Ważącą ponad 3 kilogramy księgę Stanisława Danielewicza i Marcina Jacobsona recenzuje Leszek Gnoiński.
Z pewnością nie jest to lektura do pociągu czy środków komunikacji miejskiej, ale też nie do tego ma ona służyć. Zawartość „Rockowiska Trójmiasta” ma przynajmniej w części zapisać kolejne białe plamy w rockowej historii naszego kraju.
Dlaczego Trójmiasto? Po pierwsze, to główne miejsce działania dwóch autorów: Stanisława Danielewicza i Marcina Jacobsona. Po wtóre, dlatego że już od dawna jest szczególnym miejscem na kulturalnej mapie Polski. To tu rozpoczynały się kolejne muzyczne rewolucje, odbył się pierwszy festiwal jazzowy, zaczął działać pierwszy rock’n’rollowy zespół z prawdziwego zdarzenia, pierwsza dyskoteka, a w późniejszych dekadach odbyły się tu pierwsze koncerty zespołów skrzykniętych pod egidą Muzyki Młodej Generacji, powstał ruch punk czy Trójmiejska Scena Alternatywna. Każde z tych wydarzeń czy ruchów rozprzestrzeniło się potem na całą Polskę.
Jeśli ktoś spodziewa się encyklopedii, nie ma po co sięgać po tę księgę. „Rockowisko Trójmiasta” przyjęło formę rozmowy dwóch dziennikarzy mających bardzo duży wpływ i wiedzę o środowisku trójmiejskim. Danielewicz swoje pisanie rozpoczął w roku 1966 i potem przez długie lata prowadził w „Dzienniku Bałtyckim” rubrykę „Echa muzyki młodzieżowej”. Natomiast Jacobson zaczynał swoją dziennikarską przygodę w „Głosie Wybrzeża” współtworząc rubrykę „Takty i mity”. Obydwaj nie tylko dziennikarstwem parali się przez te wszystkie lata, Danielewicz jest też kształconym muzykiem jazzowym, a Jacobson to menedżer (m.in. Dżemu czy TSA) i animator współtworzący legendarną Muzykę Młodej Generacji czy festiwal w Jarocinie. Obydwaj mają też na koncie książki – Danielewicz „Jazzowisko Trójmiasta”, Jacobson „Big Beat” z Markiem Karewiczem, „Muzykę Młodej Generacji” ze zdjęciami Jacka Awakumowskiego czy „Rolling Stones – Warszawa ’67”.
Danielewicz i Jacobson wspominają w swojej książce niemal wszystko, co tworzyło scenę trójmiejską. Jest opis najważniejszych z lat 70., zarówno tych znanych, jak i tych, które mało kto już pamięta, bo znane były tylko bywalcom trójmiejskich klubów. Wspominają je w ciekawy sposób opowiadając ich historię, często dodając do tego anegdoty czy zdarzenia, które przybliżają nas do tych czasów. Przypominają imprezy, które odbywały się w Trójmieście, takie jak „Non-Stop”, festiwal w Sopocie czy Pop Session. Przedstawiają miejsca, do których chodziło się posłuchać muzyki rockowej.
Ale „Rockowe Trójmiasto” jest nie tylko książką o muzyce. To obyczajowy esej o ówczesnym Trójmieście, o jego jaśniejszych i ciemniejszych stronach, o dziwnych postaciach, które pojawiały się nagle i równie nagle znikały. Jak choćby niejaki Johnny, który zaczął bywać w jednym z klubów, przedstawiał się jako Australijczyk, mówił łamaną polszczyzną, chwalił się angielską książeczką czekową i znajomościami z najważniejszymi didżejami na świecie. Oczywiście wiele osób mu uwierzyło, zyskał chwilową sławę, ale takie to były czasy. Byliśmy za żelazną kurtyną, nie było internetu i portali społecznościowych.
Pisząc o latach 70. nie można pominąć całej otoczki tamtej epoki i czasów, gdy Edward Gierek próbował budować socjalizm z ludzką twarzą. Niestety muzykę rockową odstawił na plan bardzo daleki. Do tego stopnia, że brakowało dobrych instrumentów, strun, niemal wszystkiego. Jedną z najciekawszych opowieści jest właśnie ta, gdy dowiadujemy się, jak powstawały gitary czy struny, jak radzono sobie z monopolem państwa i obchodzono różne obostrzenia socjalistycznej ojczyzny.
Dzięki Danielewiczowi, który często cytuje swoje dawne artykuły, możemy też spojrzeć na prasę tamtych czasów i to, jak się zmienił sposób pisania o muzyce. A zmienił się bardzo. Danielewicz wydawał się osobą, która wciąż krytykuje, czepia się, często mało istotnych szczegółów i, przede wszystkim, pisze w sposób autorytarny. Zresztą wydaje się, że sam po latach ma duży dystans do swoich wcześniejszych artykułów, bo jednak, mimo wielu niedociągnięć zarówno sprzętowych, jak i muzycznych, rock trójmiejski miał swój klimat i ducha. I to pokazuje „Rockowisko Trójmiasta”, lektura obowiązkowa dla każdego maniaka polskiego rocka.
Zobacz również
Książkę Dionizego Piątkowskiego o ikonie polskiego jazzu recenzuje Tomasz Gregorczyk. Więcej >>>
Biografia Michała Urbaniaka – rozmowa-rzeka z Jackiem Góreckim. Recenzuje Łukasz Maciejewski Więcej >>>
Transkrypcje solówek Zbigniewa Seiferta spisane przez Macieja Afanasjewa. Recenzuje Krzysztof Lenczowski. Więcej >>>
Niezwykła książka amerykańskiego trębacza Gary’ego Guthmana. Recenzja Piotra Iwickiego. Więcej >>>