Aktualności
Mariza
fot. Henryk Kotowski



FADO W WARSZAWIE – ROSA, MARIZA

Henryk Kotowski



W ciągu kilku dni można było posłuchać i obejrzeć w Warszawie dwa bieguny portugalskiego fado.

W sobotę 29 maja 2010 w ruderze na Pradze (ul. Inżynierska 3), w bohemicznej atmosferze zaprezentowała się Dona Rosa, a w poniedziałek w Sali Kongresowej odbył się koncert Marizy. Różnica między tymi występami jest mniej więcej taka jak pomiędzy Orkiestrą z ulicy Chmielnej a Edytą Górniak.

Dona Rosa jest mniej więcej o 15 lat starsza od Marizy i śpiewała od dziecka na ulicach, aby przeżyć; jest ona niewidoma i nie miała innych szans. Do dziś śpiewa fado w taki sam tradycyjny sposób, który wykształcił się na ulicach i w portowych barach Lizbony. Takie prawdziwe fado, prymitywne i amatorskie, śpiewane na własne, lokalne potrzeby, zanim odkryto w tej muzyce  potencjał komercyjny.

Dona Rosa ma słaby i nieczysty głos, nieciekawy wygląd i skromną oprawę sceniczną. Nie mniej podwórko klubu Sen Pszczoły było wypełnione całkowicie i duża część publiczności nie miała nawet szans zobaczyć kawałka sceny. Koncert bezpłatny, młoda widownia prawie całkowicie pod gołym niebem, lekki powiew marijuany, w rękach szklanki i butelki –
pogoda dopisała i przez chwilę poczułem się jak w Alfama (stara dzielnica Lizbony).

Mariza ma 37 lat i od dziesięciu lat jest gwiazdą scen całego świata. W Polsce była już, ale tym razem wypełniła absolutnie całkowicie Salę Kongresową  – w poniedziałek 31 maja. Przed Salę zajechało kilka dyplomatycznych limuzyn, publiczność elegancka i zamożna, a na scenie pięciu muzyków. To jest fado, które dobrze się sprzedaje. Namacalnym dowodem sukcesu była Złota Płyta wręczona artystce pod koniec koncertu.

Mariza to niewątpliwie artystka dużego kalibru. Ma atrakcyjny wygląd odziedziczony po afrykańskiej matce i portugalskim ojcu, na dodatek jej krótkie, utlenione włosy rozjaśniają jej wesołą twarz. Głos ma silny, perlisty i czysty jak szklane dzwoneczki. Program koncertu, który trwał dwie i pół godziny, był bardzo urozmaicony. Tradycyjne fado z trzema gitarami to tylko połowa koncertu. Była też morna z Wysp Zielonego Przylądka, jeden utwór zbudowany na bazie afrykańskiego rytmu bębnów, gitarrada, czyli fado instrumentalne, kilka utworów z fortepianem i trąbką. Niektóre piosenki bardzo wesołe i skoczne, inne bardzo dramatyczne.

Pod koniec występu zademonstrowano fado unplugged, czyli bez mikrofonów. Mariza chciała pokazać, że własnym głosem potrafi wypełnić tak wielką salę. Nie wiem, jak to się udało, sam siedziałem w pierwszym rzędzie i stadko fotoreporterów zagłuszało muzykę strzelając serie zdjęć jak z karabinów. Panowie! To nie o ilość chodzi, tylko o jakość!

Przypuszczam, że wkrótce pojawi się Mariza ponownie w Polsce, aby odebrać Platynową Płytę.

Henryk Kotowski

 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm