Wytwórnia: SMJ 01

Lullaby of Birdland; How High the Moon; Blackbird; Body and Soul; God Bless the Child; I’m Just a Lucky So and So; My Funny Valentine; A Wind Cries Mary; With a Little Help From My Friends; How High the Moon, Caldonia; St. Louis Blues; Autumn Leaves; Little Wing; Hey Jude; Eleanor Rigby

Muzycy: Leszek Dranicki, gitara, śpiew; Marcin Pospieszalski, gitara basowa; Paweł Berger, fortepian (2-10); Zbigniew Jaremko, saksofon, organy (2-10); Sarandis Juwanidis, perkusja (2-10); Lech Grochala, instr. perkusyjne; w utworach11-12: Krzysztof Drogowski, trąbka; Marek Kazana, saksofon altowy i barytonowy; Jacek Skrzypczak, saksofon altowy; Romuald Ponocki, saksofon tenorowy; Robert Kalicki, instr. klawiszowe; Andrzej Malcherek, gitara; Piotr Krawczyk, gitara basowa; Michał Zduniak, perkusja; w utworach 13-14: Andrzej Cudzich, kontrabas; Eryk Kulm, perkusja

Recenzję opublikowano w numerze 6/2014 Jazz Forum


Z serii Swingujące 3miasto

Leszek Dranicki

  • Ocena - 4

Słuchając utworów, zarejestrowanych na kolejnej płycie zrealizowanej przez Marcina Jacobsona w serii Swingujące 3miasto, uciekam w refleksje słodko-gorzkie. Słodko, bo klasa wokalna Dranickiego, a i nieprzeciętne umiejętności bogatej gitarowej harmonizacji standardów, dostarczają bogatych doznań estetycznych. Gorzko, bo przywołane dzięki owej kompilacji dowody znakomitej i wielce indywidualnej klasy gdańskiego muzyka były przecież w jazzowym środowisku znane wówczas, gdy je Dranicki kolejno ujawniał (czyli w latach 1986-89), a mimo to jako wokalista klasy, jak uważam, światowej, pozostaje do dziś na uboczu ścieżki kariery.

Mimo uczestnictwa w wielu poważnych przedsięwzięciach (Baszta, Krzak, Teatr Instrumentalny R.G. Miśka), współpracy z niekwestionowaną czołówką polskich muzyków (M. Sikała, J. Muniak, E. Kowalski, L. Możdżer, P. Lemańczyk), charyzmatycznemu wokaliście, którego uważam za współczesną, bardziej „drapieżną” wersję śpiewającego Cheta Bakera, nie udało się przedrzeć na światowe estrady festiwali jazzowych. A tam jest jego miejsce – bo publiczność, jak uczy doświadczenie, kocha wokalistów obdarzonych indywidualnym, rozpoznawalnym timbrem głosu.

O ile pierwsza część płyty to znakomicie zremasterowana powtórka pierwszej, analogowej płyty Dranickiego „With a Little Help…”, to dzięki kwerendzie Jacobsona ujawnione zostały znacznie mniej znane utwory CaldoniaSt. Louis Blues, nagrane w studiu PR w Szczecinie w r. 1988. Aranżacje (zwłaszcza w warstwie brzmieniowej) dwóch bluesowych klasyków odbijają niewątpliwie modę czy ulubione techniki tamtego czasu, co wcale nie obniża rangi owych nagrań; budzą spore emocje, zaś interpretacja wokalisty każe zapomnieć o jakichkolwiek porównaniach z setkami innych interpretacji; one po prostu są bezpośrednim pokazem indywidualności.

Również nagrania dokonane w studiu Polskiego Radia w Gdańsku, w trio L. Dranicki/A. Cudzich/E. Kulm, ewokują mocne emocje, gdy słuchamy np. solówki unisono gitara-śpiew w hendriksowskim Little Wing. Nie mam rzecz jasna wątpliwości, że niezwykły klimat dwóch zaledwie utworów tria zawdzięczamy nie tylko Dranickiemu, ale współpracującym z nim basiście i perkusiście. Nie jest to zasługa samej techniki instrumentalnej i zręczności dopasowania zasobów jazzowego idiomu do owego zestawienia personalnego.

Czasem słucha się grających razem doskonałych muzyków – ale magii nie ma. Tu jednak ją po prostu słychać, choć trudno zrozumieć, na czym owa „zjawa” polega. Dobrą egzemplifikacją solowych możliwości Dranickiego mogą być Hey JudeEleanor Rigby. Wydawałoby się, że wielość znanych interpretacji zbanalizowała beatlesowskie standardy.

Proszę jednak posłuchać Leszka Dranickiego – zadaje kłam takiej, jak się okazuje, zbyt pochopnej opinii. Ta sama uwaga dotyczy również utworów BlackbirdWith a Little Help from My Friends, ze wspomnianej wyżej pierwszej analogowej płyty gdańskiego muzyka, gdzie w reinterpretacji utworów Beatlesów wspomaga wokalistę kompetentna sekcja rytmiczna.


Autor: Stanisław Danielewicz

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm