Wytwórnia: ECM 2615 (dystrybucja Universal)


One Time In
Seeds of Change
Razzle Dazzle
Sparkle Lights
Mystic
Piano/Drum Episode
Gong Episode
Rare Beauty
Spirit Lake
Tarra­ssa
The Smiling Dog


Muzycy:
Joe Lovano, saksofon tenorowy; Marilyn Crispell, fortepian; Carmen Castaldi, perkusja


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 1-2/2019


Trio Tapestry

Joe Lovano

Ocena płyty: 6

Gdyby recenzjom można było nadawać tytuły, tę zatytułowałbym: „Podwieczorek arcymistrzów”. Joe Lovano, związek quasi-frazeologiczny imienia i nazwiska, który po usłyszeniu niesie ze sobą wyobrażenie brzmienia. Ciepłego, puchatego, ogromnego, mocnego i skrajnie nowojorskiego. Takiego, jak jeden z tytułów jego płyt „52nd Street Themes”. I chociaż to jego śp. ojciec nosił przydomek „Big” (Tony „Big T” Lovano), to zasługuje nań właśnie Joe, jak mało kto w świecie dzisiejszego jazzu. Nieustanny propagator sztuki wysokiej, orędownik szacunku dla tradycji, poszukujący eksperymentator, synkretyzator i wynalazca stylów, na dodatek wirtuoz i „dusza człowiek – brat łata”, serdeczny, ciepły, uprzejmy, dobry. Kochany i podziwiany przez publiczność, krytyków i muzyków.

Śledzę uważnie podróż muzyczną wielkiego saksofonisty od czasu jego koncertów z Woodym Hermanem w Polsce, w latach 80. Pamiętam (stranskrybowałem i zapisałem sobie te arcynuty) jego battle z innym gigantem tenoru – Frankiem Tiberi – w Coltrane’owskim Giant Steps. Już wtedy przeczuwałem, że słyszę przyszłego generała armii epigonów i nie omyliłem się, jak widać.

Ostatnią aktywnością, o jaką posądziłbym Joe’ego Lovano, jest współpraca z „najpiękniejszym brzmieniem powyżej ciszy”, czyli ECM, panaeicherowskim panteonem syntezy wpływu najwartościowszych okolic na jazz. Nie doceniłem geniuszu obu wyżej wspomnianych, tak Lovano, jak Eichera. Efekt tej współpracy jest nieoczekiwany, pod każdym względem pozytywnie zaskakujący, wzruszający, inspirujący, stojący obiema nogami wielkiego saksofonisty w pachnidłach i smakołykach historii jazzowego saksofonu, ale całkowicie nowy, dziewiczy, czysty pięknem wolnej improwizacji niezwiązanej żadną matrycą.

Muzykę napisał, czy też raczej wymyślił, a potem opowiedział kolegom Joe Lovano. To jego płyta. Pozostała dwójka gra tak, jak grałby sam Joe na ich instrumentach, gdyby posiadł zdolność bi-, czy też trilokacji, bowiem to tylko trio, bez kontrabasu. Pardon, to aż trio, bez kontrabasu. Dobrym, eceemowskim wzorem grają brzmieniem i współbrzmieniem. Brzmieniem jasnym, zwiewnym, napowietrzonym, ale bez saturacji, tu raczej słychać popołudniowy wietrzyk z Cleveland, Ohio, gdzie Big Joe wraz z perkusistą, Carmenem Castaldi (imię mylące, ale Carmen to facet) wzrastali w blasku muzyki Big T et consortes.

Na fortepianie maluje tu Marilyn Crispell, artystka olśniewająca inwencją, prowokująca pozornie nieśmiałymi pretekstami zawartymi w akompaniamencie, powodująca swoimi „calls” frenetyczne „responses” Joe’ego, a następnie dopełniająca wszystko to, co dopełnienia wymaga, wszakże zachowująca stosowną powściągliwość w chwilach szczególnie dostojnych, wprowadzając metafizyczne namaszczenie i nieuchwytnie podnosząc momentum muzyczne. Nikt tu niczego nie udowadnia. Wszystko jest tak oczywiste, jak oddech.

Gdybym miał użyć tagów, dla oznaczenia wolnych, parajoyce’owskich skojarzeń wynikających z zaszczytu obcowania z tą muzyką, byłyby one następujące:

#medytacja #piękno #pokój #dobro #wzruszenie #tęsknota #szczęście #modlitwa #olśnienie #zachwyt #wdzięczność #spełnienie #AMEN


Autor: Piotr Baron

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm