Aktualności




Listy w sprawie Komedy cz. II

Tomasz Lach



Krzysztof Komeda w Hollywood – jak było naprawdę? Cześć druga

Część pierwsza tutaj.

Wszyscy starali się rozwikłać i wyjaśnić wątpliwości dotyczące nadal zagadkowej śmierci Krzysztofa. Może to nie Hłasko, tylko wypadek na nartach? Albo ujawniające się po wielu latach u osób, które w dzieciństwie chorowały na chorobę Heinego-Medina, powikłania Post-Polio? Wstępują w postaci objawów neurologicznych, nawet na skutek niegroźnego wypadku. Takiego, jak Komedy. Wszyscy dyskutowali, wymieniali informacje oraz poglądy. Ale Krzysztof Kąkolewski, znający Zofię od wczesnej młodości, balansujący pomiędzy kiczem, niechcianą prawdą i sensacją publicysta śledczy... Ten dopiero węszył.


Krzysztof Kąkolewski, Ewa Krzyżanowska i Marek Niziński w mieszkaniu Nizińskiego w Hollywood, 24 grudnia 1970

Pojawił się w Hollywood jesienią 1970 roku. Zaprosił go Marek Niziński, a wyjazd sfinansowała Zofia Komedowa. Planował napisanie dwóch reportaży. O Krzysztofie Komedzie oraz o Sekcie Mansona i popełnionych przez jej członków mordach, a także o toczącym się nadal śledztwie i postępowaniu sądowym. Zatrzymał się u Marka, a Ewa Krzyżanowska, wykorzystując swoje znajomości, zdobyła akredytację prasową zapewniającą wstęp na salę rozpraw Sądu Rejonowego Hrabstwa Los Angeles. Kawał drogi, więc „Nizich” pożyczył, pewnie z ciężkim sercem, swojego wściekle żółtego Road & Track V8 383, sześciolitrowego dodge challengera.

Pierwsza część zbioru pt.: „Jak umierają nieśmiertelni” ukazała się w 1972 roku. Wywołała sensację, ale w związku z mało czytelną formą narracji oraz brakiem logiki treści została solidnie skrytykowana. Część druga, opowiadająca o hollywoodzkich przeżyciach Krzysztofa i Zofii, chociaż już napisana, nigdy nie została wydana. Zgromadzone przez Krzysztofa Kąkolewskiego informacje zawarła w swoich wspomnieniach Ewa Krzyżanowska, a także wykorzystał, pisząc scenariusz filmu o Marku Hłasce, reżyser Krzysztof Bukowski. Film nie powstał. Krzysztof Bukowski odszedł nagle 18 kwietnia 2001 roku.

Zofia Komedowa unikała opowiadania o swoich hollywoodzkich przeżyciach przez ponad dwadzieścia lat. Pomimo udzielenia setek wywiadów, opublikowania szeregu artykułów oraz udziału w filmach dokumentalnych, przekazywana przez nią wiedza ograniczała się nadal do informacji podobnych tym, jakie przesłała synowi w pierwszym liście. Pisemne potwierdzenie – relacja z przeprowadzonej z Komedą rozmowy, w której Krzysztof opowiada o incydencie z Markiem Hłasko – pojawiło się po raz pierwszy w 1984 roku, w autobiografii Romana Polańskiego pt. „Roman by Roman Polański”.

Nie, pierwszy opisał te wydarzenia Marek Niziński i opublikował w londyńskiej polonijnej prasie. W „Wiadomościach” z dnia 27 stycznia 1971 roku. Zofia wydała swoje wspomnienia w czerwcu 1996 roku. Książka pt. „Komeda, Zośka i Inni” opowiadała o jej dzieciństwie, młodości, dojrzałości i życiu z Komedą. Autentyczna choinka, rozedrgana i wielobarwnie rozświetlona zderzającymi się ze sobą bańkami wspomnień. Ale o Hollywoodzie nadal tylko tyle, ile przed laty. A kiedy ktoś pytał, drążył i dopytywał, czy też miał inne zdanie... skreślała taką osobę w swoim telefonicznym notesie. Nawet kochaną i szanowaną Ewę Krzyżanowską, gdy dowiedziała się, że ta dyktuje swoje wspomnienia jej synowi. Dziwne. Zastanawiające. Czy czegoś się obawiała?

Tak, ale nie dalszych sensacji. Szkoda, że ich nie doczekała. Biorąc pod uwagę jej poczucie humoru, świetnie by się bawiła. Śledztwo w sprawie amerykańskiego Komedy nie zakończyło się wraz z jej odejściem w sierpniu 2009 roku. Nadal pojawiały się kolejne, w wypadku jej osoby coraz częściej krytyczne, wypowiedzi w dokumentach filmowych, a również tabloidowe publikacje. Śmieszne, bulwarowe plotki. Ale jedna z nich?

W szczegółowo opracowanym i udokumentowanym, wydanym w 2010 roku kompendium wiedzy o polskim jazzie pt. „Historia jazzu w Polsce” pojawiła się ryzykowna sugestia, czy też pytanie dotyczące filmu: „Rosemary ’s Baby”. Mianowicie, czy nieokreślone i mroczne, co prawda bliżej nie znane, lecz powiązane z tym filmem moce miały wpływ na losy jego twórców? Czyli reżysera Romana Polańskiego i kompozytora Krzysztofa Komedy. Otóż…

W swoich wspomnieniach dotyczących pobytu w Londynie, w czasie realizacji filmu pt.: „Nieustraszeni pogromcy wampirów”, Zofia opisała wnętrze londyńskiego domu Romana Polańskiego. Kuchnia i living room w porządku, ale sypialnia? Czarno czerwona, z lustrami na suficie. W latach sześćdziesiątych pewnie ultranowoczesna, ale w opinii autora „Historii jazzu w Polsce” – podejrzana. A to dlatego – i tutaj podobno pojawia się dowód na piśmie – że rolę konsultanta w trakcie realizacji planów zdjęciowych „Rosemary’s Baby”, a może i coś więcej, pełnił niejaki Anton LaVey. Autor wydanej w 1969 roku „biblii szatana”. Poważnie! I na poważnie rozpatrywało ten wątek kalifornijskie FBI, prowadząc dochodzenia związane z działalnością sekty Charlesa Mansona.

Uroczyście otwarta przez Antona LaVey w noc Walpurgi z 30 kwietnia na pierwszego maja 1966 roku świątynia szatana mieściła się w niewielkim, dwustumetrowym domu przy 6114 California Rd. w San Francisco. Purpurowe i krwawoczerwone boazerie oraz okienne story, błyszczące polerowaniami czernie podłóg, lustrzane sufity, kandelabry dymiące palącymi się gromnicami, okultystyczne symbole i nocne rytualne spektakle w których – oczywiście poza szatanem – brały udział striptizerki z okolicznych klubów go-go. Jedna z nich, Susan Atkins, była przyszłą najbrutalniejszą morderczynią z sekty Mansona. Tajemna, podszyta perwersyjnym seksem oraz kasą groza. Big business! Zwłaszcza, że pod tym samym adresem działał przez kilkadziesiąt lat burdel. Ale na tym podobieństwa się kończyły. Anton Szandor LaVey nie był konsultantem, nie występował w roli szatańskiego gwałciciela Rosemary i, co najważniejsze, nikt nigdy nie widział go w pobliżu ekipy filmu „Rosemary’s Baby”.

Ale co z tego. To, co zapisane, wsiąka, wsiąka, wsiąka... No właśnie. W przyszłości, po kilku dekadach, jakiś rządny wiedzy student podejdzie w bibliotece swojej uczelni do stojących na półkach książek, zajrzy do statecznego przecież, stanowiącego podstawę wiedzy encyklopedycznego woluminu, otworzy szerzej oczy, zamyśli się przez chwilę i podrapie po brodzie. A potem skinie ze zrozumieniem głową i zasiądzie na powrót do pisania. Po czym zatytułuje kolejny rozdział swojej pracy magisterskiej: „Anton LaVey. Twórca biblii szatana i jego wpływ na rozwój polskiego jazzu”.

Po kilku latach względnego spokoju rusza kolejne biograficzne śledztwo. Znacznie bardziej zaawansowane, a pewnie i dofinansowane, przemierza swoimi wnikliwymi dociekaniami Skandynawię, Unię Europejską i Rosję, a na koniec Stany Zjednoczone. Te w całości, aby na koniec osiągnąć zakładany sukces i dotrzeć – w cyfrowym archiwum TVP Redaktora Tomasza Raczka z dnia 7 września 2013 roku – do ostatniego żyjącego świadka tragicznego upadku Komedy ze skarpy. Po czym przedstawiona zostaje, oczywiście po raz pierwszy – bo kto by pamiętał jakąś tam telewizyjną rozmowę sprzed kilku lat – odkrywcza wersja wydarzeń powyższego świadka. Eureka obalająca i druzgocząca ponad czterdzieści lat dochodzeń oraz ewidentny dowód potwierdzający realność tzw. „Efektu Mandeli”.

Koniec żartów. Przecież Zofia naprawdę czegoś się bała. Ujawnienia pewnego brulionu, i to wcale nie jest śmieszne. Drugiego dnia po operacji Komedy, w czwartek 26 grudnia 1968 roku, Marek Niziński kładzie na blacie stolika stojącego u wezgłowia szpitalnego łóżka niewielki, tandetny szary brulion, a obok długopis. Inicjatywa Ewy Krzyżanowskiej, żeby odwiedzające Krzysztofa osoby mogły coś w nim napisać. Również Krzysztof. Kiedyś, kiedy się ocknie z głębokiego snu… rozejrzy z zaciekawieniem wokoło i dostrzeże brulion. Uniesie i przeczyta w nim, że wszyscy na niego czekają! Pozdrowienia i życzenia powrotu do zdrowia, wyrazy miłości.

Dowody. Ślady. Listy do Krzysztofa Komedy. Notes wyparował. Leżał na szafce przy łóżku, kiedy Zofia czytała go po raz pierwszy. Ale gdy pakowała Krzysztofa przed odlotem do kraju... zniknął. Zarówno Zofia, jak i Ewa Krzyżanowska pisały o nim, cytując jako przykład troski wpis Romana Polańskiego: „Roman Cześć Co po tamtej stronie?” Pisały z pamięci, ponieważ mimo tego, że stanowił własność Zofii Komedowej, pomimo ponawianych przez nią żądań zwrotu, brulion nigdy do niej nie powrócił. Pojawił się dopiero po jej odejściu, przekazany do Archiwum Krzysztofa Komedy w Bibliotece Narodowej. Dlaczego? Czy znajdowało się w nim coś, co zmieniało, czy też zagrażało jej prawdzie o Krzysztofie? Być może jakiś wpis, którego się obawiała? W związku z tym, czy brulion był przed nią chroniony i ukrywany, ponieważ mogła by próbować go zniszczyć? Niestety, to nie było wykluczone. A więc...



Więc spróbujmy to odtworzyć. Mamy ku temu wystarczającą ilość danych.

22 stycznia 1969 roku. Los Angeles, Kalifornia. Midway Hospital. Sala, w której leży nieprzytomny Krzysztof Komeda. Ranek. Zofia przyleciała do L.A. poprzedniego wieczora. Zbyt późno, aby pojechać do szpitala. Przenocowała u Henryka Grynberga i Krystyny Walczak, których znała jeszcze z kraju. Nic nie wie, zarówno na temat stanu zdrowia Krzysztofa, jak również jego sytuacji materialnej. Zastanawia się, czy dojdzie do konfrontacji z Elaną, a także, czy romans nadal trwa. Nikt nie chce z nią o tym rozmawiać. Ale już wie, że być może spotka Wojciecha Frykowskiego. Poinformował ją o tym Marek Niziński. Lecz nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, co już się wydarzyło. Z mechanizmu, który został uruchomiony. Nie wie, że Elana Cooper, Wojciech Frykowski i Jerzy Abratowski już dwa tygodnie wcześniej wysłali listy do rodziców Komedy. Nic nie wie. Niente!

Po rozmowie z lekarzem prowadzącym, Dr. Peterem Gaborem, z której dowiaduje się o terminalnej kondycji swojego męża, wchodzi do izolatki. Podchodzi wolno do łóżka i staje w taki sposób, aby pojawić się w polu widzenia Krzysztofa. Zamiera. Wydech, wdech, wydech. Wstrzymuje łzy gromadzące się pod powiekami i powstrzymuje emocje. Żeby tylko nie dostrzegł! Siada na krawędzi łóżka i przesuwa dłonią po prześcieradle okrywającym nieruchomą, wychudłą i dziwnie niewielką, jakby zapadłą w siebie, skrytą pod nim postać.

Dłonie. Leżące na prześcieradle tak grzecznie, jak te uśpionego małego dziecka wychudłe, lecz nadal silne, nabrzmiałe żyłami dłonie pianisty. Sportowca, kochanka i partnera. To dłonie jej miłości. Dłoń lewa, tuż przy niej, drga ledwie dostrzegalnie wędrując milimetrowym ściegiem w rytm dalekiej jazzowej podróży. Powoli i ostrożnie, bo przecież nie wierzy i nadal nie rozumie, Zofia ujmuje ją swoją dłonią. Cisza. Cisza. Po chwili trwającej tak długo, jak lot ponad Atlantykiem, w nieruchomych, patrzących przed siebie i zamglonych oczach Krzysztofa pojawiają się... Łzy? Tak! Jedna, druga, trzecia, czwarta. Teraz i ona płacze. Skrycie i bezdźwięcznie. Żeby tylko nie dostrzegł! Coś...? Wyczuwa leciutkie, jak dotyk lądującego na ramieniu jesiennego liścia, uściśnięcie dłoni.

Więc Krzysztof czuje, myśli i rozumie! Poznał ją, i teraz już to wie! Wie, że to kompletnie nie jest ważne, co kiedyś pomiędzy nimi się wydarzyło. Że tylko miłość! I teraz ona, jego Crazy Girl, szalona Zośka jest już przy nim! Nic mu więcej nie grozi. Rozgląda się po wnętrzu szpitalnej sali... Niewielka, ale z szerokim, przesłoniętym storami oknem. Przenikające przez zasłony, padające na łóżko promienie niskiego, nadal zimowego słońca kreślą na linoleum podłogi długie cienie. Dwa ustawione pod ścianą zielone plastikowe fotele. Na ścianie wielobarwny, jak pełnia lata w Arles, impresjonistyczny oleodruk, a poniżej niewielki stół z adapterem oraz kilkoma leżącymi obok płytami, a także wazon z bukietem kwiatów. Żółte. Takie Krzysztof lubi najbardziej. Przy wezgłowiu łóżka stoi szpitalniany stolik. Na nim Biblia, drewniany krzyżyk, naczynie z wylewką do przepajania obłożnie chorych i długopis, a obok leży szary brulion. Ciekawe.

„Nizich” opowiadał, kiedy czekali na rozmowę z doktorem Gaborem, siedząc w poczekalni jego gabinetu. Listy do Krzysia? Otwiera i kartkuje. Pierwsza, druga, trzecia. Kolejna strona... Czyta.

„Elana loves you. I got a letter from your mother”
„Elana Cię kocha. Dostałam list od Twojej matki.”

Dostałam list od twojej matki?! Więc wszystko to...? Wspólne rodzinne Wielkanoce i Wigilie, ciepłe korespondencje, wyczekiwane telefony, radości oraz smutki. Wszystko to było nieprawdą? Więc potajemnie za plecami żony, w tajemnicy przed nią, matka jej męża koresponduje z kochanką swojego syna? Przecież jej nawet nie zna i nie wie, jak ona wygląda! A więc taka jest cena miłości. Czy coś może dotkliwiej upodlić?

Pierwszy listopada 2018 roku. Czwartek. Wszystkich Świętych. Wschód słońca: 6:30 Dzień będzie trwał 9 godzin i 38 minut. Pomimo wczesnej jeszcze pory, w alejkach Starego Cmentarza na warszawskich Powązkach jest już tłoczno, a dymy tysięcy zapalonych zniczy unoszą się ponad konary jesiennych, brunatno złocistych drzew splatając się z wirującymi na wietrze, opadającymi liśćmi w corocznym, symbolicznym tańcu przemijania. Pierwszy z czekających na mnie grobów. Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa. Dzisiaj wyłącznie kolejne znicze, kwiaty i modlitwa.

„Idź tam dzień wcześniej! Oczyść płytę z liści i pozamiataj. Kup... No wiesz, te plecione stroiki. A kwiaty żółte! Pamiętasz? No... i ten krzyż z mosiądzu. Trzeba przetrzeć. Mam nadzieję, że nikt go znowu nie zakosił. Rano! Zapal świeczki. Spore, żeby się jutro nadal paliły. No właśnie. Musimy być pierwsi!” – moja Matka powtarzała mi co roku, jak jakąś ponurą cmentarną mantrę, swoje przykazania.

Pierwszy nigdy nie byłem. Jak i wczoraj, kiedy dotknąłem powierzchni szklanego, oplecionego wstążkami znicza z wypaloną już świecą. Ciepły. Poprzedniego dnia odwiedzili Krzysztofa i Zofię licealiści z Jedynki w Ostrowie Wielkopolskim. To tam Krzysztof uczęszczał do gimnazjum, i zdał za drugim podejściem maturę.



Późnym wieczorem telefonuje z Poznania Michał Tittenbrun, syn Stefana Tittenbruna, brata mojej Matki. Tak? – pytam, wpatrując się bezmyślnie we wnętrze wielkiej, kupionej przez Zofię w L.A. walizki. Archiwum. Wyłącznie jej, ponieważ archiwum Krzysztofa Komedy jest już od dawna własnością Biblioteki Narodowej. Ale tego nie przekażę. Zbyt bolesne. Bolesne dla niej.

Michał przegląda po raz kolejny, jak i ja, rodzinne pamiątki. Więc są nadal rodziny, które chcą wiedzieć, skąd pochodzą i kim byli ich przodkowie. Odnalazł listy Barbary Tittenbrun. Mojej i jego Babci. Wychowywała mnie od siódmego miesiąca życia. Przez dziesięć lat. Michał czyta. Niczym mnie nie zaskoczy. Barbara pisze o tym, co ja od sześciu dekad wypieram z pamięci. Telefonuje po raz kolejny kilka minut przed północą. Znalazł! Ponownie czyta, goniąc słowa oddechami. Kopiuje i wysyła mailem, komentując: „Szkoda, że tego wcześniej Ci nie przekazałem.” Wcześniej? Nigdy nie jest za późno.

Czytam tekst, którego nie znałem. To list mojej Matki, Zofii Komedowej, adresowany do jej brata Stefana. Pierwsza relacja z piekła, jakim okazało się dla niej Hollywood.



23 stycznia 1969

Drogi Stefanie!

Sprawy moje wyglądają gorzej niż tragicznie. Krzysztof został nędzarzem, i nie wiadomo, czy kiedykolwiek wróci do zdrowia. W Ameryce za leczenie płaci się samemu, a on miał tylko 4 tys. do tej chwili. Szpital kosztuje 30 tys. dolarów (łącznie z operacją), a każdy następny tydzień 3 tysiące. Jest właściwie nieprzytomny i częściowo sparaliżowany, nie mówi. W tym stanie zdrowia jak przewidują lekarze ma pozostać jeszcze 3 do 6 miesięcy. Wszystkie dokładne dane o jego chorobie niech ci poda Krzysia siostra gdzie wysłałam wczoraj list, nie mogę tego znowu opisywać!
Na razie nie kontaktuj się z Krzysia rodzicami, bo nie wiem, ile wiedzą, to starzy ludzie chorzy. Moim całym wysiłkiem tutaj będzie walka, by go nadal utrzymać w szpitalu i leczyć jak dotąd, chociaż nie mam na to pokrycia finansowego! Sama od poniedziałku idę do pracy, do szwaczki polskiego pochodzenia by zarobić na swój jaki taki pobyt.
Do matki mojej biednej nie wiem wprost co pisać, daj jej znać ode mnie co uważasz za stosowne. Ja sama wyślę na razie kartkę.
Mamusi zostawiłam pieniądze na trzy miesiące, Tomkowi na dwa, mieszkanie opłacone i telefon za dwa miesiące z góry. Liczę na to, że potem Krzysia rodzice i siostra będą pokrywać moje koszta w Polsce. Krzysztof jeżeli przeżyje przez te 6 miesięcy, musi pozostać jeszcze w sanatorium około roku też tutaj. Wykluczone jest przewiezienie go do Polski!
Myślę że od wakacji ściągnę Tomka tutaj, bo nie wyobrażam sobie rozstania z nim na przeszło rok. Zrozumie wtedy co to jest „Cudowny Zachód” bez pieniędzy i jak należy kochać swoją ojczyznę, gdzie człowieka chorego leczy się za darmo!
Tak zawsze chciałam żyć i pracować w Polsce, a teraz nie wiem kiedy do niej wrócę.
Jeżeli Bóg da, że Krzysztof kiedyś wróci do władz umysłowych, może wtedy zrozumie dlaczego go opuściłam i wróciłam do Polski! Zawsze chciałam i pracowałam na to przez 12 lat, by był świetnym muzykiem. Nie chciałam jednak męża kukły hollywoodzkiej. Był na szczycie bożyszczem gwiazd i gwiazdeczek, a teraz został prawie sam z żoną szwaczką tak jak zaczął 12 lat temu! Całe szczęście że to do niego nie dociera, do tej jego biednej głowy! Nikt z jego wspaniałych przyjaciół nie wyciągnął do mnie ręki z pomocą.
Mieszkam u Polaków, których znam jeszcze z Polski, biednych jak ja prawie, pracujących fizycznie, ci mi zaproponowali pomoc, szukają pracy i na razie karmią. Napisz do Tomka, pociesz go, zabierzcie go na Święta.
Co będzie z Matką samą w Warszawie. Trzeba ją chyba przenieść do mego mieszkania, napiszę ci w następnym liście z kim masz się w tej sprawie kontaktować. Boję się jednak, ona sama nie powinna mieszkać.
Dzwonili do Krzysia adwokata z Waszyngtonu z naszej ambasady, czy mi w czymś nie pomóc, ale przecież nie mają pieniędzy! Skąd by wzięli po 3 tys. dolarów tygodniowo. Napiszę do nich by mi przynajmniej ułatwili sprowadzenie Tomka w lecie.
Od poniedziałku idę do wieczorowej szkoły języka angielskiego dla obcokrajowców. Jak wytrzymam nie wiem, ale jestem twarda i pracy się nie boję, jakkolwiek moja najbliższa rodzina miała o mnie zawsze inne wyobrażenie!
Proszę cię byś ten list przeczytał Krzysia rodzinie. Mogą się na mnie obrazić, ale tego sobie życzę by wiedzieli co piszę do innych. Podaję adres siostry Krzysia.
piszcie do mnie Zofia

Mój adres: Zofia Trzcińska c/o Marek Niziński 220 North Clark Drive,
Beverly Hills, California 90211 U.S.A 



Zofia Komedowa spędziła ostatnią dekadę swojego życia w jej mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu, przy Alei Wojska Polskiego 12. Sama. Samotna z własnego wyboru. W kolejnych wywiadach, czy też dokumentach opowiadała radośnie, w charakterystyczny dla niej sposób, o swojej młodości, wieku dojrzałym i o Komedzie. O polskim jazzie, kinematografii i środowisku artystycznym lat pięćdziesiątych oraz sześćdziesiątych. Ale nie o Hollywood. Owszem, czasami, ale tylko to, o co była pytana i co wcześniej opublikowała.

Rok przed swoim odejściem przekazała synowi zgromadzone i chronione jak największą świętość archiwum Krzysztofa Komedy. Ale nie swoje. Te syn odnalazł po jej śmierci, otwierając walizkę ukrytą we wnętrzu wersalki. Ponad tysiąc stron ręcznie pisanych wspomnień, fotografie z okresu wczesnej młodości, jej tylko dotyczące dokumenty, notesy telefoniczne, rachunki sprzed kilkudziesięciu lat. Stare portfele, zbyt słabe już okulary, wizytówki, niewykupione recepty... Dziesiątki nagranych przez nią kaset magnetofonowych. Kilkanaście w większości smutnych, i kilka podłych listów. Tylko jeden, który zachowała w swojej codziennej pamięci. Oprawiona w ramkę kartka papieru stojąca w jej kolejnych sypialniach na półce z książkami. List od Henryka Warsa, mieszkającego w Hollywood słynnego polskiego kompozytora:

Henry Vars, 25 kwietnia 1969

Kochana Zosiu,
Tragiczna wiadomość o śmierci Ś. P. Krzysztofa dotarła do nas wczoraj wieczorem i natychmiast powiadomiliśmy wszystkich jego znajomych i przyjaciół. Zamiast kondolencyjnej depeszy postanowiliśmy wysłać ten list, który na pewno lepiej wyrazi nasze uczucia dla Pani i jeszcze raz podkreśli nasz głęboki żal z powodu przedwczesnej śmierci tak utalentowanego młodego człowieka, jakim był Ś. P. Krzysztof.
W tym ciężkim dla Pani momencie wierzymy, że Pani okaże siłę ducha i wytrzymałość. Niech będzie dla Pani pocieszeniem fakt, że zostawiła Pani tutaj w Los Angeles serdecznie oddanych przyjaciół, którzy zawsze będą gotowi okazać Pani pomoc, gdyby ta się okazała potrzebna.
Pani niezwykła dzielność, prawdziwa lojalność i oddanie dla sprawy ratowania męża zaimponowała nam i innym. W całym tym splocie tragicznych wydarzeń Pani pozostała w naszej pamięci jako uosobienie wierności i czystego charakteru, pozbawionego cienia egoizmu. Prosimy przyjąć te słowa jako wyraz naszego serdecznego współczucia i głębokiej przyjaźni.

Oddani Elżbieta i Henryk

Pisać możemy o wszystkim. O naszych, lub dotyczących kogoś innego kłopotach. O Życiu. O sukcesach i porażkach. O mechanizmach naszych czynów, łaskawościach i ciosach losu. O matactwach i mistyfikacjach, manipulacjach oraz o zdradach. Tutaj ostrożnie, ponieważ prawdziwe są wyłącznie pojedyncze słowa. Natomiast formowane przez nas subiektywne szyki? Czasami piszemy z głębi siebie, a innym razem beznamiętnie, jak rozkład kolejowy.
Najtrudniej jest pisać o miłości.

Postscriptum:
Nie sposób opisać od A do Z wycinek czyjegoś czasu i zawarte w nim wydarzenia, bez zrozumienia mechanizmów które do tego doprowadziły. Czy takim jest powyższe opowiadanie? Nie. Wszystko o wszystkich, ale bez Komedy. Rezultatem jest taki Krzysztof, jakiego odkryła w Hollywood Zofia. Hollywoodzka kukła. Takim też, ponieważ podejmującym zero jedynkowe decyzje w stosunku do starej, a następnie nowej partnerki, pojawił się w opowiadaniach kilku z hollywoodzkich obserwatorów jego postępowań, i został opisany w kolejnej, być może nie ostatniej biografii. Czego Krzysztof Komeda w Hollywood dokonał, jakimi były jego czyny i do czego doprowadziły, to wiemy. Ale nadal nie wiemy... dlaczego?

Czy rzeczywiście, jak to wynika z najnowszych biograficznych dociekań, Komeda uciekał od żony? „On zadowolony, że ucieka z tego związku.” „Powiedział mi, że jest już skończone, i rozpoczyna nowy czas.” „Dla niego była to świetna okazja, żeby się od niej wyrwać.” To przed wylotem Zofii Komedowej do LA. Tak wspominali jego przyjaciele. Natomiast potem…

Oziębłość, i dystansowanie się. Coraz późniejsze powroty do hotelu. Być może niewierność. Akceptacja niekoniecznej rozłąki. Ale po jej powrocie do kraju? Próby porozumienia, podtrzymanie więzi rodzinnych z jej synem i co prawda jedynie korespondencyjne, ale planowanie dalszej wspólnej przyszłości. Jednocześnie wyizolowanie się i skupienie na pracy. Samotne tygodnie przy fortepianie w domu na Oriole Lane. Potwierdzenie związku z Elaną. Przedstawienie jej Nizińskiemu i Hłasce, oraz kilkorgu znajomym, w tym Polańskiemu. Zatajenie incydentu i ukrywanie pogarszającego się stanu zdrowia. Marnotrawstwo finansowe, ryzykowne zachowania, życie na krawędzi. Nagła, tak inna od dotychczasowej, dwoistość natury. To Komeda.

A teraz Elana Cooper. Tajemniczość i skrytość. Lęk przed otoczeniem? Unikanie wizualnej prezentacji, nietypowe w przypadku aktorki. Wrogość w stosunku do polskich przyjaciół Krzysztofa. Brak wiedzy o wypadku. Dziwna, konfabulowana forma korespondencji. Pokrętne kontakty z Wojciechem Frykowskim. Tajemniczy apartament hotelowy. Nagłe zniknięcie po przylocie Komedowej, a następnie, po odlocie Zofii i Krzysztofa, błyskawiczne uruchomienie planu B. Małżeństwa z Fredem Myrowem. Sześć tygodni. W Stanach ślub i wesele to wyjątkowe, przygotowywane miesiącami wydarzenie. Zwłaszcza w tak nobliwej, oskarowej rodzinie.

Wracając do Zofii Komedowej, oraz jej pierwszej wizyty w LA. W kolejnej – itd. – biografii Komedy pojawiło się zapytanie: „Czy Komeda wie o planach Zofii? Popiera jej starania? Nie wiadomo. Jeżeli zrobiła to w sekrecie przed mężem – kto zaprosił ją do Hollywood?” Jak to kto? Walt Disney i Królewna Śnieżka! Takie pytanie można zadać wyłącznie wtedy, kiedy nie ma się zielonego pojęcia o Peerelu 1967 i jego systemie paszportowym. W sekrecie, ale w tym samym czasie co małżonek, a do tego: „Otrzymuje poparcie Ministerstwa Kultury i Sztuki...” I te wszystkie rewelacje na tej samej stronie! Chyba, że była to już wtedy sugerowana przez Wojciecha Frykowskiego ubecja, a do tego Marszałek Spychalski. Ale powróćmy do Komedy. Czy miał dylemat?

Czego spodziewać się po wizycie Zofii, to wiedział z autopsji. Taka była od lat. Kameleon. Był lekarzem, więc zdawał sobie sprawę, że być może Zofia jest już alkoholiczką. Nie dość, że podstarzałą, to jeszcze chorą. Taki jest jej biograficzny profil udokumentowany cytatami i wypowiedziami. Więc gdzie dylemat? Przecież pozamiatane. Zofia to chyba również przeczuwała. Skwitowała po fakcie, pisząc w lutym 1969 roku do Romana „Gucia” Dyląga, kontrabasisty, który nagrywał z Komedą muzykę do filmu Romana Polańskiego „Nóż w wodzie”: „Ja też już byłam dla niego za stara i niemodna.” Tym bardziej Roman Polański w swojej autobiografii pt. „Roman”: „Szczęśliwy, że uwolnił się od zaborczej i kłótliwej żony, zaraz zakochał się w izraelskiej aktorce”. Szczęśliwy. Ale czy na pewno?

W sierpniu 1968 roku Krzysztof Komeda pisze do Henninga Carlsena: „Zofia jest w Polsce i myślę, że to koniec. Powinienem być playboyem, ale poznałem tutaj dziewczynę i mam nowe kłopoty”. Kłopoty? Jakie kłopoty może mieć uwolniony od tej: „zaborczej i kłótliwej żony”, zakochany w młodszej od siebie o dziewięć lat izraelskiej aktorce i robiący hollywoodzką karierę, a do tego mieszkający na Beverly Hills kompozytor? Aa… Chyba, że sytuację ocenia nie zaślepiony namiętnością kochanek, a logicznie rozumujący lekarz.

Shira Myrow. /T/47/ MA, LMFT Mindfulness-based Couples and Family Therapist. shiramyrowtherapy.com / My Story

W 2017 roku, kiedy opublikowała: „My Story”, czterdziestosiedmioletnia, druga z trzech córek Elany Cooper i Fredericka Myrowa. Utalentowana muzycznie, po zdaniu z wyróżnieniem college’u rozpoczęła karierę jazzowej wokalistki. Występowała z Ojcem, koncertowała, nagrała trzy interesujące smooth-jazzowe płyty. W 2015 roku ukończyła specjalistyczne studia medyczne i rozpoczęła pracę jako małżeńska oraz rodzinna terapeutka. Reklamując swoje usługi, niczego nie ukrywa. Pisze: „As a daughter of a treatment resistant schizophrenic mother from a very early age, I found my way to psychology...”

„Jako córka opornej na terapię matki schizofreniczki od mojego bardzo wczesnego dzieciństwa, odnalazłam moją drogę do psychologii...”

I tyle. Ale czy na pewno?



Tomasz Lach

©Jazz Forum 2018

Skala finansowa. California. 1969

Oszczędności na koncie Krzysztofa Komedy w grudniu 1968. Przed utratą przytomności
6700 usd

Oszczędności na koncie Krzysztofa Komedy 22 stycznia 1969. Przylot Zofii Komedowej
4000 usd

Apartament w hotelu Sunset Marquis, doba
75 usd

Apartament w hotelu Chateau Marmont, doba
95 usd

Wynajmowany na Beverly Hills dom Krzysztofa Komedy. 120 m2, miesiąc
520 usd

Łączna suma zgromadzona przez Zofię Komedową i przekazana szpitalowi w okresie od 23 stycznia do 18 kwietnia 1969
Około 11 000 usd

Koszty kuracji oraz pobytu Krzysztofa Komedy w Midway Hospital w okresie od 19 grudnia 1968 do 18 kwietnia 1969
38 000 usd

Średnie roczne wynagrodzenie, Los Angeles 1969
6400 usd.

Fiat 124s 1600 cc. wersja usa, salon
1900 usd

Ford Mustang kabriolet 4970 cc. salon
3200 usd

Porsche 911, wersja usa, salon
6800 usd

Dom na Beverly Hills. Hollywood. Parterowy, 170 m2, pośrednik
67 000 usd

Przypisy:
EABS „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”
Astigmatic / AR003CD
http://tomaszraczek.pl/dorobek/tv/id,370/Kultowe–Rozmowy–Andrzej–Krakowski.html
„Piękni trzydziestoletni”, Marek Niziński, Wiadomości Londyn 27.01.1971
www.jazzforum.com.pl
„Roman by Roman Polański”, 1984 by Europart B.U.
„Roman”, Roman Polański, Wydawnictwo Polonia 1989
„Czas Komedy”, Dionizy Piątkowski, ALPIM 1993
„Komeda, Zośka i Inni”, Zofia Komedowa Trzcińska, Komeda Music 1996
„Komeda”, Marek Hendrykowski, WMwP 2009
„Komeda. Księżycowy chłopiec”, Emilia Batura, Rebis 2010
„To był jazz”, Andrzej „Idon” Wojciechowski, Fundacja Wytwórnia 2012
„Ostatni tacy przyjaciele. Komeda. Hłasko. Niziński”, Tomasz Lach, Latarnik 2013
„Nietakty. Mój czas, mój jazz”, Zofia Komedowa Trzcińska, Szelest 2015
„Kumpel. O Komedzie, Zośce i Innych”, Tomasz Lach, Muza 2017
„Komeda. Osobiste życie jazzu”, Magdalena Grzebałkowska, Wydawnictwo Znak 2018
„Komeda”, dokument, reż. Krzysztof Riege Tv, 33 min., 1973
„Czas Komedy”, dokument, reż. Robert Kaczmarek, Mariusz Kalinowski Tv, 57 min., 1994
„Wybrańcy bogów umierają młodo”, dokument, reż. Krzysztof Bukowski Tv, 45 min., 1999
„Dekalog Komedy”, dokument, reż. Grażyna Banaszkiewicz Tv, 15 min. 2009
„Komeda: Soundtrack for a Life”, dokument, reż. Claudia Buthenhoff-Duffy, 52 min., 2009
„Komeda, Komeda…”, dokument, reż. Natasza Ziółkowska-Kurczuk Tv, 1 g.10 min., 2012
„Komeda”, dokument, reż. Marcin Stich, TVN 42 min. 2018





  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm