Aktualności
Tamar Osborn

Record Store Day Warsaw 2018
21-22 kwietnia
Mała Warszawa
ul. Otwocka 14
Więcej informacji: FB Record Store Day Warsaw 2018




Tamar Osborn - „Jazz jest głosem młodych zbuntowanych”

Mateusz Surma i Adrian Magrys



Zespół Collocutor zagra 22 kwietnia podczas „Record Store Day Warsaw 2018.” Z liderką rozmawiają Mateusz Surma i Adrian Magrys, szefowie londyńskiej wytwórni muzycznej Lanquidity Records

„Teraz to jazz jest głosem młodych zbuntowanych".

Lanquidity (LQ): Opowiedz nam o swojej przygodzie z muzyką. Co zainspirowało cię do rozpoczęcia gry na saksofonie i flecie?

Tamar Osborn (TO): Gram na instrumentach dosłownie odkąd pamiętam! Mój starszy brat i ja jesteśmy muzykami, w dużej mierze dzięki wsparciu i zachętom naszych rodziców. W domu było pianino, więc zaczęłam od tego. Dodatkowo chodziłam na lekcje gry na flecie prostym w szkole. Z jakiegoś powodu szkoły podstawowe uważały, że flet jest najlepszym narzędziem do zainteresowania muzyką dzieci...

Kiedy miałam około 7 lat mój brat chciał spróbować gry na klarnecie. Pamiętam, że rodzice zabrali i mnie na jego lekcję próbną, a ja zmusiłam ich, by mi również pozwolili spróbować. W ten sposób zaczęła się moja przygoda z klarnetem. Potem nauczyciel muzyki w szkole namówił moich rodziców abym spróbowała gry na saksofonie. Pamiętam, że byłam bardzo zadowolona z tego powodu - saksofon jest o wiele fajniejszy niż klarnet, gdy masz 10 lat! 

Saksofon i klarnet studiowałam w równym stopniu przez całe moje nastoletnie lata. Chodzilam do szkoły muzycznej w każdą sobotę i spędzałam wakacje grając w młodzieżowych orkiestrach, big bandach, zespołach jazzowych i kameralnych produkcjach musicalowych, a potem w kapelach grających bluesa i acid jazz, funk, soul. Jednak w pewnym momencie saksofon stał się ważniejszy. Partie saksofonu stały się dla mnie bardziej inspirujące – połączenie jazzu z połowy lat 90’ (szczególnie Joe Henderson, Herbie Hancock i Stan Getz), Jamiroquai, James Brown i funk lat 70.

W college’u po raz pierwszy spróbowałam saksofonu barytonowego, który jest teraz moim głównym instrumentem. Na początku było dość ciężko, ale po sesji z big bandem zrozumiałam, że jest to najciekawszy z głosów saksofonu. Tamto doświadczenie pokazało mi wiele możliwości saksofonu barytonowego – w big bandzie możesz dołączać do basu i/lub puzonów, będąc jednocześnie częścią sekcji saksofonów. To zainspirowało mnie najbardziej.

LQ: Jak opisałabyś swój proces twórczy i podejście do pisania muzyki?

TO: Od dzieciństwa bardzo lubiłam komponować i aranżować. W przeszłości komponowałam muzykę dla różnych projektów, w tym współczesnego klasycznego kwartetu saksofonowego, afro-latynoskiego zespołu funkowego (mój pierwszy projekt jako lider zespołu) oraz dla The Fontanelles, zespołu afrobeat, w którego skład wchodzili muzycy z londyńskiej produkcji FELA! musical (w pierwotnym składzie znaleźli się członkowie Dele Sosimi Afrobeat Orchestra, Soothsayers, Collocutor, Ill Considered i Wildflower). Muzyka Collocutora powstała w momencie, gdy odkryłam, że mój styl się zmienia, przestałam próbować pisać w konkretnym gatunku lub dla określonej publiczności. Uznałam, że wszystkie wpływy sa równie ważne i zaczęłam pozwalać muzyce decydować, jak będzie brzmiała.

Impuls do komponowania może pochodzić z różnych miejsc: ludzi, z którymi pracowałam, nowych doświadczeń muzycznych, doświadczeń życiowych, rozmów, a czasami po prostu potrzeby napisania czegoś nowego. Często pomysły zaczynają się od nagrania improwizacji w oparciu o konkretną skalę lub modus (tryb), który ostatnio badałam, a następnie wybieram najbardziej spójne lub interesujące części, z których można zbudować kompozycję. Bywa jednak tak, że po prostu siadam przy komputerze, wybieram centrum tonalne i próbuję, aż uda mi się napisać coś sensownego, co mogę później wykorzystać.

Czasami szkic może pozostać nieużywany przez lata, zanim ujawi się jego kierunek. Gdy pomysł się zakorzeni, rozważam mocne strony muzyków, dla których komponuję – na przykład styl gry, tonację oraz to czy grają na wielu instrumentach – i jak to można wykorzystać do zmiany lub zbudowania klimatu i struktury utworu. Na sposób w jaki podchodzę  do rozwijania pomysłu mają wpływ zarówno moje klasyczne wykształcenie muzyczne jak i lata doświadczeń grania afrobeatu, a także wszelkie wpływy jazzowe. Mam tez świadosc,  że mam pewne nawyki kompozycyjne. Istnieją pewne harmonie, rytmy i struktury, które są moim swoistym „ustawieniem domyślnym”.  Staram się jednak im nie poddawać, bo wtedy pcham muzykę w nowe kierunki.

LQ: W Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza w Londynie, muzyka jazzowa nabrała ostatnio ogromnego rozmachu. Jesteście częścią nowej fali jazzu na wyspach.

TO:Ta świeża krew, nowa energia w brytyjskim jazzie, to niewątpliwie dobra rzecz. Zaskoczyło mnie to, czego byłam świadkiem, przynajmniej w Europie – całe sekcje sklepów płytowych w Atenach poświęcone są nowemu jazzowi z Wielkiej Brytanii, i to nie tylko z Londynu. Rozmawiałam z promotorami w Danii, którzy wiedzą o istnieniu artystów czy zespołów, które wypłynęły w  w kilku ostatnich latach w Anglii, i chętnie ich promują. We Włoszech poznałam DJ-a, który grał utwory Collocutor przed koncertem Sarathy Korwar’a nie wiedząc, że gram w jego zespole, a juz tymbardziej, że miałam cokolwiek do czynienia z zespołem Collocutor.

Chociaż to zainteresowanie brytyjskim jazzem wydaje się być czymś nagłym, myślę, że jest ono oparte na wydarzeniach i historii, obecnych na scenie od wielu lat Dla mnie, w Wielkiej Brytanii, zespół Polar Bear odegrał kluczową rolę w pokazaniu, że jazz może wyjść poza tradycyjne ramy, objąć nowoczesną elektroniczną wrażliwość i współbrzmieć z publicznością, która normalnie by nie myślała, że ​​lubi jazz. Zaczynając od Polar Bear przez Shabakę Hutchings aż do Sons of Kemet, wszystko jest z sobą bezpośrednio połączone.

W Londynie zawsze istniała silna scena jazzowa, prawdopodobnie kilka scen, ale być może jednym z aspektów, które wyróżniają tę nową falę, jest otwartość na różne wpływy, nie tylko jazzowe, przy jednoczesnym głębokim szacunku dla tradycji jazzu i ponowne zainteresowanie odkrywczą muzyką duchową artystów takich jak Sun Ra, Yusef Lateef, Pharoah Sanders i oczywiście John i Alice Coltrane. Nowa  muzyka jest często lepiej odbierana na koncercie w hali magazynowej przerobionej na klub muzyczny lub na festiwalu , niż na klasycznym jazzowym koncercie – na przykład energia na koncercie Comet Is Coming jest bardziej punkowa niż jazzowa!



LQ: Co w takim razie Twoim zdaniem najbardziej przyczyniło się do rozwoju tego nowego nurtu w jazzie i do obecnej popularności jazzu brytyjskiego na świecie?

TO: Rozwój tej sceny w Wielkiej Brytanii był możliwy dzięki kilku bardzo zaangażowanym miejscom i promotorom (Total Refreshment Center, Church of Sound, Jazz Re: freshed), którzy ciężko pracowali od lat, aby stworzyć odpowiednie miejsca do grania na żywo, które są przyjazne młodym i zróżnicowanym artystom i publiczności. Bardzo ważne były również organizacje takie jak Tomorrow’s Warriors i Steve Reid Foundation, które pomagały nowym pokoleniom znaleźć własny głos. Olbrzymią rolę odegrały niezależne wytwórnie, akie jak : On The Corner Records i Brownswood oraz niezależne stacje radiowe, takie jak NTS, Balamii i Giles Peterson WorldwideFM, które dają swoim DJ-om  i prezenterom swobodę w doborze muzyki. Rownież strony takie jak Bandcamp, czy magazyn EZH aktywnie promują jazz na swoich platformach.

Oczywiście mainstreamowy sukces „The Epic” Kamasi Washingtona pomógł dotrzeć jazzowi do szerszej publiczności, a odrodzenie winylu miało dużą rolę w przyciąganiu uwagi kolekcjonerów i słuchaczy. Jednocześnie dzięki mediom społecznościowym i platformom streamingowym dzielenie się nową muzyką jest  łatwiejsze niż kiedykolwiek. Wszystko to sprawiło, że duże firmy promotorskie otworzyły oczy na brytyjski jazz, a artyści tacy jak Binker i Moses zdobywają mnóstwo nagród.

Zainteresowanie i sukces koncertów, gdzie muzycy grają albumy i kompozycje uznawane za klasyczne czy legendarne ale we wlasnej interpretacji („classic album/songbook interpretation”), dającej młodym artystom szansę na wykonanie własnego oryginalnego materiału wraz z klasykiem, dzięki czemu mają szansę na zaprezentowanie swojego brzmienia nowej publiczności.  Poprzez wsparcie miejsc takich jak Church of Sound, Total Refreshment Center i Brilliant Corners, artyści i zespoły, takie jak jak Yazz Ahmed, Nerija, Nubya Garcia i Emma-Jean Thackery. Ciekawe, miały możliwość zaprezentować się o wiele szerszej publiczności. Wspomniałam tylko kobiety, mam nadzieję, że jest to znak stopniowej zmiany wizerunku sceny jazzowej, która przez długie lata była zdominowana przez męskich muzyków. W ostatnich latach jednakże jest nas coraz więcej, co jest oczywiście mile widziane.

Mówi się, że wybuch kreatywności jest często wywołany wstrząsami politycznymi, społecznymi i gospodarczymi, ponieważ ludzie poszukują miejsc, aby się spotkać, wyrazić frustrację i niechęć wobec systemu oraz znaleźć osoby, które myślą podobnie. Muzyka zawsze miała swoje buntownicze nurty – kiedyś był to rock and roll, potem punk, hip hop… Być może teraz jest odpowiedni czas dla jazzu, aby był głosem młodych zbuntowanych.

LQ: Wasz ostatni album, który został wyprzedany w miesiąc od premiery, nazywa się „The Search”. Jaka jest historia tytułu?

TO: Kiedy zaczynałam prace nad tym albumem, nie było żadnej planowanej historii, napisałam Here to There to Everywhere, ponieważ potrzebowaliśmy więcej muzyki na koncerty! Ale gdy kontynuowałam tworzenie nowej muzyki już konkretnie w celu nagrania albumu, każdy utwór sugerował część narracji: podróż od rozczarowania przez poszukiwanie nadziei i nowych początków. Jedynym utworem na albumie napisanym z myślą o narracji było Disapperance. Był to dla mnie najtrudniejszy utwór, ponieważ musiałam wypełnić konkretny zapis w historii, którą opisujemy na płycie. The Conversations to improwizacje, ale ich kolejność na albumie została wybrana tak, aby odzwierciedlać to, co każdy z muzykow dodał do narracji w danym momencie.

Mimo faktu, że mam konkretne wyobrazenie co do każdego utworu na płycie, co też pomaga mi komunikować swoją wizję z zespołem, chciałam pozostawić odbiorcom wolność do interpretacji mojej muzyki.

Dlaczego ‘”The Search” („Poszukiwanie”)? Muzyka ma ogromny wpływ na moje doświadczenia, zainteresowania, czy też na decycje jakie podejmuję w życiu. Wszystkie te aspekty prowadzą mnie do szukania powiązań między wieloma kulturami czy tradycjami, między historiami rodzinnymi – znanymi bardziej lub mniej. Stąd właśnie ten tytuł...

LQ: Niedawno wydaliście singiel Black Satin, kompozycję Milesa Davisa z albumu On the Corner. Dlaczego Miles? I w jaki sposób podeszliście do tej kompozycji?

TO: Czuję, że wpływ Milesa Davisa był zawsze obecny w mojej muzyce, a na pewno od czasu moich późnych lat nastoletnich. W tamtym czasie So What było utworem, który każdy grał w swoim pierwszym zespole!

Pamiętam, jak siedziałam w bibliotece w college’u, słuchając „Sketches Of Spain” lub jak po raz pierwszy usłyszałam „Bitches Brew” i „In A Silent Way” – to było niesamowite. Pamiętam też jak odkryłam „Filles De Kilimanjaro”, znalezione w kolekcji winyli mojego taty. Również w colleg’u miałam szczęście być częścią dwóch dużych zespołów grających „Sketches Of Spain” z Dave’em Liebmanem i „Porgy and Bess” ze Stanem Sulzmannem.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz usłyszałam „On The Corner”, ale Black Satin natychmiast stał się utworem, który wyjątkowo na mnie wpłynął i stał się jednym z tych najważniejszych. Byłam nastolatką w latach 90., więc pod względem muzycznym dorastałam głownie na funku i soulu z lat 60 i 70. Uwielbiam to, że „On The Corner” było odpowiedzią Milesa na grupy takie jak Sly & The Family Stone. On starał się znaleźć sposób na ponowne nawiązanie kontaktu pomiędzy muzyką i młodymi Afrykano-Amerykanami. Mimo mocnego groove’u obecnego na tym albumie, Miles nie mógł się oprzeć eksperymentom z  różnymi wpływami i technikami. Moim zdaniem znalazł „to coś”, ale niestety ten album został odebrany dość sceptycznie przez publiczność jazzową w tamtym czasie.. Głębokie uznanie dla Black Satin i całego albumu „On The Corner” jest również jedną z rzeczy, które łączą mnie i Pete’a Buckenhama – szefa wytwórni On The Corner Records, która wydaje muzykę Collocutor.

Podeszliśmy do Black Satin bazując na najistotniejszych dla nas elementach oryginału – instrumenty dęte, linia basu, klaskany rytm  czy dźwięk gitary. W wersji która ukazała się na winylu, nagranej na żywo podczas sesji wideo do  Champagne Funk/Balamii Radio, nasz trębacz Simon zasugerował, aby zachować strukturę bardzo wolną, w duchu metod nagrywania Milesa. Ponieważ nasz zespół nie używa zestawu perkusyjnego, konieczne było, aby perkusiści zamiast rytmicznie kopiować oryginał, znaleźli własny rytm, który odzwierciedla tę energię utworu.



LQ: Za chwilę zagracie swój pierwszy koncert w Polsce. Czy znasz scenę polskiego jazzu, starego lub nowego? Czego możemy się spodziewać po waszym warszawskim koncercie w kwietniu?

TO: Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani przyjazdem do Polski, a także naszym pierwszym koncertem w Waszym kraju. Będzie to pierwsza wizyta w Warszawie dla kilku z nas. Chociaż od pewnego czasu jestem świadoma, że scena jazzowa w Polsce jest silna i otwarta na eksperymenty, sama nie znam wielu polskich artystów jazzowych (poza Wojtkiem Mazolewskim, EABS, Robotobibokiem i Skalpelem), więc z wielką przyjemnością dowiemy się więcej!

Podczas koncertu na Record Store Day w Warszawie zagramy materiał z obu albumów. Do Polski przyjedziemy jako kwintet, co pozwala na trochę więcej przestrzeni i swobody. Dodatkowo w repertuarze mamy kilka interpretacji utworów innych kompozytorów których podziwiamy (w tym Black Satin), a także całkiem nową muzykę…





  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm