Busy Day; Urban Jungle; How Was Your Monday? Funky Time; XYZ; The Shadow Is Gone; Don’t Trust Yourself; Letter to W.
Muzycy: Hania Derej, fortepian; Cyryl Lewczuk, saksofon tenorowy; Tymon Okolus, puzon; Filip Hornik, bas; Jakub Długoborski, perkusja
Nagrano w październiku 2023 w Studio Polskiego Radia w Katowicach.
Z Hanią Derej, pianistką, kompozytorką, liderką zespołu, rozmawia Anna Ruttar:
Hania Derej nie lubi czekać. Nie interesują jej kolejki wydawnicze. Za dużo tworzy, żeby marnować czas i odkładać wydawanie płyt na później. Jest pracowitą, dziewiętnastoletnią kompozytorką, pianistką, aranżerką i dyrygentką. Na fortepianie zaczęła grać w wieku sześciu lat. Komponuje od 10 roku życia i ma na koncie ponad 100 kompozycji. Nie chce żadnych ograniczeń, pragnie połączeń nowych i nieoczywistych. Wykonuje i komponuje muzykę jazzową, filmową, ilustracyjną, współczesną, elektroniczną i popową.
Jest laureatką wielu nagród kompozytorskich, m.in. nagrody specjalnej za kompozycje i aranżacje w ramach Junior Jazz Festival 2023 w Wadowicach oraz nagrody „Młody Kompozytor 2021 i 2022” ufundowanej przez Związek Kompozytorów Polskich w Warszawie podczas XVI i XVII Międzynarodowego Forum Pianistycznego w Sanoku. Otrzymała również nagrody pianistyczne: wyróżnienie za najlepsze wykonanie koncertu z Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej oraz koncertu z Lwowską Orkiestrą Kameralną „Akademia”. Dyrygowała Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej, Elbląską Orkiestrą Kameralną, Lwowską Orkiestrą Kameralną „Akademia” (Ukraina) oraz Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Morawskiej (Czechy).
Niedawno wydała swój najnowszy album „Evacuation”, który trafi z tym numerem JAZZ FORUM do prenumeratorów naszego czasopisma. Uwaga, trzeba zapiąć pasy, bo tempo Hanki jest zawrotne.
JAZZ FORUM: Haniu, gdzie teraz jesteś i co u ciebie słychać?
HANIA DEREJ: Ostatnio jest intensywnie i dzisiaj też tak się zapowiada. Jestem pod Warszawą, u znajomych…
JF: Pod Warszawą, bo dzisiaj chyba masz w planach koncert w stolicy?
HD: Okazało się, że dzisiaj zagram wyjątkowo solo, w Radiu 357, w audycji Marty Kuli. Ponieważ lubię maksymalnie wykorzystywać czas, czekają mnie dzisiaj dwa wywiady.
JF: Masz w sobie tyle energii, sportową przeszłość.
HD: Trenowałam intensywnie różne dyscypliny sportowe, m.in. tenis ziemny, lekkoatletykę, pływanie, tenis stołowy, piłkę nożną, narty, snowboard i golf (Hania była m.in. dwukrotną Mistrzynią Śląska Juniorów w golfie). Jeździłam na turnieje, z których często wracałam z medalami. Po kilku kontuzjach okazało się, że wyczynowe uprawianie sportu przy tak różnych dyscyplinach niesie ze sobą duże ryzyko, dlatego obecnie uprawiam sport w wymiarze amatorskim, a uwagę skupiam głównie na muzyce, w której bardzo przydaje się wyniesiona ze sportu organizacja pracy i kondycja.
Hania Derej, fot. Filip Błażejowski
JF: Lubisz dobrze wykorzystywać czas, a twój młody, ale już przecież imponujący życiorys, to potwierdza. Czy trudno było ci zdecydować, gdzie będziesz studiować? To nie są oczywiste wybory, zwłaszcza gdy działa się na wielu frontach. Ty wybrałaś dwa miejsca: Amsterdam i Kraków.
HD: Nie było to takie proste. Już na początku klasy maturalnej zaczęłam szukać informacji. Wiedziałam, że na uczelnie zagraniczne rekrutacja odbywa się znacznie wcześniej. Chciałam poznać różne możliwości i chciałam się też sprawdzić. Wysłałam zgłoszenia do różnych uczelni, między innymi do Berlina na produkcję muzyczną, do Nowego Jorku na fortepian jazzowy, do Los Angeles także na produkcję muzyczna, do Berklee, do Amsterdamu, a w Polsce zdawałam w Warszawie i Krakowie. Udało mi się dostać wszędzie, ale amerykańskie uczelnie przyznały mi tylko 50% stypendium. Koszty studiów w USA są ogromne, a moja rodzina nie mogłaby ich pokryć, więc skupiłam się na Europie. W Amsterdamie studia nie są aż tak drogie, a jednocześnie dano mi możliwość, by studiować hybrydowo i podzielić pierwszy rok studiów na dwie części. Pomyślałam, że to może być moje okno na świat i chciałam poznać inne środowisko, niż polskie. Chciałam na świat się otworzyć. W Amsterdamie jestem na aranżacji i kompozycji jazzowej, a w Krakowie na dyrygenturze symfonicznej. Do Warszawy dostałam się na profil wykonawczo-autorski, jazzowy. Do ostatniego momentu nie wiedziałam, co wybrać, i dopiero na początku września podjęłam decyzję.
JF: I wszystko udało się zgrabnie połączyć. Nie spotykasz się z głosami krytycznymi, że robisz za dużo na raz?
HD: Często spotykam się z takim rozumowaniem, że trzeba skupić się na jednym i nie łapać zbyt wielu srok za ogon. Staram się złamać ten stereotyp, pokazać, że w dzisiejszych czasach nie powinniśmy koniecznie iść tylko jedną ścieżką, ale korzystać z możliwości, które daje nam świat. Wziąć trochę tego i trochę tego, połączyć i za bardzo się nie ograniczać. Czerpać. Różnorodność staje się coraz ważniejsza, nabiera coraz większego znaczenia.
JF: Kluczem do bycia w pełni świadomym muzykiem jest właśnie otwartość. I można na przykład, tu zacytuję, „groović Orawę”.
HD: (śmiech) Można. Jakiś miesiąc temu opublikowałam taki filmik na Instagramie, bo właśnie chcę eksperymentować, łączyć. A ponieważ ostatnio na dyrygenturze mówiliśmy o Orawie (Wojciecha Kilara)i dyrygowaliśmy nią, wpadł mi podczas zajęć do głowy taki pomysł i już nie dawał spokoju, więc postanowiłam go zrealizować. Przerobiłam temat Orawy na groove’owy.
JF: Nikt się nie oburzył?
HD: Na razie nie.
JF: Podobny eksperyment zrobiłaś z Koncertem Fortepianowym d-moll J.S. Bacha.
HD: Grałam kiedyś ten koncert i nagle poczułam, że potrzebuję tego beatu i elektronicznych brzmień. I zrealizowałam ten pomysł.
JF: Jesteś zanurzona w elektronice. Pamiętasz, kiedy doszło do tego otwarcia na brzmienia elektroniczne w twojej głowie?
HD: To był moment, w którym odkryłam program muzyczny GarageBand. Byłam wtedy w drugiej klasie liceum, był lockdown. Odkryłam brzmienia i możliwości, jakie ten program daje. Bardzo mnie to zafascynowało. Z jednej strony miałam komputer z lekcjami, a z drugiej sobie eksperymentowałam.
Hania Derej Quintet
JF: Teraz ukazała się twoja nowa płyta „Evacuation”, na której gra kwintet jazzowy. Jak doszło do pracy w takim właśnie składzie?
HD: Wszytko zaczęło się, gdy poszłam do liceum na fortepian jazzowy. Równolegle byłam też na kierunku fortepian klasyczny. Jestem wdzięczna mojej szkole (w Bielsku-Białej), że udało się to połączyć. W ostatniej klasie liceum pojawiła się propozycja, żeby zagrać koncert na 25. Bielskiej Zadymce Jazzowej Orlen Jazz Festival. Miałam już parę kompozycji, a ta możliwość dodatkowo mnie zmotywowała, żeby stworzyć więcej utworów. Pisałam w różnych miejscach, w różnych okolicznościach, czasami w podróży – bardzo spontanicznie. W 2023 roku wystąpiliśmy na Zadymce na scenie promocji. Publiczność odebrała ten materiał bardzo pozytywnie, pojawiły się pytania o płytę. To dało mi kopa do działania. Na początku października udało się wszystkich zebrać i w dwa dni nagraliśmy płytę w studiu Polskiego Radia w Katowicach. Jednocześnie trwało rozpoczęcie roku akademickiego w Krakowie, więc opuściłam pierwsze dni na studiach.
JF: Nieobecność studentki usprawiedliwiona. A skąd pomysł na tytuł płyty?
HD: Sam tytuł zrodził się podczas pierwszego dnia nagrań, kiedy włączył się nagle alarm przeciwpożarowy. To była tylko zaplanowana próba i żadnego zagrożenia
nie było. To pasuje do mojej sytuacji, bo w mojej dyskografii jazzu jeszcze nie było, idę w nowym kierunku, a właściwie biegnę. Ciągle się gdzieś ewakuuję.
JF: Płytę promuje singiel Busy Day. Tłumaczysz, że podejmujecie tym utworem walkę z rutyną, z szarą codziennością. Ale rutyna rutynie przecież nie jest równa. Rutyna Hanki Derej jest przecież inna.
HD: U mnie dużo się dzieje, jest dużo warsztatów, koncertów. Wiem jednak, że wielu ludzi boryka się z rutyną, która sprawia, że zamykamy się na świat. U mnie ta rutyna pojawiła się w lockdownie, kiedy wstawałam rano i siedziałam przez pięć godzin przy komputerze, a potem odrabiałam lekcje. Każdy dzień był taki sam. W klasie maturalnej bardzo dużo się uczyłam i ćwiczyłam, bo chciałam zdać jak najlepiej maturę. Tydzień w tydzień robiłam to samo. Ten utwór jest ilustracją rutyny, ale też zachęca, by od niej się odciąć. Chciałabym, żebyśmy byli świadomi tego, co dzieje się wokół nas, byśmy zwracali uwagę na drobne szczegóły, które mogą zmienić cały dzień.
JF: Opowiedz o swoich inspiracjach – jesteś otwarta i chłonna, robisz tenisowy beat, grasz w Pendolino, na lotnisku. Swoje nagrania opatrujesz kontekstem wizualnym.
HD: Inspiruję się po prostu życiem, codziennością, otoczeniem. Czasem coś przychodzi z zewnątrz, a czasem we mnie się coś pojawia. Niekoniecznie muzyka innych artystów mnie inspiruje, ale to, co się wydarza – moje odczucia, które przelewam na dźwięki.
JF: Zgodziłabyś się z terminami muzyka ilustracyjna lub jazz ilustracyjny jako określającymi twoją muzykę? Kompozycje z nowej płyty zdradzają taki kierunek już samymi tytułami (How Was Your Monday, Urban Jungle, Don’t Trust Yourself czy Letter to W.).
HD: Jak najbardziej. Moje albumy (w sumie osiem płyt) właśnie takie są. Muzyka elektroniczna, którą tworzę, również ma ilustracyjny i przestrzenny wymiar. Dla mnie komponowanie muzyki jest jednym ze sposobów, w jaki mogę wyrazić siebie i podzielić się swoimi uczuciami, niekoniecznie za pomocą słów. Mam możliwość bezpośrednio zamieniać swoje myśli w dźwięki, co daje mi niesamowitą swobodę. Odbiór dźwięków nie jest ograniczony przez język, więc mogę „komunikować się” z całym światem. Mogę opowiedzieć bez słów o miejskiej dżungli, o tym, że nie lubię poniedziałków lub napisać list do wybranego odbiorcy.
JF: Jak układa wam się współpraca w kwintecie?
HD: Trafiłam na super chłopaków (Cyryl Lewczuk - saksofon tenorowy, Tymon Okolus - puzon, Filip Hornik - bas, Kuba Długoborski - perkusja). Są rewelacyjni, świetnie przygotowani, dużo dali od siebie, żeby cały ten materiał jeszcze ulepszyć. Teraz gramy sporo koncertów, głównie w weekendy, dobrze się bawimy i świetnie rozumiemy. Czasami w zastępstwie za basistę grają Szymon Mika lub Kosma Góra, za saksofonistę Rafał Sobczyk, a za puzonistę Bartek Golec.
JF: Zagraliście pięć koncertów od początku maja licząc. Jaka publiczność przychodzi was słuchać?
HD: Wszystko zależy od miejsca i od promocji danego klubu. My promujemy z naszej strony, ale świetnie, gdy klub także promuje. Promocja jest bardzo ważna.
JF: Kluczowa.
HD: Zazwyczaj słuchają nas ludzie, powiedziałabym, w wieku średnim, chyba, że gramy akurat w mieście, w którym mamy wielu znajomych.
JF: Płytę zdecydowałaś się wydać nie w Polsce, a w Holandii.
HD: Mogliśmy wydać płytę w Polsce, ale trwałoby to znacznie dłużej, bo była kolejka wydawnicza. Trzeba by było czekać rok lub dwa lata. A ponieważ ja dużo tworzę…
JF: I nie lubisz czekać...
HD: (śmiech) Nie lubię za bardzo czekać, chciałam to już z siebie wyrzucić, pokazać światu i przejść do kolejnego etapu. Ponieważ studiuję w Amsterdamie, udało mi się nawiązać kontakt z wytwórnią ZenneZ Records. Po pierwszej rozmowie i przedyskutowaniu warunków, podpisałam kontrakt i bardzo się z tego cieszę. Dzięki kursom z Music Export Academy zrozumiałam, jak ważna jest promocja i booking. Mogłam zorganizować koncerty z trasy w większości sama.
JF: Zgaduję, że poza trasą koncertową masz na pewno różne inne plany.
HD: Wakacje będą warsztatowe i wyjazdowe, udało mi się dostać do International Jazz Platform. Wybieram się też na warsztaty do Berlina „The Playground Residence”. Poza tym, już od kilku miesięcy mam materiał na kolejną płytę, tym razem elektroniczną. Chciałabym, żeby ukazał się jak najszybciej. Mam też w planach jazzowe trio ilustracyjne. Chciałabym także połączyć muzykę jazzową ze smyczkami. Ostatnio przearanżowałam w ten sposób parę utworów z obecnej płyty i kilka tematów jazzowych.
Hania Derej
JF: W jakim repertuarze czujesz się najlepiej jako młoda dyrygentka?
HD: Ostatnimi czasy na akademii dyrygowałam przede wszystkim repertuarem klasycznym, głównie symfoniami, byłam też na warsztatach orkiestrowych Orchestra 4Young Adama Sztaby. Dyrygowałam tam popowym utworem, w którym śpiewała wokalistka, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Dyrygowałam też big bandem w Macedonii, w Skopje. Musiałabym pozbierać chyba jeszcze trochę więcej tych doświadczeń, żeby zdecydować, jaki repertuar wolę.
JF: Czym dla ciebie jest samo dyrygowanie?
HD: Dyrygując chcę jak najlepiej wyrazić intencje kompozytora, ale też swoje własne. Odkryłam, że dyrygowanie ma wiele wspólnego z komponowaniem. Za pomocą gestów i emocji pokazuję orkiestrze moją wersję i interpretację utworu. Te dwa obszary są niesamowicie uniwersalne i w pewnym sensie mogą się uzupełniać w ramach jednego, wspólnego dla wszystkich języka – języka, jakim jest muzyka. Nie ma ograniczeń i wszystko pochodzi ze „środka”, z autentyczności i prawdy. Kiedy komponuję lub dyryguję, chcę dzielić się z ludźmi myślami i uczuciami, których nie da się wyrazić za pomocą słów. Dyrygując, komponując czy grając chciałabym inspirować i przenieść słuchaczy gdzie indziej, oderwać od codzienności i dać chwilę relaksu, a czasem przynosić ulgę.
JF: Czego lubisz słuchać?
HD: Przeróżnie. Bardzo lubię muzykę przestrzenną, lubię GoGo Penguin, Portico Quartet, ale także Jacoba Colliera, zwracam uwagę na dobrą produkcję. Lubię Chicka Coreę i Brada Mehldau’a. Słucham Esperanzy Spalding, Jazzmei Horn i Samary Joy, a także Billie Eilish. Ostatnio jednak najwięcej skupiam się na utworach klasycznych, bo zbliża się sesja. Kto wie, może znowu coś przerobię na wersję z beatem?
Rozmawiała: Anna Ruttar