Aktualności




MILES OF BLUE – KILKA UWAG

Andrzej S. Majewicz



Tak się złożyło, że od niedawna słucham najnowszego albumu Michała Urbaniaka „Miles Of Blue”, a tu w piątkowej „Gazecie Wyborczej” (23.10.09) pojawia się obszerny wywiad z liderem i recenzja tejże płyty. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłem aż pięciokrotnie z błędem napisane nazwisko Milesa – i to w podtytule oraz pod zdjęciem!

Z różnych względów nie uzurpuję sobie prawa do napisania kolejnej recenzji, ale nie mogę pozostać obojętny wobec wspomnianych treści. Zacznę od tekstu pt „Późny powrót Michała Urbaniaka do kompozycji Milesa Daviesa” (pisownia oryginalna). Sam tytuł ma się nijak do zawartości muzycznej albumu, bowiem na podwójnej płycie Urbaniaka jest tylko jedna kompozycja Davisa All Blues, co prawda aż w pięciu wersjach, ale w zdecydowanej większości są tam kompozycje samego autora.

Moim zdaniem recenzent, Pan Tomasz Handzlik postawił dwie z gruntu fałszywe tezy; o ile z drugą można polemizować (o tym za chwilę), o tyle z fałszywością pierwszej już nie. Bezspornym faktem jest to, że kompozycje zrealizowane na  krążku Urbaniaka nie przeleżały nigdy żadnych osiemnastu lat w szufladzie – jak to eufemistycznie przedstawia w swojej recenzji Pan Tomasz. Wszystkie one (z wyjątkiem klasyku All Blues) ukazały się na płytach wydanych w Stanach Zjednoczonych w latach 1980-1992 i odniosły tam, w owym czasie wielki sukces.

W rozmowie Pana Jędrzeja Słodkowskiego z Michałem Urbaniakiem też nie zawsze pojawia się prawda, bowiem na stwierdzenie, że poza wspomnianym All Blues dostajemy na omawianym krążku kompozycje znane już ze starszych płyt, Urbaniak odpowiada; „tak, ale nagrane na nowo”. Raczej dograne na nowo są tylko wybrane partie skrzypiec, i to w niektórych utworach. Ale to przecież oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że np. na słynnej płycie „Rhythm & BLU” z 1986 roku (z której pochodzą  trzy kompozycje) naszemu muzykowi towarzyszyli John Blake i Didier Lockwood, również na skrzypcach.

Na „Miles Of Blue” te fragmenty zostały zastąpione instrumentem Pana Michała. Jednak cała sekcja rytmiczna, partie Hancocka, Thielemansa, Coryella, czy Kirklanda, to oryginały, tak jak i aranżacje utworów pochodzą z dawnych płyt Urbaniaka. Kompozycję Liliana przemianowano tu na Nirvana, a w piosence Serenada (ex Serenade lub Serenade For the City) nie odnotowano w spisie muzyków, głosu Urszuli Dudziak.

Wszystkie kompozycje z pierwszej płyty albumu „Miles Of Blue” pochodzą z płyt: „Serenade For The City” (1980), „Facts Of Life” (1982), „Rhythm & BLU” (1986), „Urban Express” (1989) i „Manhattan Man” (1992).

Cały ten materiał nie może być zatem „muzycznym hołdem nagranym osiemnaście lat po śmierci Milesa Davisa”, jak pisze w recenzji Pan Tomasz. Oczywiście jest hołdem złożonym Milesowi Davisowi, bowiem takie są intencje Michała Urbaniaka. I kropka. To raczej dzięki części tych nagrań rozpowszechnianych w Stanach, w pierwszej połowie lat 80. Urbaniak stał się sławny, a Miles zaprosił go do współpracy nad swoim projektem pt. „Tutu” (1986).

Druga teza postawiona w recenzji Pana T. Handzlika jest już oczywiście dyskusyjna, twierdzi on bowiem, że kompozycje Urbaniaka i ich wykonanie sprzed lat nie przetrwały próby czasu. Otóż moim zdaniem nie tylko przetrwały, ale są wspaniałym przykładem piękna w muzyce. Cały materiał zagrany jest perfekcyjnie, cóż, wystarczy przeczytać nazwiska muzyków biorących udział w sesjach!

Lekkość i pomysłowość kompozycji Michała Urbaniaka mieni się tu atrakcyjnością i błyskotliwą formą wykonania. Świetne, ponadczasowe jazzowe piosenki, od wielu lat bardzo dobrze znane. Szkoda tylko, że – jak widać i słychać – nielicznym. Chociażby tylko z tego powodu należało wydać ten piękny album w Polsce.

Andrzej S. Majewicz, Ustka

 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm