Wytwórnia: ECM 2686 (dystrybucja Universal)

Lonely Shadows
New Life Experienc
Melting Spirit
Towards the Light
Relativity
Liquid Fluid
Think Twice
AG76
Subjective Objectivity
Indifferent Attitude
All What Remains

Muzycy: Dominik Wania, fortepian

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 9/2020


Lonely Shadows

Dominik Wania

  • Ocena - 5

Nasz polski dorobek, jeśli chodzi o nagrania realizowane dla ECM, jest skromny w porównaniu do artystów z takich krajów jak Szwecja, Norwegia czy Włochy, nie mówiąc o USA czy RFN. To przede wszystkim zespoły Tomasza Stańki, trio Marcina Wasilewskiego i – ostatnio, zespół Macieja Obary. Dlatego wydarzeniem trzeba nazwać pierwszą solową płytę dla ECM polskiego pianisty, która w tych dniach ma swą rynkową premierę.

Manfred Eicher zwrócił uwagę na Dominika Wanię już jakiś czas temu i wydawało się tylko kwestią czasu, kiedy dojdzie do nagrania płyty. Ale Wania – o czym opowiada w jednym ze swych najnowszych wywiadów – myślał o triu, ewentualnie o duecie, jednak szef monachijskiej wytwórni zdecydował o kreacji solo. Plan takiego nagrania powstawał sukcesywnie w głowie pianisty, który – przypomnijmy – stosunkowo niedawno wydał płytę, również na fortepian solo, z kompozycjami Zbigniewa Preisnera („Twilight”). Ale to nie była jego muzyka, tylko utwory, do których wprowadził zaledwie drobne (w tym harmoniczne) poprawki. Zatem „Lonely Shadows” to naprawdę pierwsza z prawdziwego zdarzenia, od początku do końca, autorska solowa płyta Dominika Wani.

Pianista przygotowywał się do tej sesji głównie mentalnie i jak można sądzić z jego ostatnich wypowiedzi, powstał pomysł, który zmaterializował się dopiero w studiu. Tu przypomina mi się jeden z wywiadów Krzysztofa Pendereckiego, który mówiąc o swym nowym wieloczęściowym utworze kameralnym powiedział, że „ma go w całości w głowie” i trzeba go tylko zapisać. W wypadku Wani w jakimś sensie było podobnie z tym, że nie ostatecznie „zapisać” a od razu zagrać.

Do rejestracji doszło 7 i 8 listopada 2019 roku w Lugano w Auditorio Stelio Molo RSI w sali słynącej ze świetnej akustyki, gdzie pianista miał do wyboru dwa instrumenty. W efekcie sesji, którą realizował Stefano Amerio, powstał materiał nawet obszerniejszy niż ten, który omawiamy.


fot. Maria Jarzyna


Płyta zawiera 11 utworów o czasie trwania od nieco ponad dwu, do sześciu i pół minuty. Gdy słucha się całości, poszczególne kompozycje układają się w cykl, który przywodzi na myśl dzieła muzyki klasycznej, takie, jak choćby Wizje ulotne Prokofiewa czy Metopy Szymanowskiego, bądź podobne w zamyśle In the Mists Leoša Janáčka czy nawet Sacred Hymns Gurdjijeva (nagrał je Keith Jarrett), a nawet romantyczne, niedoścignione w swej warstwie psychologicznej chopinowskie Preludia. Nie chodzi tu o język wypowiedzi, bo Wania konsekwentnie porusza się w przestrzeni tonalności znacznie rozszerzonej, z zaznaczeniem (ale nie dosłownym) skal i centrów tonalnych.

Są więc to rozważania introwertyczne, liryczne, jak w Towards the Light, które przywodzą na myśl wolne części sonat Beethovena i gdzie pianista prowadzi narrację raczej nie „obrazującą” a „opowiadającą”. Jest też energia i motoryka, jak w Subjective Object z wzajemnym przejmowaniem motywów lewej i prawej ręki w sekwencjach quasipolifonicznych, czy w rozedrganym Indifferent Attitude. I chwile zadumy w mgławicowym All What Remains, gdzie pięknie wybrzmiewają opadające „krople wody”. Są też reminiscencje ravelowskie, choćby w trzech pierwszych utworach – Lonely Shadows, New Life ExperienceMelting Spirit, choć brak – i to odnosi się do całej płyty – jakiejkolwiek dosłowności i jakichkolwiek cytatów.

Spójrzmy jeszcze, jak Wania rozwija formę, choćby w Think Twice. Najpierw wprowadza motyw-pomysł, następuje powtórka na zasadzie wariacji, swobodne snucie z zawieszeniami, improwizacja z kulminacją i wreszcie wyciszenie. W zagadkowym AG76 sekwencja mrocznych akordów i minimalistyczny powtarzany motyw bez rozwinięcia. Wszystko piano i pianissimo. Zawieszenia, fermaty i wszechobecne ad libitum. A więc pianista traktuje czas względnie i swobodnie, abstrahując od kategorii groove’u, timingu czy wyraźnego pulsu. Jeśli ten puls wyczuwamy, to tylko jako jeden z elementów, stosowanych na krótkiej przestrzeni. Również improwizacja nie jest wyraźnie wyodrębniona, brak kanwy tematycznej, brak chorusów, brak metrum, bo improwizacja w pewnym sensie jest zasadą, na której zbudowany jest cały cykl!

Dominik Wania nie musi udowadniać, jak dobrze rozumie i jak potrafi grać jazz. Myślę, że ten sposób potraktowania czasu muzycznego służy temu, by skupić się na krótkich dźwiękowych opowieściach i budowanych na klawiaturze stanach emocjonalnych, które w całej serii utworów dają pogłębiony obraz tęsknot, rozterek, pragnień i obaw każdego z nas, w tym samego Dominika. I tu widzę związek z cyklami fortepianowymi twórców klasycznych, którzy – przy zachowaniu wszelkich proporcji geniuszu i czasu historycznego, stawiali ten sam egzystencjalny, często bardzo osobisty problem.

Płyta wyjątkowa, ważna, oryginalna, wymagająca czasu na przesłuchanie i otwarcia się na estetykę niekiedy odległą od jazzu. 


Autor: Tomasz Szachowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm