale Tie Break to zjawisko szersze, werbalizacja nonkonformizmu i wręcz anty-postawa do jazzu „oficjalnego”, muzyki u schyłku lat 70. i 80. w wydaniu powoli blaknących gwiazd tego gatunku, przez które pustoszały kluby. Dzisiaj wiemy, że to co grali młodzi-gniewni, było swoistym kołem ratunkowym dla całego naszego jazzu! Kto wie, czy świadectwo zapisane w książeczce nie jest chwilami ważniejsze od samej muzyki? To bolesny obraz walki (czasami bezpardonowej, wręcz chamskiej) miedzy tym, co w jazzie sztywne, wsadzone w łapy chałtury i zapijaczonych knajp (Tymon Tymański mówił dosadniej) a tym, co z trudem przebijało się przez zinstytucjonalizowany świat festiwali, nagrań i widzimisię „pana wydającego paszporty” w Pagarcie. 

Dzisiaj już wiemy, że ta jazzowa rewolta zapisana na siedmiu płytach musiała się ziścić, dać impuls do nowego myślenia o jazzie. Nie jazzie – odgrywaniu zgranych do bólu standardów przy wtórze wódki i kotleta, ale o jazzie – muzyce improwizowanej idącej z duchem czasu. Muzyce świadomej istnienia punk rocka, reggae, czadu elektrycznej gitary prowadzącej dialog z wrzeszczącym rozpaczliwie saksofonem. 

Dzisiaj trochę te nagrania pokrył kurz czasu, zapomnienia. Może to wina tego, że muzycy je tworzący to elita rozchwytywana i zwyczajnie zaabsorbowana dziesiątkami projektów? A wówczas bywa, że brak czasu na „swoje”. Marcin Pospieszalski, jego brat Mateusz, „Yanina” i Antoni „Ziut” Gralak w obrębie offowej subkultury lat 80. szybko zdobyli pozycje najciekawszego outsidera. Chuligani jazzowej sceny istnieli poza oficjalnym obiegiem, nieobecni w komunistycznych mediach, zespół programowo poszukujący, tworzący własny unikalny styl i brzmienie dzisiaj zaskakuje aktualnością swoich dokonań sprzed dekad. 

Kiedy słucha się tej muzyki, z jednej strony doznajemy wielkiej radości w obcowaniu z dźwiękami płynącymi wprost z ludzkiej świadomości, serca, pełnymi emocji i przekazu. Niestety, z drugiej strony z każdą frazą uzmysławiamy sobie, jak totalna papka i dźwiękowa nicość płynie do nas z radiowych głośników. A najgorsze jest to, że w starciu z tym bezkresem muzycznej głu­poty i sprośności, muzyka Tie Break musi przegrać. Dlaczego? Bo jest świetna i mądra. I co najważniejsze – powstała z potrzeby serca, a nie dla mamony. 


Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm