Aktualności
Adam Wendt Aciustic Set

Adam Wendt Acoustic Set & Laury Cubi Villena
28 lutego 2015
drzwi otwarte: 19:30
rozpoczęcie koncertu: 20:30
Jazz Café POSK
Londyn

Bilety: £10 przy wejściu
lub na www.wegottickets.com
www.adam-wendt.pl
www.jazzcafeposk.org




Adam Wendt Acoustic Set w Londynie

Tomasz Furmanek



Nasz gigant saksofonu i Laura Cubi Villena 28 lutego w Jazz Café POSK w Londynie.

Wspaniały koncert dla miłośników portugalskiego fado, muzyki hiszpańskiej i argentyńskiego tanga z jazzowym feelingiem i w gwiazdorskim wykonaniu!

Adam Wendt - saksofony
Laura Cubi Villena - śpiew
Paweł Zagańczyk - akordeon
Jarosław Stokowski - kontrabas

Adam Wendt to saksofonista i kompozytor, współzałożyciel i członek słynnej grupy Walk Away, z którą wraz z Urszulą Dudziak otwierał europejskie koncerty króla jazzu Milesa Davisa w 1990 roku!

Laura Cubi Villena to wokalistka hiszpańska obdarzona niespotykaną barwą głosu i iście południowym temperamentem. Razem nagrali rewelacyjny album „Acoustic Travel”, którego repertuar podbijał serca słuchaczy najpierw w Polsce, a teraz w Europie!

Z naszym wybitnym saksofonistą rozmawia Tomasz Furmanek:

Tomasz Furmanek: Jesteś współtwórcą sukcesów i repertuaru legendarnej grupy Walk Away od momentu powstania zespołu. Opowiedz o początkach grupy, jej oryginalnym składzie oraz o tym, co twoim zdaniem zadecydowało o tak wielkiej popularności Walk Away? 

Adam Wendt: Perkusista Krzysztof Zawadzki zbudował zespół opierając się na studentach katowickiej Akademii Muzycznej z tzw. „kuźni talentów”, czyli Wydziału Jazzu – jedynego w tym czasie w Polsce. 
Na instrumentach klawiszowych grał Zbigniew Jakubek, na kontrabasie Jacek Niedziela, Bernard Maseli na wibrafonie i ja na saksofonie. Krzysztof wybierał najlepszych i najbardziej obiecujących, ale ważna też była dla niego osobowość muzyków. Jedynymi członkami grupy, którzy dość często się zmieniali byli basiści. Pierwszym był grający przepięknie na kontrabasie Jacek Niedziela. Zmienił go Zbigniew Wrombel grający zarówno na kontrabasie, jak i na gitarze basowej. Potem było kilka „szalonych” lat z Pawłem Mąciwodą-Jastrzębskim z Wieliczki na gitarze basowej. Po jakimś czasie Paweł zmienił orientację muzyczną i ostatecznie skończył w zespole Scorpions. Kolejnym basistą był Marek Błaszczyk z Wrocławia, następnie była trwająca aż do dzisiaj współpraca z Tomkiem Grabowym.
Jako bardzo młodzi muzycy byliśmy wielkimi idealistami, marzyliśmy o sukcesie, ale kompletnie nie myśleliśmy o sukcesie finansowym. Kolejność wartości była następująca: nauczymy się grać, będziemy dobrzy w tym, co robimy, będziemy koncertować, poznawać muzykę i muzyków, kupimy sobie świetne instrumenty, staniemy się popularni i wszyscy będą chcieli nas słuchać. Nie rozmawiało się wówczas o planach finansowych. Oczywiście graliśmy za pieniądze i każdy z nas o nie dbał, ale było to mniej ważne niż sama muzyka i nigdy nie był to temat numer jeden. Być może w jakiejś części to było przyczyną sukcesu naszego zespołu.
Zawsze byliśmy bliskimi kolegami, szanowaliśmy się, lubiliśmy się i tak jest do dzisiaj. Mieliśmy jeden kierunek i wspólny cel, byliśmy prawdziwym zespołem i to jest do dzisiaj najważniejsze w pracy zespołów muzycznych, które chcą odnieść sukces.

TF: W 1990 roku Walk Away z udziałem Urszuli Dudziak otwierał europejskie koncerty Milesa Davisa – to wielki sukces. Jak do tego doszło? Czy poznałeś Milesa? 

AW: Tak, to rzeczywiście było wydarzenie nie z tej ziemi! Spadło na nas jak „grom z jasnego nieba” i chyba trochę nas przerosło… Graliśmy już wtedy sporo koncertów z Ulą Dudziak. Występowaliśmy razem w ważnych klubach, na największych i najważniejszych festiwalach w Europie. Graliśmy na tych samych festiwalach, bądź przed takimi gwiazdami i legendami jazzu, jak np. Stan Getz, Freddie Hubbard, Woody Shaw, Lee Ritenour i wielu innych.
Staliśmy się rozpoznawalni w europejskim jazzowym środowisku muzycznym. Wszędzie nasze koncerty spotykały się z olbrzymim aplauzem, bisom nie było końca, a recenzje i opinie po koncertach były wyśmienite. Do tego dochodziła jeszcze obecność Uli ze swoim oryginalnym wokalem i jazzowym dorobkiem, więc było to nieustające pasmo sukcesów, według mnie zasłużone, nie był to przypadek – raczej konsekwencja wytrwałości, włożonej pracy i zdolności.
Support przed Milesem Davisem to również potencjalny kontakt z ówcześnie panującym Królem Jazzu, mówiono o tym, że były nawet zespoły gotowe zapłacić, żeby supportować Milesa, ale nie my! Zagraliśmy za nasze normalne honorarium cztery koncerty przed Milesem Davisem i jego zespołem. Zawsze po naszym występie przed Milesem był olbrzymi aplauz, ale nie wolno nam było bisować. Mało tego, w trakcie naszego koncertu amerykański stage manager nawoływał nas do skracania programu przed z góry ustalonym czasem. Nagłośnienie też oczywiście było inne dla nas i inne dla zespołu Davisa.
Po ostatnim koncercie pojawiła się szokująca informacja – Miles Davis zgodził się zrobić wspólne zdjęcie! Jednak w bogato zaopatrzonej we wszystko, co mogliśmy sobie wtedy wyobrazić, garderobie, trzeba było się zrelaksować. Tak się „zrelaksowaliśmy”, że Ula sama poszła na spotkanie z Milesem, a nasza odpowiedź na uprzejme przypomnienia o spotkaniu brzmiała: „Miles Davis może poczekać ale Johnny Walker nie...” I tak to się skończyło. Miles, oczywiście nie poczekał nawet ułamka sekundy, a Johnny siedział u nas jeszcze długo. Jedyne, co z tego mieliśmy, to olbrzymiego kaca, również moralnego, potężny niesmak i współczucie dla własnej niebywałej głupoty!
Tak właśnie wyglądał nasz epizod z Królem Jazzu Milesem Davisem.



TF: Które ze swoich niezliczonych kolaboracji muzycznych wspominasz jako najciekawsze?

AW: Było ich bardzo wiele, nie będę ich układał według hierarchii ważności, ponieważ każda z nich miała na mnie jakiś wpływ i od każdego czegoś się nauczyłem. Bardzo cenię sobie też współpracę z mistrzem bandeonu, grającym urugwajską odmianę tango-candombe Luisem di Matteo. Również moja przyjaźń, nie tylko muzyczna, z czarnoskórym wirtuozem bluesowej harmonijki i znakomitym wokalistą Keithem Dunnem jest bezcenna. To on podczas nocnych pogawędek pokazał mi takich saksofonistów i taką muzykę, o jakiej istnieniu nie miałem nawet pojęcia.
Nie do przecenienia jest też oczywiście moja znajomość i współpraca z polskimi muzykami, zarówno znanymi, uznanymi, jak i z tymi młodszymi i na razie mniej popularnymi – ale gwarantuję, że to tylko kwestia czasu. To przecież z polskimi muzykami najczęściej koncertuję i tworzę muzykę.
Wspaniale wspominam ostatnią dłuższą trasę koncertową z Walk Away, gdzie gośćmi byli świetny gitarzysta Dean Brown i absolutny top światowego saksofonu, wieloletni współpracownik Milesa Davisa – Bill Evans. To z nim podczas koncertów, wzorem starych mistrzów, toczyliśmy „wojny saksofonowe” (saxophone battles), na co publiczność reagowała wręcz entuzjastycznie. Cały czas zresztą utrzymuję kontakt z Billem.

TF: Jak poznaliście się z Laurą Cubi Villena i jak doszło do waszej współpracy? Dlaczego Laura? Dlaczego z polskimi muzykami?

AW: To bardzo zabawna historia – pierwszy raz widzieliśmy się jakieś 16 lat temu w klubie w Augustowie. Tam, przygotowując się do koncertu, byłem w doskonałym nastroju, z saksofonem w ręku podszedłem do równie wesołej grupy obcokrajowców, okazało się – Hiszpanów. No i się zaczęło... ich śpiewanie i moje saksofonowe odpowiedzi, moje zawołania instrumentalne i ich odpowiedzi wokalne. Pamiętam, że wyróżniała się pewna hiszpańska dziewczyna, nie tylko urodą, ale przede wszystkim inicjatywą podczas tego dziwnego jam session. To właściwie wszystko, co zapamiętałem.
Dwa lata temu otrzymałem tajemniczego e-maila od człowieka, który szukał opinii o polskiej firmie fonograficznej, dla której to firmy jego żona Laura miała nagrać płytę. Powoływali się na naszą znajomość sprzed około 16 lat! Stwierdziłem, że to bardzo oryginalny i ciekawy kontakt, a kiedy usłyszałem głos Laury i informację, że to ta dziewczyna, która była wtedy w klubie w Augustowie, to zwariowałem. Stwierdziłem po raz kolejny, że istnieją sytuacje nieprawdopodobne, że świat jest mały i wszystko jest możliwe!
Byliśmy wtedy z zespołem Acoustic Set w trakcie nagrywania płyty i natychmiast zaproponowałem Laurze udział w tym przedsięwzięciu. Błyskawicznie napisała teksty do trzech moich kompozycji, no i zaczął się cały proces twórczy – nagrywanie, porównywanie, wybieranie najlepszych wersji, szukanie języka muzycznego, właściwej interpretacji oraz mnóstwa innych ważnych w procesie twórczym wartości.
Jestem bardzo zadowolony z efektów naszej współpracy i wręcz zauroczony głosem Laury i jej interpretacjami, jej podejściem do muzyki.

TF: Co zaprezentujecie w Londynie? Jak zachęciłbyś czytelników, aby spędzili sobotni wieczór 28 lutego w Jazz Cafe Posk z tobą, Laurą, twoimi muzykami i z waszą muzyką?

AW: Koncert w klubie jazzowym POSK-u w Londynie będzie zwieńczeniem naszej trasy koncertowej po Polsce. Program koncertu będzie więc już „ograny” i z pewnością zagrany perfekcyjnie. Wymagającej londyńskiej publiczności zaprezentujemy utwory z wydanej już płyty „Acoustic Travel”, którą będzie można kupić po koncercie. Będzie też sporo utworów premierowych, przygotowanych na następny album. Myślimy też o wykonaniu kilku standardów muzyki światowej, takich np. jak uwielbiane przez słuchaczy Besame Mucho. Każdy koncert tej formacji jest dla nas, a szczególnie dla mnie jako kompozytora większości utworów, wielkim wyzwaniem i sprawdzeniem czy nasza muzyka okaże się na tyle atrakcyjna i interesująca, żeby zadowolić publiczność. Łatwiej jest występować ze znanym repertuarem, jak to ktoś kiedyś powiedział – „ludzie lubią te piosenki które znają”. My jednak chcielibyśmy dać słuchaczom, którzy zdecydują się przyjść na nasz koncert, coś, czego jeszcze nie znają – dajemy publiczności możliwość podjęcia wyzwania dla samych siebie, żeby udać się w nieznane przestrzenie muzyczne, gdyż muzyka, którą zaprezentujemy jest inna, osobista, indywidualna i niepowtarzalna.





  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm