Ciemność
Spojrzenia
Matka
Bezsenność
Dark Sabra
Zosia
Dlaczego
Hollywood
Wzgórza Golan
Muzyka umierającej kamienicy
Chciałbym pamiętać
Wykonawcy: Kacper Smoliński, harmonijka; Kuba Marciniak, saksofon tenorowy, klarnet; Piotr Scholz, gitara; Damian Kostka, kontrabas; Adam Zagórski, perkusja; Tomasz Lach, tekst; Mariusz Zaniewski, lektor
WEEZDOB COLLECTIVE
Komeda, Ostatnia Retrospekcja
Mery Zimny
Drodzy prenumeratorzy JAZZ FORUM, wraz z numerem otrzymujecie płytę, nagraną przez Weezdob Collective. Nie jest to jednak zwykła płyta. Zanim wsadzicie ją do odtwarzacza, przeczytajcie, jak powstała.
Była końcówka 2018 roku, kiedy gitarzysta Piotr Scholz oraz harmonijkarz Kacper Smoliński spotkali się, by snuć plany związane z ich muzyczną przyszłością. – Zrobiliśmy burzę mózgów. Kacper zaintrygował mnie pomysłem słuchowiska, puszczając „The Clown” Charlesa Mingusa. To kultowe nagranie ze wspaniałym głosem Jeana Shepherda – zdradza Scholz. Smoliński, mocno zainspirowany wspomnianym słuchowiskiem, chciał stworzyć coś w podobnym stylu. Konieczne było znalezienie głównego bohatera. Padło hasło „Komeda”, który wydawał się idealny, także z czysto pragmatycznego punktu widzenia. Kolejny rok – 2019 – był Rokiem Komedy, co wiązało się również z możliwością ubiegania się o granty na zrealizowanie nagrania.
Miał się nim zająć Weezdob Collective, grupa w całości związana z Poznaniem – miastem, z którego pochodził Komeda. Ktoś mógłby pomyśleć: „Ale po co znów Komeda, przecież jego twórczość jest tak mocno eksploatowana od lat”. Choć być może niektórym wydaje się, że kolejni muzycy sięgający po Komedę, to rzecz już nazbyt ograna, to jednak pasierb wybitnego pianisty patrzy na to trochę inaczej. – Fakt, że kolejni muzycy, ale nie tylko, korzystają z dorobku, a także coraz częściej wizerunku Komedy, to najlepszy dowód na to, że jego twórczość oraz postać – historia człowieka – wygrały z przemijaniem, a do tego z konkurencją – zwraca uwagę Tomasz Lach i dodaje: – Krzysztof Komeda jest nadal „żywy”. A to rzadko się zdarza. Wywołuje to we mnie poczucie satysfakcji oraz spokoju, że udało mi się z sukcesem zakończyć 40 lat prac oraz działań mojej Matki, Zofii Komedowej.
Jak podkreślił perkusista Weezdob Collective Adam Zagórski: – Jako formacja mamy przepracowane to, że nie warto się śpieszyć z wydawaniem szybko, ale byle czego. Tak więc rok Komedy się skończył, a my nie spinaliśmy się, że musimy to wydać właśnie w tym czasie. To dzięki temu też materiał został dobrze dopracowany, z dbałością o każdy detal, jak twierdzi cały zespół. – Ta płyta jest jak wino. Dojrzalsza, dłuższy czas dobrze jej zrobił – mówi Zagórski. A co z innym niż dotychczas pomysłem na Komedę? – Czuliśmy, że sposób w jaki chcieliśmy przedstawić jego postać był dość nowatorski – stwierdza kontrabasista Damian Kostka. – Myśleliśmy, w jaki sposób zrobić płytę poświęconą Komedzie, nie skupiając się na jego twórczości kompozytorskiej, tylko na przedstawieniu historii jego życia w oparciu o nasze dźwięki. Z kolei saksofonista Kuba Marciniak dodaje, że zależało im po prostu na robieniu własnej muzyki. Jak z tego wybrnęli? Do muzyki postanowili dodać tekst. Pomysł połączenia muzyki z tekstem dał nam możliwość oddania hołdu postaci Komedy bez konieczności wpisywania się w trend grania jego muzyki – opowiada Marciniak. Nie był to jednak zwykły tekst...
Powrót do
przeszłości kosmicznym
cadillakiem
Ciekawa jest droga, którą przeszedł
cały kwintet. Na debiutanckiej płycie „Star Cadillac” chcieli sięgnąć gwiazd,
udać się w międzygalaktyczną podróż, która może przywodzić na myśl podróż
do przyszłości. Ich drugim krokiem okazał się jednak powrót do przeszłości.
Weezdob Collective postanowił nagrać materiał, który nie jest zwykłym albumem muzycznym, a raczej słuchowiskiem o Krzysztofie Komedzie. – Chcieliśmy zaskoczyć słuchaczy czymś nowym, oryginalnym i odważnym – zdradza Piotr Scholz. – W Polsce ogromne znaczenie ma dziedzictwo, o czym świadczyć mogą programy dotacyjne i stypendialne. Bardzo trudno pozyskać wsparcie finansowe na coś nowego, współczesnego, nie odnoszącego się do przeszłości. Naszą ambicją było jednak zrobienie czegoś nowego, wartościowego, wyrafinowanego na tle innych projektów komedowskich – opowiada gitarzysta.
Komeda niemuzycznie
To historia
opowiedziana tekstem, głosem i dźwiękami. Jest intrygująca, pełna zwrotów akcji,
bólu, cierpienia i miłości – mówi Scholz. Zespół Weezdob Collective postanowił nie grać
Komedy, a opowiedzieć o nim przy użyciu słów, tworząc swego rodzaju
słuchowisko „Komeda, Ostatnia Retrospekcja”. Ciekawe jest jednak, kim, ponad
wyświechtaną parafrazą „Komeda wielkim artystą był”, jest dla tych młodych
muzyków legendarny pianista.
– Komeda jest dla mnie postacią niezwykłą, pokazującą jak można pracować i być docenionym w Europie Zachodniej i za oceanem, aż w samym Hollywood – mówi Zagórski. – Jego Historia pokazuje skrajności, sukcesy i porażki. Skromny lekarz z Poznania sięga gwiazd i czerwonych dywanów Hollywood, w trakcie tak trudnej sytuacji w Polsce związanej z represjami i komunizmem. Podobnie myśli Smoliński, dla którego Komeda to ikona polskiej kultury: – Jest jednym z nielicznych Polaków, którzy odnieśli sukces za oceanem. Przez to jego historia jest intrygująca, dostarcza też sporo materiału do analiz, np. którymi drogami warto iść, a których warto unikać – zwraca uwagę harmonijkarz.
Panowie nie zapominają też
o aspektach czysto muzycznych: – Sposób
komponowania i melancholia towarzysząca
jego utworom, miały ogromny wpływ na to, jak wielu polskich artystów
pisze dziś swoją muzykę – twierdzi Kostka. Marciniak z kolei dodaje: –
Komeda był w swoich czasach pionierem, postacią, która niesamowicie
wpłynęła na rozwój polskiego jazzu. Kontynuujemy jego tradycję, ale komponując
swoją muzykę, poszukując nowych ścieżek rozwoju. Scholz dodaje: – Komeda ma dla nas
znaczenie symboliczne. Bliski nam jest jazz nowoczesny, współczesny, gramy
odważną i oryginalną muzykę – swoją muzykę. Doskonale znając twórczość
Komedy, świadomie po nią nie sięgnęli. Chcieli natomiast opowiedzieć
o jego życiu, ale nie sami. Pióro oddali pasierbowi mistrza – Tomaszowi
Lachowi, którego poprosili o napisanie tekstu.
fot. Ozarowska
Międzypokoleniowa współpraca
Tomasz Lach na
potrzeby projektu muzycznego postanowił wypowiedzieć się o osobie dla
niego bliskiej. Choć w różnych wywiadach zdarzało mu się stwierdzać, że
Komeda był bardziej jego kumplem niż ojcem, teraz nie ma już wątpliwości. –
Pięć dekad, to ogromny szmat czasu. Pamięć obrazów, wydarzeń i ich
mechanizmów staje się coraz bardziej wybiórcza. Konfabulujemy, zarówno
wspominając, jak i opowiadając – rozważa Lach. Mówiąc o Komedzie
podkreśla, że żywi wobec niego podziw, zrozumienie i szacunek. – Mógł
się mną nie przejmować i nikogo by to nie zdziwiło. A jednak nie.
Zrobił wszystko, abym tego „ojca” wreszcie odnalazł. Jest moim Ojcem –
odpowiedzi na to pytanie zawsze najbardziej mnie krępowały – ale jest.
Z wyboru. Jest wzorem nieustępliwego, podejmującego każde wyzwanie artysty
– kreatora. I nadal kumplem, z którym często rozmawiam zastanawiając
się jakby to, czy też tamto zrobił, lub jak by się zachował.
To właśnie Lachowi muzycy przedstawili śmiały pomysł opowiedzenia o Komedzie, ale bez jego muzyki, ba, nawet bez fortepianu, za to poprzez dosyć oryginalne instrumentarium. Wszyscy razem spotkali się w Warszawie, by omówić wspólną wizję. – Zależało nam przede wszystkim na warstwie emocjonalnej i psychologicznej, potrzebowaliśmy czegoś, do czego będziemy mogli się odnieść w muzyce. Tomek doskonale zrealizował to zadanie i napisał tekst pełen napięć, różnorodnych emocji i kontrastów – mówi Marciniak. Z kolei Kostka dodaje: – Od samego początku mieliśmy wspólną wizję wykorzystania głosu aktora, który przedstawi historię Krzysztofa Komedy wcielając się w jego osobę.
– Tomek napisał tekst, który dotyczy ostatnich momentów życia Komedy – mówi Scholz. – To jego myśli, wspomnienia, historie oraz uczucia. Tekst interpretowany jest przez Mariusza Zaniewskiego, wspaniałego aktora, który wiekiem zbliżony jest do wieku Krzysztofa Komedy, kiedy ten odchodził z tego świata. Całość miała nabrać bardzo naturalnego, ludzkiego wymiaru. My natomiast za pomocą dźwięków staramy się oddać ducha tamtych chwil, emocji, które towarzyszyły mu w tej ostatniej drodze – dodaje gitarzysta.
Komeda bez fortepianu
Projekt Weezdob Collective, nawet
jeśli w muzyce nie odnosi się bezpośrednio do Komedy, i tak zwraca
uwagę poprzez brak fortepianu. – Fakt, iż nasz zespół składa się
z dość nietypowego instrumentarium i jednocześnie nie ma w nim
pianisty, to atut przy założeniu, że opowiadamy o Komedzie, ale przy
użyciu własnej muzyki – mówi Kostka. – To taki rodzaj oddania hołdu
naszymi dźwiękami i słowami. Chcąc iść śladami Komedy, tak samo podążamy
własnymi ścieżkami – dodaje kontrabasista. Marciniak stwierdza: – Zespół
to przede wszystkim ludzie, a nie instrumenty, na których grają.
Opowiadamy o Komedzie naszym własnym głosem. Pianista użyłby fortepianu,
malarz pędzla a Weezdob to Weezdob… Zagórski natomiast dodaje: – Fortepian
zostawiamy nietknięty. Fortepian należy do Komedy. I tak wszyscy słuchacze
wiedzieć będą, że on tam jest, tylko po prostu go nie słychać. Ciężko zastąpić
Komedę. Jego muzyka i gra, pomimo iż fizycznie nie jest słyszalna, jest
w domyśle słuchaczy.
Projekt od początku zakładał przedstawienie poprzez literacką fikcję prywatnej historii człowieka, nie legendy, co więcej człowieka, który mierzył się z różnymi słabościami, spełniał swoje marzenia, ponosząc tego konsekwencje.
Nowe doświadczenia
Praca nad słuchowiskiem była nowym
doświadczeniem dla członków kolektywu, oto bowiem zostali postawieni
w sytuacji, w której musieli zgrać się z tekstem, co więcej, muzycznie
opowiedzieć emocje, które temu tekstowi towarzyszą.
Tomasz Lach stworzył tekst oryginalny, oparty na myślowym monologu Komedy w śpiączce. – Przez 40 lat wysłuchiwałem wspomnień Zosi Komedowej opisujących zachowania Krzysztofa w comie, coraz bardziej w nie wierząc. Temat komy zgłębiałem później pisząc „Ostatnich takich…”. Podczas jednej z nocnych rozmów telefonicznych z Kacprem zaproponowałem „...a może coś w pierwszej osobie, ale nie wiem jeszcze jak to napisać”. Kacper to zaakceptował, przysłał mailem dźwięki, które były najbliższe projektowi, a ja dobierając melodie słów do tych tonów napisałem tekst. Później przez miesiąc – konsultując temat ze znajomym profesorem psychologii – robiłem kolejne redakcje – zdradza Lach.
O czym myślał Komeda
Sporo miejsca
w tekście Lacha zajmuje temat kobiet i, co oczywiste, śmierci. – Śmierć i Kobiety... trochę jak włoskie
klasyczne kino. Ale w komie? Czytałem, konsultowałem, również
z neurologami. Tekst
powstał właśnie na bazie tych konsultacji – poruszający, postrzępiony, czasami
urwany. Sprawia wrażenie autentycznego, a przede wszystkim, co było
zamysłem twórców, bardzo emocjonalnego. Czemu temat kobiet wysunął się jako
jeden z głównych wątków w tekście Lacha?
– W pewnym sensie Krzysztof Komeda był produktem kochających go kobiet – dominatorek. Matka, dając mu – pomimo jej odmiennych ambicji środowiskowych – wymarzoną muzykę z jednoczesnym zapewnieniem dostatniej mieszczańskiej pozycji społecznej. Dalej, Zofia Komedowa, która błyskawicznie wprowadziła go do środowisk artystycznych. A do tego pełen impresariat i opiekuńczość przekraczająca granicę matczyności – opisuje Lach. To nie koniec postaci, które pojawiają się w tekście. – A śmierć... umieranie? Był lekarzem, więc pewnie w końcu zorientował się co się dzieje. A myślenie? Raczej półsenne dumania bezpowrotnie samotnego pasażera odpływającej gdzieś w ocean łódki. Tyle, że bez żagla i wioseł. Zapewne – jeżeli nadal myślał logicznie – to wiedział.
Nagranie
Najpierw był tekst. Po jego
otrzymaniu zespół przesłał go aktorowi Teatru Nowego w Poznaniu,
Mariuszowi Zaniewskiemu. W końcu spotkali się wszyscy, by dokonać próbnych
nagrań. Zastanawiali się nad odpowiednią muzyką do poszczególnych rozdziałów,
pracowali też nad dynamiką i narracją. Po tym wstępnym dotarciu się,
Znaniecki nagrał swoją partię słowną, do której zespół zarejestrował muzykę. – Miksy
tego materiału trwały bardzo długo, z uwagi na różne detale. Całość
miksował Mateusz Hulbój, natomiast masteringiem zajął się Michał Kupicz –
opowiada Scholz. – Na kilka dni przed
oddaniem materiału do tłoczni dokonaliśmy jeszcze korekt w miksie
i masteringu. Czasami potrzeba dłuższego czasu, aby zauważyć detale, które
wymagają poprawy. Dodatkowo forma słuchowiska jest dla nas czymś nowym, dlatego
zbieraliśmy opinie i uwagi od zaufanych osób, co było bardzo cenne.
Muzyka była w większości skomponowana przed wejściem do studia. Każdy z członków kolektywu stworzył swoje propozycje. – Muzyka powstała na wiele sposobów. Część z nas przyniosła kompozycje, które nie były jeszcze dopasowane do tekstu, a część przyniosła utwory ze ściśle określonymi miejscami, do których przypisane były fragmenty tekstu – opowiada Smoliński. – Mimo że większość kompozycji była już napisana, znalazło się miejsce na swobodną improwizację, co moim zdaniem pomogło zbalansować cały materiał nadając mu dodatkowego kolorytu – dodaje Kostka, a Scholz zdradza: – Precyzyjnie zaplanowaliśmy czasy trwania momentów, na których swobodnie improwizujemy.
Mery Zimny