Wytwórnia: Agora Muzyka

Let’s Have a Party; ⁠One Voice; ⁠Amazing Grace; ⁠Perfectly Different; ⁠Już nigdy; ⁠Viva La Vida; ⁠I Will Never Let You Go;  ⁠Don’t Give Up; ⁠We Are 

Muzycy: Sylwester Ostrowski (1-8) saksofon tenorowy; Dorrey Lin Lyles (1-3, 6-9), Asia Czajkowska (5, 7, 9), Judyta Pisarczyk (4, 9), Karolina Błachnia (4, 9), Aleksandra Tocka (8, 9), Sławek Ostrowski (4-6), śpiew; Jakub Mizeracki, gitara elektryczna; Michał Szkil, fortepian; Adam Tadel, kontrabas; Owen Hart Jr, perkusja; Jose Torres (2, 8-9) instr. perkusyjne; Charles R. Lyles (9) Hammond B3; Chór One Voice (1, 2, 9)


One Voice

Sylwester Ostrowski & Dorrey Lins Lyles

„One Voice”to projekt wokalno-instrumentalny firmowany przez saksofonistę Sylwestra Ostrowskiego i zjawiskową amerykańską wokalistkę Dorrey Lin Lyles. Na bazie autorskiego programu mentorskiego, w którym polscy wokaliści młodego pokolenia mogli poszerzać swoje umiejętności u boku artystów o ugruntowanej, międzynarodowej renomie, powstała płyta wydana nakładem Agora Music. O tej właśnie płycie, która trafia teraz do naszych prenumeratorów, i całym niezwykłym projekcie rozmawiają z Markiem Romańskim wokalistki: Karolina Błachnia i Judyta Pisarczyk.


JAZZ FORUM: Opowiedzcie najpierw o sobie.

JUDYTA PISARCZYK: Pochodzę z Raciborza. Moja prawdziwa przygoda z jazzem zaczęła się podczas studiów w Katowicach. Autorską muzykę wykonuję wraz z moim kwartetem, który miał swoje początki jeszcze podczas studiów. Oprócz tego współpracuję z innymi zespołami, jak np. z big bandem Blue Jazz Orchestra z poznańskiego klubu Blue Note. 

Od ponad roku jestem też częścią projektu One Voice, do którego dostałam się dzięki saksofoniście Sylwestrowi Ostrowskiemu. Po prostu odpowiedziałam na ogłoszenie na Facebooku i zostałam przyjęta. Na początku było kilkudziesięciu wokalistów. Teraz, jeśli chodzi o wokalistki, to pozostałam ja, Karolina Błachnia, Aleksandra Tocka i Asia Czajkowska – i oczywiście Amerykanka Dorrey Linn Lyles oraz młody wokalista ze Szczecina Sławek Ostrowski. Udział w tym projekcie bardzo nas rozwija – mieliśmy okazję koncertować, prowadzić warsztaty, brać udział w różnych panelach dyskusyjnych, konferencjach organizowanych przez Szczecin Jazz. No i jest też płyta, która ukazała się w ubiegłym roku. Możemy być z niej dumni, bo znalazła się na niej piękna i różnorodna muzyka. 

Jeśli chodzi o moje inspiracje – przechodziłam okresy fascynacji konkretnymi postaciami, takimi jak Ella Fitzgerald, Sarah Vaughan, trio Lambert, Hendricks & Ross czy Bobby McFerrin – miałam okazję dwukrotnie wystąpić u jego boku i to były chyba najważniejsze chwile w moim dotychczasowym życiu. Z młodszych wokalistów – bardzo cenię Michaela Mayo, Jazzmeię Horn czy Veronikę Smith. Wśród instrumentalistów lubię takich muzyków jak Keith Jarrett, Oscar Peterson czy Michael Brecker.


KAROLINA BŁACHNIA: Ja z kolei pochodzę z Warszawy – tu zaczęła się moja przygoda z muzyką. Szkołę muzyczną I stopnia skończyłam na skrzypcach, II stopień z kolei na perkusji klasycznej. Mam więc za sobą edukację klasyczną. W okresie pandemii postanowiłam zdawać na Bednarską, na jazzową wokalistykę. I tam właściwie weszłam do świata jazzu – od razu na bardzo wysokim poziomie, bo pedagodzy w tej szkole są najwyższej klasy. Kolejnym krokiem w mojej edukacji była Wokalistyka Jazzowa na Akademii Muzycznej w Katowicach. Obecnie jestem wciąż studentką tej uczelni. 

Niedawno wydałam debiutancką płytę „Wschód” wraz z moim kwartetem: Piotr Andrzejewski - fortepian, Maciej Baraniak - kontrabas i Mikołaj Mańkowski - perkusja. Wszyscy poznaliśmy się na Bednarskiej. Album ukazał się dzięki stypendium Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca w programie „Debiut Fonograficzny”. Oprócz projektu One Voice miałam też przyjemność brać udział w Music For Peace Wojtka Mazolewskiego.

Jeśli mówimy o moich inspiracjach – na pewno był nią mój profesor na Bednarskiej, Krzysztof Gradziuk, a także inni wykładowcy – Łukasz Ojdana i w ogóle całe RGG, Agnieszka Wilczyńska, Bogdan Hołownia. Krzysztof prezentował nam zróżnicowaną muzykę – włącznie z tą bardzo otwartą. Przez pewien czas inspirowałam się Tomaszem Stańką, lubię jego brzmienie. Najwięcej czerpię od instrumentalistów – saksofonistów, trębaczy, muzyków takich jak Ambrose Akinmusire, Sonny Rollins czy Miguel Zenon. Jeśli chodzi o wokalistów, to wiele zawdzięczam Esperanzy Spalding, jej połączenie piosenkowej delikatności z bardziej otwartymi formami uważam za prawdziwy majstersztyk. Bardzo cenię też Cécile McLorin Salvant – podoba mi się jej moc. Ostatnio też zagłębiam się w twórczość Grzegorza Karnasa. 


JF: One Voice to autorski program mentorski. Jak Wy rozumiecie jego założenia? 

JP: Myślę, że ma on za zadanie przede wszystkim rozwijać wokalistów. Spotkało się ich w nim naprawdę wielu i to pochodzących z rozmaitych części Polski. Warsztaty ze wspaniałą wokalistką, jaką jest Dorrey Lin Lyles, wspólne koncerty ze znakomitymi muzykami, możliwość prowadzenia warsztatów także przez nas – to są nieocenione doświadczenia, które będą procentować w przyszłości. Uczyliśmy się kreatywności, tworzenia wielu rzeczy „na gorąco” – nawet już w studiu. Bardzo ważna była też możliwość poznania wielu osób – przedstawicieli festiwali jazzowych, czy wielkich artystów-mentorów, jak Dee Dee Bridgwater czy Kenny Garrett. Razem z Karoliną miałyśmy również okazję wystąpić podczas Amersfoort World Jazz Festival z tym projektem.

KB: Dla mnie to była pewnego rodzaju szkoła życia, podczas której wchodziliśmy na wyższy poziom – kiedy jest więcej koncertów, pojawiają się różne losowe sytuacje, jak to w codzienności muzyków – i trzeba sobie z tym wszystkim poradzić. To dobre miejsce, by nauczyć się pewnego rodzaju spokoju, trzeźwego, konkretnego podejścia do całej otoczki towarzyszącej koncertom. Cennym doświadczeniem była też nasza wspólna praca nad utworami, dzięki której mogliśmy się nauczyć działania w zespole. Mówiąc krótko – to okazja do nauczenia się wielu różnych spraw związanych z twórczością artystyczną – ale nie teoretycznie, ale w akcji. 


JF: Jak Wam się współpracowało z Sylwestrem Ostrowskim?

KB: Sylwester wyznaczył sobie bardzo trudne zadanie – skoordynować projekt, w którym wcale nie gra pierwszych skrzypiec. Było tam przecież tak wielu wokalistów, do tego Dorrey, która jest liderką całego zespołu. Pozostawił dużo miejsca dla innych, wręcz pchał ich do działania i współdecydowania. To człowiek, który w pewnym momencie poklepie cię po plecach i powie: „Teraz wychodzisz i zaczynasz grać”. 

JP: Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że nie było wcześniej u nas takiego projektu. Wiele spraw nie miało precedensu i trzeba było samemu wypracowywać rozwiązania. A przecież wśród nas były osoby już doświadczone, mające za sobą pracę edukacyjną i dorobek sceniczny – ale też młodsze, które były dopiero na początku tej drogi. 


JF: Jaką osobą jest Dorrey Lin Lyles, jaką rolę pełniła w całym tym przedsięwzięciu?

KB: Dorrey jest promyczkiem światła. Potrafi być bardzo zabawna, kochana, wspierająca. Ma głos, jak dzwon. Śpiewa z niezwykłą mocą, energią, która oddziałuje na wszystkich. Wywodzi się z bluesa i muzyki gospel, dla niej emocje wkładane w śpiew są czymś naturalnym, czym nasiąkła już za młodu. Jest charyzmatyczną duszą, która również popycha nas do działania i buduje razem z nami muzykę. Dużo opowiadała o źródłach swojej muzyki, o tym skąd powinna się ona brać – o uczuciach, sercu, o wkładaniu w nią swojej duszy. I dla nas bardzo wartościowe było, gdy  mogliśmy na jej przykładzie zobaczyć to, o czym mówiła. 


JP: Na mnie zrobiła ogromne wrażenie jej niesamowita wrażliwość muzyczna. Miałam poczucie, że wyzwala w nas dodatkowe pokłady energii i uczucia, z których istnienia nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. Bardzo zachęcam do uczestnictwa w naszym projekcie u boku Dorrey, bo to jest niesamowita inspiracja. 


JF: W październiku ub.r. ukazała się płyta „One Voice”, którą teraz otrzymują prenumeratorzy JAZZ FORUM. Jak przebiegało nagranie?

KB: Nagrania odbywały się w dwóch etapach. Pierwsza sesja była na wiosnę, a druga – latem. To był bardzo intensywny okres – nagrywaliśmy w studiu RecPublica w Lubrzy. Bardzo istotny był fakt, że na górze, w budynku studia, znajdują się pokoje, kuchnia, w których można było się spotykać w domowej, rodzinnej wręcz atmosferze. Były wspólne posiłki, wieczory przy kartach i słuchaniu muzyki, rozmowy – po prostu bycie ze sobą razem. 

Jeśli chodzi o same nagrania, odbywały się według ściśle wyznaczonego planu. Najczęściej braliśmy w nich udział razem – plus oczywiście jakieś pojedyncze, indywidualne dogrywki. Pojawiały się różne składy – od duetów, jak ten, który tworzę z Judytą w kompozycji Perfectly Different, po cały chór. Sylwester nas ze sobą łączył i przypisywał do poszczególnych utworów – wiele składów powstawało już w samym studiu. 


JP: Tak, ta spontaniczność procesu tworzenia i nagrania wpłynęła moim zdaniem na świeżość nagrania. To był fascynujący proces, pierwszy raz miałam do czynienia z czymś takim. 


JF: Na płycie znalazły się utwory dość zróżnicowane stylistycznie. Co powoduje, że album jest całością, a nie zbiorem umieszczonych obok siebie kompozycji?

KB: Ta różnorodność wynika z samych założeń całego projektu. Mamy tam fragmenty chóralne, w których jest chwilami nawet kilkadziesiąt śpiewających głosów z Dorrey na czele – i brzmi to bardzo gospelowo. Są też takie utwory, jak Perfectly Different, do którego zresztą napisałam tekst razem ze Sławkiem Ostowskim, o mocno jazzowej formie, w których można improwizować, także scatem. Jest też bardzo emocjonalna kompozycja Petera Gabriela Don’t Give Up, która ma podnosić człowieka na duchu śpiewana niesamowicie przez Dorrey i Olę Tocką – ona też nabiera nieco gospelowego charakteru. We Are napisała Dorrey – i jest ona również gospelowa. No i mamy wreszcie wspomniane tango Petersburskiego Już nigdy, śpiewane przez Asię Czajkowską i Sławka. Oboje odnaleźli się w tej stylistyce bardzo dobrze. I chyba właśnie o to chodziło, żeby każde z nas mogło znaleźć coś dla siebie i pokazać się od najlepszej strony. 


JP: Uważam, że ta różnorodność jest zaletą tego wydawnictwa. Istotą całego projektu było zgromadzenie osób, które mają ten sam feeling, mówiąc kolokwialnie „czują bluesa”. I to sprawia, że ta płyta jest spójna. Poza tym w większości utworów pojawia się chór. I to on łączy poszczególne kompozycje w jedną całość. 


Rozmawiał: Marek Romański


Autor: Marek Romański

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm