Aktualności
Dizzy Gillespie na motocyklu otoczony przez muzyków jugosłowiańskich. Zagrzeb, 1956
fot. Courtesy of the Marshall Stearns Collection



AMBASADOROWIE JAZZU

Paweł Brodowski



„Jam Session : America’s Jazz Ambassadors Embrace the World” (Ambasadorzy amerykańskiego jazzu idą w świat) – to tytuł wystawy fotograficznej, jaką będzie można zobaczyć w Warszawie w nowootwartym pawilonie Skwer, na Krakowskim Przedmieściu przy Skwerze Hoovera. Organizatorem wystawy jest Ambasada Amerykańska w Warszawie.

„Jam Session” to fascynująca kronika jednego z najsławniejszych osiągnięć amerykańskiej dyplomacji kulturalnej epoki zimnej wojny. Wystawa powstała rok temu z inicjatywy Merdian International Center w Waszyngtonie, gdzie prezentowana była przez kilka miesięcy, a następnie wyruszyła w objazd po kilkunastu ośrodkach w całej Ameryce, a teraz przybywa do Europy. Obejmuje prawie 100 fotografii, które zostały wydobyte z archiwów, bibliotek i prywatnych zbiorów, poddane cyfrowemu retuszowi i powiększone.  Dla podkreślenia szczególnej roli jazu w Polsce warszawska ekspozycja zostanie wzbogacona o fotogramy Marka Karewicza wybrane z jego bezcennego archiwum.

Wystawa została przyjęta w Stanach z dużym zainteresowaniem, rozpisywała się o niej prasa, nie tylko jazzowa, ale i najbardziej opiniotwórcze dzienniki, m.in. „The New York Times”. Jak pisał tam Kaplan, w latach 1950 - 1970 Dizzy Gillespie, Louis Armstrong, Dave Brubeck, Duke Ellington, Benny Goodman i wielu innych sławnych muzyków jazzowych zostało wysłanych w świat w roli ambasadorów kultury amerykańskiej, przekraczając bariery i granice, zjednując przyjaciół Stanom Zjednoczonych. Miliony ludzi usłyszało ich muzykę i zetknęło się z amerykańską sztuką o nazwie jazz.

Ta wystawa ta to swoista kronika tamtych wydarzeń. Oto Dizzy Gillespie, który zaklina węża trąbką w Karaczi, w Pakistanie w 1956 roku, oto Louis Armstrong otoczony roześmianymi dziećmi na dziedzińcu szpitalu w Kairze w 1961, oto Benny Goodman grający na klarnecie na Placu Czerwonym w Moskwie w 1962...

Pół wieku temu, w czasach Zimnej Wojny, kiedy Ameryka miała problemy ze swym wizerunkiem na świecie, jeden z deputowanych Adam Clayton Powell Jr., reprezentant Harlemu, wpadł na pomysł:  „Przestańcie wysyłać orkiestry symfoniczne i zespoły baletowe, zamiast tego wyślijcie tam zespoły jazzowe!”. Tournee organizowane przez Departament Stanu miały skutecznie odpierać propagandę sowiecką, która malowała portret Stanów Zjednoczonych jako kraj kulturalnych barbarzyńców. Nie mamy co konkurować z Teatrem Bolszoj. „Jeśli wyślemy artystów reprezentujących naszą własna sztukę, Sowieci nie dadzą nam rady!”

Amerykański pisarz Ralph Ellison skonstatował, iż jazz jest artystycznym odpowiednikiem amerykańskiego systemu politycznego  – demokracji. Solista może grać co chce, tak długo jak utrzymuje się w tempie i przestrzega struktury harmonicznej, jak w demokracji, gdzie każdy może mówić to, co chce, o ile przestrzega prawa (ten wątek podkreślał w swoich esejach Leopold Tyrmand).

I tak oto jazz stał się „tajną bronią” amerykańskiej dyplomacji.

Amerykańscy muzycy byli witani wszędzie jak posłańcy z innego świata niosący dobrą nowinę, emisariusze wolności i nadziei. Ich trasy trwały kilka tygodni, czasem kilka miesięcy. Przy okazji swoich koncertów amerykańscy artyści spotkali się z lokalnymi fanami i muzykami, grali z nimi na jam sessions, rozmawiali, zawiązywały się długotrwałe kontakty, przyjaźnie.
Dizzy Gillespie został wysłany na tournee dobrej woli w marcu 1956 roku z 18-osobowa orkiestrą do Europy, Bliski Wchód i do Azji. Dwa lata później Dave Brubeck ze swoim kwartetem odbył wielotygodniową podróż po Azji i Europie. Jego wizyta w Polsce miała znaczenie historyczne i jest do dziś wspominana. 

Wiele z tych zespołów było mieszanych rasowo, reprezentując pewna ważna ideę w dobie narastających napięć rasowych, wzmagającego się ruch obrony praw obywatelskich.

Ale nie wszystko szło tak gładko, jak tego chciała waszyngtońska dyplomacja.

W 1957 roku Louis Armstrong odwołał podróż do Moskwy, po tym jak prezydent Dwight Eisenhower odmówił wysłania wojsk federalnych do Little Rock w stanie Arkansas, by zaprowadzić integrację w szkołach. „Niech nasz rząd idzie do diabła! Jest co raz gorzej, kolorowi nie mają swojego kraju!” – protestował Satchmo. Odwołane zostało jego całe tournee, również planowany koncert w naszym kraju. Wielka szkoda. Louis Armstrong nigdy nie odwiedził Polski.

Dave Brubeck wspólnie z Armstrongiem stworzyli na początku lat musical „The Real Ambassadors”, do którego satyryczne teksty napisała żona Brubecka, Iola, która dziwiła się, że czarni muzycy wysyłani są w świat by reprezentować kraj, w którym nie cieszą się pełnia wolności:

„Who’s the real ambassador?
Certain facts we can’t ignore
In my humble way I’m the USA
Though I represent the government
The government don’t represent some policies I’m for.”

„Remember who you are and what you represent, represent, represent...”

Ale suma sumarum idea Ambasadorów Jazzu spełniła swoje zadanie, przyniosła sukces, o jakim nawet nie marzyli politycy i dyplomaci. Jazz przekroczył granice państw, przełamał bariery polityczne, stał się muzyką całego świata.

Paweł Brodowski

 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm