Wytwórnia: Blue Note 00602508992094 (dystrybucja Universal)


Baba Drame
Hour Glass
Valentine
Levees
Winter Always Turns to Spring
Keep Your Eyes Open
A Flower Is a Lovesome Thing
Electricity
Wagon Wheels
Aunt Mary
What the World Needs Now Is Love
Where Do We Go?
We Shall Overcome


Muzycy:
Bill Frisell, gitara; Thomas Morgan, kontrabas; Rudy Royston, perkusja


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 12/2020


Valentine

Bill Frisell

  • Ocena - 5

Kto kiedykolwiek bardziej szczegółowo poznawał dyskografię Billa Frisella, ten wie, że muzyka gitarzysty od lat łączy w sobie to, co najlepsze w amerykańskim folklorze i jazzowej improwizacji. Odsłon jego twórczości było wiele – na tyle dużo, że trudno je w krótkiej recenzji przytoczyć i sprowadzić do wspólnego mianownika. Warto jednak przypomnieć, że Bill Frisell występował i nagrywał z jednej strony z Ronem Carterem, Dave’em Hollandem czy Elvinem Jonesem, a z drugiej z Johnem Zornem, Timem Berne’em oraz Vernonem Reidem. Ze sporym powodzeniem przygotowywał  muzykę do wczesnych filmów z Busterem Keatonem („Na zachód”, „Jeden tydzień” i „Sygnał”), nawiązywał do bluegrassu („Nashville”), czy interpretował w kreatywny sposób utwory The Beatles, The Byrds, a także blues-rock­owych klasyków rodem z Chicago w rodzaju Juniora Wellsa („Guitar In The Space Age” i „All We Are Saying…”). 

Ostatnim albumem Billa Frisella, do którego chętnie wracałem, był „Lebroba” z 2018 roku – podobnie jak „Valentine” również nagrany w trio. Na wspólnej płycie z trębaczem Wadadą Leo Smithem i perkusistą Andrew Cyrillem brakowało mi jednak tej lekkości, która charakteryzuje najlepsze albumy amerykańskiego gitarzysty. Więcej było za to ukłonów w stronę jazzowej awangardy, z którą Frisell szczególnie za sprawą dokonań z przełomu lat 80. i 90. jest przecież mocno kojarzony.

Na „Valentine”, który po „Harmony” z ub.r. jest drugim albumem Amerykanina wydanym przez Blue Note i debiutem tria zaprawionego w koncertowych bojach w nowojorskim klubie The Village Vanguard, gitarzysta stawia na swobodne interakcje między muzykami. Sięga po covery, standardy jazzowe i utwory tradycyjne, ale lwią część albumu stanowią autorskie kompozycje lidera. Mimo zróżnicowanego repertuaru zespół osiąga harmonię i jest w stanie wykreować przestrzeń, która niczym magnes skutecznie przyciąga uwagę słuchacza.

Ponad tym wszystkim unoszą się dźwięki gitary Billa Frisella, które trudno pomylić z kimś innym. I naprawdę nie ma znaczenia, że artysta nie przesuwa palcami po gryfie i nie dociska strun z zawrotną prędkością, epatując solówkami. Jego minimalistyczny styl gry jest jakością samą w sobie.   

Za sprawą „Valentine” Frisell wraz z kontrabasistą Thomasem Morganem i perkusistą Rudym Roystonem po raz kolejny powraca do tego, co esencjonalne w jego twórczości i czyni to jakby od niechcenia – w przerwie między kolejnymi sesjami i próbami. Robi to też w zdecydowanie lepszym stylu niż na innej płycie, jaka ukazała się w tym roku w katalogu ACT. Jeśli zatem zastanawiacie się nad tym, po który album sięgnąć – wybierzcie „Valentine” zamiast „Americany” i rozkoszujcie się do woli każdym dźwiękiem na nim zawartym.


Autor: Piotr Wojdat

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm