Wytwórnia: Agora


Cloud Illiusions
The Way
Petriolo
Quantum Walk
Therese Dreaming
Letting Go
Joyful Souls


Muzycy
: Marek Napiórkowski, gitara; Manuel Valera, fortepian; Robert Kubiszyn, kontrabas; Clarence Penn, perkusja; gościnnie: Chris Potter, saksofon, klarnet basowy (2)


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 10-11/2017


WAW-NYC

Marek Napiórkowski

  • Ocena - 5

Marek Napiórkowski, gitarzysta jazzowy, jest już marką rozpoznawalną dla tzw. zwykłego słuchacza. Gra swoją muzykę, koncertuje jak Polska długa i szeroka, coraz częściej prezentuje się za granicą. I powiedziałbym, że „WAW-NYC” jest jego dziełem życia, gdyby nie to, że w zasadzie można to powiedzieć o jego każdym poprzednim albumie – bo każdy był mistrzowski, przemyślany i na określonym etapie świetnie się rozwijającej kariery po prostu ważny. Nie wiem, co by się musiało stać, żeby i ten nie zebrał wszystkich praktykowanych w jazzowej branży wyróżnień.

Ale to jest rzeczywiście wyjątkowa i wybitna płyta. Zacznijmy może od konceptu: autorską, premierową muzykę grają muzycy polscy (obok lidera, obsługujący tu kontrabas Robert Kubiszyn) i amerykańscy (pianista Manuel Valera i perkusista Clarence Penn). Samo w sobie to jeszcze, rzecz jasna, nie stanowi o wyjątkowości nagrania, bo międzynarodowych kooperacji na najwyższym szczeblu mamy w polskiej fonografii ostatnio bardzo dużo, ale już jest pewnym sygnałem: stylistycznie, estetycznie i wykonawczo jesteśmy wysoko ponad granicami Rzeczpospolitej.

Napiórkowski ma swój własny, rozpoznawalny sound, wywodzący się, powiedzmy, ze szkoły scofieldowskiej (kiedy gra na gitarze elektrycznej) i metheny’owskiej (gdy sięga po gitarę akustyczną). Ale – co chyba ważniejsze – stał się jednym z najwybitniejszych w Polsce kompozytorów jazzowych. Rozumie, jak ważna jest równowaga między wyrafinowanym, ale zapamiętywalnym tematem, długością i wewnętrzną dramaturgią poszczególnych improwizacji, formą całego utworu. Gitarzysta trudną sztukę pisania na (w tym wypadku) kwartet solistów posiadł i na „WAW-NYC” w pełni wykorzystał.
Siedem, rozbudowanych kompozycji (najkrótsza jest ballada Therese Dreaming), układa się – o, właśnie, bezbłędne układanie kolejności utworów to kolejna umiejętność Napiórkowskiego – w fascynującą historię faceta niemłodego już, ale i niestarego, raczej lekkoducha i romantyka, niż prezesa. Każdy z tych utworów jest swojego rodzaju piosenką bez słów – nie trzeba się specjalnie zmuszać, żeby śpiewać w unisonie z wiodącą, siłą rzeczy, prym gitarą. Zagrany niespodziewanie na akustyku riff w Letting Go jest oczywiście żartem i aluzją do hard rockowych, młodzieńczych fascynacji Napiórkowskiego, ale też pokazuje, że kompozytor, a zarazem wirtuoz, dobrze wie, ile znaczy nawiązanie emocjonalnego kontaktu ze słuchaczem. I tu dochodzę do sedna tej płyty – to jest dzieło stworzone prosto z serca, po to, żeby zachwycić na czysto emocjonalnym poziomie.

Na szpanerskie popisy instrumentalne każdego z muzyków, oczywiście, też jest miejsce, tutaj od genialnych solówek aż się roi, ale jeśli chcecie, żeby jazz was porwał poza tęczę, jak, nie przymierzając, trąba powietrzna porwała małą Dorotkę, to bilet na trasie Warszawa – Nowy Jork załatwi sprawę.


Autor: Adam Domagała

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm