Wytwórnia: Polskie Nagrania PNCD 1262 (CD), SX 4009 (LP)

Warszawski rock and roll lat 60.

Różni Wykonawcy

  • Ocena - 3.5

Ginchy – Big Beat Sextet; Twist z białą damą – Chochoły i Wiesław Czerwiński; Niewinny złodziej – Chochoły i Piotr Miks; Małgorzato jeśli chcesz – Kawalerowie i Jerzy Szczęśniak; Na dobre i na złe – Dzikusy i Tadeusz Woźniak; Amor a kysz, Naście lat – Chochoły i Dariusz Pankowski; Stary żółw – Bardowie i Piotr Miks; Bo róża też kolce ma – Tajfuny i Wojciech Gąssowski; Kiedy mówisz coś – Dzikusy i Tadeusz Woźniak; Żali – Tajfuny i Wojciech Gąssowski; Gwiazdy – Warszawskie Kuranty; Słowa, imiona – Pesymiści i Daniel Kłosek; Widzisz miła – Bardowie i January Piasecki; Topiel – Pięciu i Daniel Kłosek; Z brzytwą na poziomki – Klan i Marek Ałaszewski; oraz bonusy na CD: Nie powiem ci już nic –  Pesymiści; Palcie tylko sporty – Kawalerowie i Marek Zarzycki; Szpilki – Chochoły i Darek Pankowski; Nie sadźcie rajskich jabłoni, Automaty –  Klan i Marek Ałaszewski

Zawartość tej płyty zapowiada już okładka – barwna, pstrokata wręcz, sympatyczna na pierwszy rzut oka, sięgająca kolorystycznie i graficznie do „szczęśliwych lat 60.”. Co prawda ze względów politycznych dekada lat 60. nie była już tak „szczęśliwa”, ale o polityce zapomnijmy i skupmy się na muzyce tamtego okresu.

A był to okres rock and rolla, błyskawicznie rozwijającego się, a potem – nieco wolniej – przekształcającego się w nowoczesny rock. W naszym kraju najbardziej aktywne i twórcze były na tym polu dwa regiony: Trójmiasto (wszystkie zespoły kolorowe) i Kraków (Szwagry, Skaldowie, Dżamble). Pozostawiły one w pokonanym polu wykonawców warszawskich, którzy nie zdobyli sławy ogólnopolskiej, wykraczającej poza Warszawę i jej okolice.

My, warszawiacy, zawsze zastanawialiśmy się, dlaczego tak się stało, dlaczego Tajfuny, Kawalerowie, Chochoły, Dzikusy, Pięciu nie sprzedawali swych płyt w masowych niemal nakładach, dlaczego nie występowali po kilka razy w różnych miastach i mieścinach naszego kraju, dlaczego nie zdobywali nagród na festiwalu w Opolu i dlaczego nie reprezentowali nas na festiwalach sopockich… I do dziś nie potrafimy sobie na to pytanie odpowiedzieć. Może u nas, w stolicy nie było tak obrotnego menedżera i kierownika artystycznego jak Franciszek Walicki. Może nie było tak aktywnie działających klubów jak Żak i Rudy Kot, tak sprawnie działających Estrad, jak Estrada Szczecińska ze zmarłym niedawno Jackiem Nieżychowskim.

Nieważne – my mieliśmy swoje zespoły, które grały dla nas, grały w naszych, warszawskich klubach – w Sezamie, Stodole, rzadziej w Hybrydach, gdzie grano głównie jazz, ale także w Medyku, na AWF-ie w Relaksie, w Centonie na Uniwersytecie Warszawskim, w Karuzeli, Hadesie, Fince, na Łowickiej i w wielu innych miejscach. Wtedy w Warszawie było wiele klubów dzielnicowych, czy środowiskowych, i każdy z nich miał swój zespół gitarowy.

Takim „rock and rollowym zagłębiem” była wówczas w stolicy dzielnica Mokotów, gdzie mieszkało, tworzyło i  chodziło do szkoły wielu naszych chłopców, m.in. Tomasz Butowtt, Andrzej Turski, Jerzy Szczęśniak, Michał Krasicki, Wojciech Gąssowski, a z przyszłych radiowych prezenterów Witold Pograniczny i autor tej recenzji.

Zresztą o tych warszawskich niezapomnianych klubach i tych wszystkich zespołach i solistach pisze w booklecie Piotr Miks, warszawski muzyk, solista Chochołów, Tajfunów, Pesymistów, Warszawskich Kurantów, Bardów, aktywny muzycznie do dziś. I to właśnie on stara się o podtrzymanie tradycji „warszawskiego rock and rolla”, do dziś organizując w Stodole i w gościnnym Domu Kultury na Łowickiej koncerty muzyków, którzy te zespoły tworzyli.

I to właśnie on, wspólnie z muzyczną pasjonatką Iwoną Thierry, doprowadził do wydania tej płyty przez powracające do dawnej świetności Polskie Nagrania.

Warszawscy chłopcy dorastali, zespoły zmieniały nazwy, składy, powstawały nowe grupy, które po pewnym czasie podbiły całą Polskę (Akwarele, Klan, 2+1). Chłopcy dorastali, rozjeżdżali  się po świecie, przechodzili  do innych zawodów. Warszawski rock and roll zmieniał się, ewoluował zgodnie z logiką rozwoju tej muzyki na całym świecie: od prostych, gitarowych brzmień „pod Venturesów i Shadowsów” (tak grały pierwotnie Tajfuny), przez muzykę „dirty”, w stylu Animalsów i Stonesów (tak grały Chochoły, Pięciu, Kawalerowie),  po soul (na tym polu świetne były Akwarele stworzone przez Niemena), po brzmienia  awangardowe, które pojawiły się w muzyce Klanu, czy po prostotę folku, jak u 2+1.

Do dziś aktywni są na muzycznym polu tylko niektórzy z byłych warszawskich chłopców – wspomniany Piotr Miks, Wojciech Gąssowski, bardzo mocno kojarzony z naszym ukochanym Mokotowem, mieszkający wówczas na tzw. „małej Puławskiej”; Tadeusz Woźniak, który debiutował w Dzikusach i wciąż zadziwia dyspozycją wokalną; Tomasz Butowtt, który dziś nie gra, ale dobrą muzykę w inny sposób popularyzuje; Paweł Brodowski, który od 30 lat „szefuje” JAZZ FORUM; Tomek Jaśkiewicz, który nadal fantastycznie gra na gitarze np. w Zielono-Czarnych i Czerwono-Czarnych; Krzysztof Dłutowski, który swą muzyczną wiedzę przekazuje młodym pokoleniom; Wiesław Czerwiński, przypominający na okazjonalnych imprezach swą Białą damę i Grażynę; Cezary Szlązak, nadal popularyzujący na estradzie repertuar swego zmarłego przyjaciela Janusza Kruka; Janek Goethel, wspaniały gitarzysta, nadal grający w wielu zespołach, i mający dalekosiężne plany muzyczne; Zbyszek Antoszewski, który dokumentował tamte czasy nie tylko grając w Tajfunach, ale także utrwalając je na zdjęciach; Michał Krasicki wykładający jazz na jednej z warszawskich uczelni i nadal komponujący piosenki; Tomasz Szachowski, który w Polskim Radiu, w Programie II prezentuje muzykę klasyczną i jazzową, oraz piszący te słowa, który stara się w swych audycjach przypominać te cudowne – dla swego pokolenia – muzyczne lata 60.

Na koniec chciałbym pochylić z szacunkiem czoło przed muzykami, którzy dziś już nie grają, ale 40 lat temu współtworzyli to fascynujące zjawisko, jakim był „warszawski rock and roll”: są to m.in. Bogdan Kendelewicz, Krzysztof Bańkowski, Janusz Godlewski, Darek Pankowski, Aleksander Wołodarski, Wiktor Stroiński, Marek Zarzycki, Tadeusz Trzciński, Bogdan Gorbaczyński, Mirek Lasoń, Wojtek Morawski, a także, a może przede wszystkim wspomnieć tych, którzy już odeszli na zawsze, jak Marian Zimiński, Mirek Bednarski, Marek Brodowski, czy Marta Martelińska...

W tej recenzji mało miejsca poświęciłem samej muzyce, a czasem zdarza się, że to nie muzyka – zresztą w tym wypadku doskonała – jest najważniejsza, tylko ludzie, którzy ją tworzyli.

Autor: Marek Gaszyński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm