Aktualności




MICHAŁ URBANIAK O „MILES OF BLUE”

Michał Urbaniak



Michał Urbaniak opowiada o swoim najnowszym albumie „Miles Of Blue”, który ukazał się kilka dni temu nakładem Sony Music. Program z tej płyty zaprezentuje 25 października w Sali Kongresowej na koncercie w ramach festiwalu Jazz Jamboree 2009.

Po raz pierwszy jazz usłyszałem jako czternastolatek na krótkich falach. Wtedy nazywałem to „Bojs Of Ameryka dis is mjusik JU ES EJ”, od bluesmanów, big bandów po Louisa Armstronga, który był moją pierwsza fascynacją.

W Polsce nie było wtedy żadnych płyt, a longplay kosztował fortunę. Znalazłem Amstronga. Właściwie Mama mi go podarowała i od tego czasu stałem się mistrzem szkoły. Pewnego dnia podszedł do mnie kolega i powiedział, że brat mu coś przysłał i on nie wie, co to jest. Była to płyta Milesa. Po przesłuchaniu płyty, wymieniłem Armstronga, a w Milesie zakochałem się na całe życie. Od tego czasu kupowałem i zbierałem Milesa Davisa, Horace’a Silvera i Jazz Messengers, Juliana „Cannonballa” Adderleya, z którym debiutowali George Duke i Joe Zawinul.

W 1959 roku kupiłem „Kind Of Blue”. To była dla mnie najlepsza szkoła muzyki. Z tą płytą codziennie grałem na saksofonie. Nota bene płyta „Kind Of Blue” była nagrana w dwóch sesjach z jednogodzinną przerwą, podczas której jakiś inżynier zmienił szybkość magnetofonu. I tak co utwór musiałem przestrajać saksofon. Dopiero po kilkunastu latach została poprawiona.

Miles Davis stał się moim bohaterem, następcą Winnetou, na resztę młodzieńczego i dalszego życia. Do dnia dzisiejszego jest on największym wzorem „muzykanta”.

Proszę pozwolić, że wyjaśnię. Według mnie muzycy dzielą się na muzyków i muzykantów. Muzykanci mogą być analfabetami lub wielkimi kompozytorami, czasem muzykami, którzy grają muzykę dla muzyki, bo ją kochają. A muzycy zawodowi to są ci, którzy na próbie orkiestr zauważą, że na przykład o 12.00 jest przerwa. Są też sprawnymi rzemieślnikami.

Kiedy Miles Davis zmarł, miałem przygotowane kilkanaście utworów w swoich aranżacjach, ale jak zobaczyłem, że każdy nagrywa płytę Milesa Davisa, postanowiłem się wycofać z tej niezdrowej konkurencji. Szkice mam do dzisiaj. Niektóre są na najnowszej płycie.

W Nowym Jorku mieszkam od 11 września 1973 roku i przez większość kariery artystycznej miałem świetne wyczucie do młodych talentów. Większość moich młodych muzyków jako dorośli grali z Milesem, Weather Report czy Joe Zawinulem, np. Marcus Miller, Lenny White, Billy Cobham, Omar Hakim, czy nieżyjący już Kenny Kirkland.
Kiedy zorientowałem się, że 17 sierpnia mija 50 lat od czasu wydania „Kind Of Blue”, jak ten czas leci, postanowiłem upamiętnić tę płytę, która jest najlepiej sprzedanym krążkiem w historii jazzu (czterokrotna platyna, czyli 200 tys. sprzedanych płyt rocznie). I w dalszym ciągu jest na topie. Gdybym miał jechać na bezludną wyspę, to właśnie ją zabrałbym ze sobą.

Z uwielbienia dla Milesa i szacunku dla muzyków, którzy grali ze mną i Milesem, a także jako muzyczna biografia, postanowiłem jednak nagrać i wydać płytę.  Nazwałem ją „Miles Of Blue”.

Tak samo nazywa się koncertowy projekt, którego realizacja przewidziana jest na jesieni i z początkiem roku 2010. Pierwszy koncert: Jazz Jamboree, 25 października, Sala Kongresowa.

Michał Urbaniak „Miles Of Blue” featuring Tom Browne, Dave Gilmore, Don Blackman, Otto Williams, Troy Miller, NATO, Mika i niespodzianki.

Michał Urbaniak

 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm