Wytwórnia: Verve 2732666

Twelve Nights In Hollywood Vol. 1-4

Ella Fitzgerald

  • Ocena - 4.5

77 utworów głównie z Great American Songbook.
Muzycy: Ella Fitzgerald, śpiew; Lou Levy, fortepian, szef muzyczny; Herb Ellis, gitara; Wilfred Mildebrooks, kontrabas; Gus Johnson, perkusja

Na początku należy się wytłumaczenie, dlaczego tylko cztery i pół gwiazdki, skoro niepublikowane wcześniej piosenki zostały wszystkie bez wyjątku wykonane przez Fitz¬gerald na najwyższym z możliwych poziomów. Otóż jej prezentacje są, jak zresztą najczęściej, wzorcowe, natomiast sekcja akompaniująca jest bardzo dobra, ale nie wybitna. Bezwzględnie zaś dla fanów jej talentu to pozycja absolutnie obowiązkowa! Wokalistów może wpędzić w kompleksy.

Należy się kilka wyjaśnień dotyczących wydań niniejszych albumów. W 1961 r. ukazała się płyta winylowa (wznowiona na kompakcie tylko w Japonii) „Ella In Hollywood” pochodząca z serii występów w klubie Crescendo. Możliwe, że przypadkowy wybór repertuaru i niski poziom techniczny nagrań sprawił, że tytuł przeszedł bez echa.

W 1988 r. dociekliwy archiwista Phil Schaap odkrył w magazynach wydawnictwa Verve aż 14 godzin nagrań dokonanych podczas 12 dni występów Fitzgerald we wspomnianym klubie w maju 1961 r. W ciągu wielu kolejnych lat, producent Richard Seidel starannie wyselekcjonował materiały na dwie podwójne płyty, które w ubiegłym roku ukazały się też w postaci boksu z pełnym opisem i licznymi fotosami oraz jako pojedynczy kompakt „The Best From Twelve Nights In Hollywood”. Kilka utworów z płyty „Ella In Hollywood” zostało powtórzonych na niniejszym zestawie, ale 73 z nich nie było wcześniej publikowanych a jakość techniczna nagrań jest obecnie imponująca, momentami mamy wrażenie bezpośredniego uczestniczenia w wydarzeniach sprzed pół wieku!

To był wspaniały okres w karierze Elli. Posiadała niewiarygodnie bezbłędną intonację, umiejętność łączenia kilku melodii w całość, jej ciepły alt emanował esencją swingu, była należycie subtelna w balladach, ale też pełna temperamentu i pasji w szybkich utworach. W bogatym wyborze przearanżowanych tematów zabrakło może pokazowego Air Mail Special, ale zrekompensował to z nawiązką brawurowy scat w Clap Hands! Here Comes Charlie!, wykonanym w równie zawrotnym tempie. Rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę, że Fitzgerald zachowywała się jak rasowy muzyk jazzowy swobodnie frazując scatem po kilka improwizowanych chorusów. Największą owację słuchaczy na koncertach zyskał Mack the Knife, w wersji porównywalnej ze słynnym berlińskim wykonaniem. W repertuarze znalazł się także będący wtedy w modzie twist. Inną ciekawostką jest, że zrelaksowana i bezpośrednia wokalistka wybucha śmiechem w kilku momentach, po czym bezbłędnie wchodzi wokalnie. 

Przypomni się niektórym szczęśliwcom, jak z zapartym tchem podziwialiśmy Fitzgerald na scenie Sali Kongresowej w 1965 r., gdy z przymkniętymi oczyma, w skupieniu nie żałowała nam swego unikalnego talentu wokalnego i mimo tuszy poruszała się lekko na szpilkach po scenie. Musiały ją wtedy, jak i na tej bezcennej pamiątce, us¬krzydlać śpiewane piosenki. Ona tym żyła.

Autor: Cezary Gumiński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm