Spiral Dance; Blossom; Long As You Know You’re Living Yours; Belonging; The Windup; Solstice

Muzycy: Branford Marsalis, saksofony; Joey Calderazzo, fortepian; Eric Revis, kontrabas; Justin Faulkner, perkusja


Belonging

Branford Marsalis Quartet

Kiedy w roku 1974 debiutancki album europejskiego (lub jak kto woli skandynawskiego) Kwartetu Keitha Jarretta ujrzał światło dzienne, Branford Marsalis – jak sam wspomina – zupełnie nie zwrócił na ten fakt uwagi. „Byłem w pierwszej klasie liceum, słuchałem R&B – wspomina – nie wiedziałem, że ‘Belonging’ istnieje”. Warto przytoczyć tu anegdotę dokumentującą moment, w którym ta niewiedza odeszła w przeszłość. Jak opowiada Marsalis: „Pewnego razu w latach 80. siedzieliśmy w samolocie, a Kenny (Kirkland) założył mi słuchawki i puścił „My Song” (drugi studyjny album europejskiego kwartetu Jarretta, wydany w roku 1979). Kiedy po pięciu minutach próbował mi je zabrać, odepchnąłem jego rękę, a gdy dotarliśmy do następnego miasta, poszedłem i kupiłem wszystkie płyty tego zespołu”.


„Belonging” uznawana jest za jeden z kamieni milowych jazzowej historii. Nagrania mające ogromne znaczenie i wpływ zarówno na fanów, jak i na muzyków. Zrozumiałym wydaje się więc fakt natychmiastowego „wsiąknięcia” Marsalisa w świat tej muzyki. Fascynacji, która trwa aż do dziś. Po repertuar z „Belonging” Marsalis sięgnął już nie po raz pierwszy – już przed sześcioma laty na płycie „The Secret Between The Shadow And The Soul”kwartet zarejestrował bowiem utwór The Windup. Notabene to wtedy właśnie narodził się pomysł całościowej reinterpretacji „Belonging”, którego realizację opóźniła pandemia. Sama decyzja o zinterpretowaniu kultowego dla jazzu albumu także nie jest dla saksofonisty czymś wyjątkowym: można przy tej okazji wspomnieć chociażby uczczenie 40-lecia wydania Coltrane’owskiego „A Love Supreme” koncertowymi nagraniami wydanymi w formie audio oraz wideo. 


Muszę powiedzieć, że nie do końca przekonuje mnie idea nagrywania na nowo całych albumów sprzed lat. Wspomniane wcześniej podejście do „A Love Supreme”wzbudziło we mnie dość letnie uczucia. W przypadku takiego artysty, jak Branford Marsalis, trudno oczywiście mówić o „słabej” płycie. Brakowało mi jednak wówczas nieuchwytnej iskierki wyjątkowości, jakiej oczekiwałbym po tak znakomitym muzyku. Podobne obawy towarzyszyły mi także w przypadku „Belonging”.Definiując swoje podejście do reinterpretacjitego albumuMarsalis i jego koledzy z kwartetu podkreślają, że nie chodzi im o dekonstrukcję pierwowzoru, choć z drugiej strony starają się również unikać dokładnego naśladownictwa oryginałów. 


I rzeczywiście – różnice sprowadzają się tu do niuansów, subtelności. Uważny słuchacz bez wątpienia je wyłapie. Najistotniejszy jest tu chyba „duch” zespołu, klimat całego nagrania. Jazzmani z USA grają jednak inaczej. Nasuwa się jednak pytanie, czy znaczenie ma tu fakt różnic geograficznych, czy raczej metrykalnych. Dla Kwartetu Jarretta był to debiut, a Jarrett, Garbarek, Danielsson i Christensen w momencie nagrywania zaledwie zbliżali się do „trzydziestki” (najstarszy z nich, Jon Christensen miał lat 31). 


Wprawdzie dla Marsalisa „Belonging”to również swego rodzaju debiut – płytajest pierwszym jego wydawnictwem firmowanym przez Blue Note Records – to jednak jego kwartet może się już poszczycić długą historią istnienia. Grupa gra w niezmiennym składzie od roku 2009 kiedy dołączył do niej Justin Faulkner, zastępując Jeffa „Taina” Wattsa. Joey Calderazzo gra z kwartetem od roku 1999 i ma w swojej dyskografii również duetowe nagrania z liderem. Eric Revis gra z Marsalisem od roku 1996. Wszyscy (poza młodziakiem Faulknerem, który ma lat 33) to już stateczni muzycy w szóstej dekadzie swojego życia. Sceniczne i życiowe doświadczenie, zgranie, wzajemne rozumienie się na gruncie artystycznym i prywatnym ma niewątpliwie wpływ na sposób odczytania i zaprezentowania muzyki. 


W szczegółach porównanie najciekawiej wypada w przypadku przywołanego już The Windup, gdzie warto posłuchać wersji Jarrettowskiej oraz obu – różniących się miejscami dość znacząco – interpretacji Marsalisowskiego kwartetu. Przy tej kompozycji możemy mówić o idealnym połączeniu szacunku do oryginału z wyraźnym odciśnięciem piętna własnej interpretacji. Kapitalnie wypadają solowe popisy poszczególnych muzyków, zachwycają środkowa, improwizująca część utworu oraz niezwykle dynamiczny finał. 

Słucha się tej płyty z dużą przyjemnością, czasem nawet z ekscytacją. Pomimo tego, gdzieś z tyłu głowy cały czas tli się wątpliwość, czy trzeba było nagrywać „Belonging” od nowa, w całości?


Autor: Krzysztof Komorek

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm