Adam Zagórski
Speed of Light
Ejzet Music 001
Blues for
Janusz; Everything Is Possible; Good Morning to the World; A Lifetime Struggle;
Transitions; Speed of Light; Stay Positive; Rush Hours
Muzycy: Adam Zagórski,
perkusja; Jakub Skowroński, saksofon tenorowy, Kevin Suwandhi, instr.
klawiszowe; Indra Gupta, kontrabas; Nesia Ardi, śpiew (2, 7)
Adam Zagórski Quartet
Suita Wielkopolska
Ejzet Music 002
Part I – The First Settlers; Part II –
Congress of Gniezno; Part III – A Night Storm over the Lednica Lake; Part IV –
Golden Harvest of the Greater Poland; Part V – On a Road to Poznań; Part VI –
Once Upon a Time at The Warta River
Muzycy:
Adam Zagórski, perkusja; Marek Konarski, saksofon sopranowy i tenorowy;
Krzysztof Dys, fortepian; Esat Ekincioglu, kontrabas
Prenumeratorzy naszego pisma otrzymują wraz z bieżącym numerem JAZZ FORUM aż dwie płyty! Liderem zespołów, które nagrały te krążki, jest znakomity perkusista, kompozytor i wykładowca akademicki – Adam Zagórski. O dwóch projektach, które zaowocowały nagraną w Indonezji płytą-hołdem dla legendarnego perkusisty Janusza Stefańskiego „Speed Of Light” oraz niezwykłą „Suitą Wielkopolską”, a także o najważniejszych punktach swojego artystycznego życia opowiada w szczerej rozmowie z Piotrem Wojdatem.
JAZZ FORUM: Zacznijmy od tematu bieżącego. Uzyskałeś tytuł doktora sztuki na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Kiedy dokładnie odbyła się obrona i jaki był temat Twojej pracy doktorskiej?
ADAM ZAGÓRSKI: Z sukcesem obroniłem moją pracę doktorską 29 kwietnia. Następnie, 11 czerwca, Senat Uczelni przyznał mi tytuł doktora. Moja praca, zatytułowana „Budowanie nowoczesnego stylu gry na perkusyjnym zestawie jazzowym poprzez odkrywanie i wprowadzanie innowacyjnych technik produkcji muzycznej na podstawie autorskiego dzieła Adam Zagórski Inner Productive Feeling”, została również wyróżniona przez uczelnię.
Cieszę się, że ten ważny etap mam już za sobą. Praca powstawała pod kierunkiem profesora Wojciecha Olszewskiego, wybitnego pianisty i aranżera, któremu jestem bardzo wdzięczny za współpracę.
Moja praca polegała na nagraniu partii perkusyjnych, a także na zaprogramowaniu pozostałych elementów utworu w programach DAW (Digital Audio Workstation) z wykorzystaniem ścieżek MIDI. Dodatkowo, Jakub Skowroński nagrał kilka solówek na saksofonie.
JF: Jesteś wszechstronnie wykształconym muzykiem, który doskonale zna duńską scenę jazzową, także dzięki obecności innych polskich artystów, takich jak Tomasz Dąbrowski, Grzegorz Tarwid i Radek Wośko. W jaki sposób Twoje studia w Syddansk Musikkonservatorium w Odense wpłynęły na Twoją drogę artystyczną?
AZ: Moja przygoda z edukacją i muzyką rozpoczęła się już dawno temu. Gdy ostatnio spojrzałem na moją duńską „żółtą kartę” (dokument tożsamości dla obcokrajowców), widniał na niej wrzesień 2011 roku. To właśnie wtedy osiedliłem się w Danii.
Po kilku latach intensywnej nauki ukończyłem studia magisterskie z pedagogiki jazzowej, a następnie kontynuowałem edukację na podyplomowym programie „Jazz Soloist”, który również pomyślnie zakończyłem w 2022 roku. Warto zaznaczyć, że w Danii nie ma odpowiednika doktoratu w tej dziedzinie.
Z kolei przez rok studiowałem w holenderskim Groningen, co bardzo sobie cenię. Ten program umożliwił mi wyjazd do Stanów Zjednoczonych, podobnie jak wcześniejsze studia w Danii. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć, jak wygląda scena muzyczna. W Groningen poznałem wielu muzyków z różnych zakątków świata, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. To było zupełnie inne doświadczenie niż w Odense, gdzie na studiach przeważali Polacy i Duńczycy. Ale skandynawska szkoła jazzu miała w sobie coś wyjątkowego. Niedawno grałem koncert w duńskim Aalborgu, co było bardzo ciekawym doświadczeniem. Podszkoliłem się w duńskim, używałem go w trakcie występu i to się publiczności podobało.
Moja ścieżka edukacyjna wiodła najpierw przez Danię, później Holandię, a następnie ponownie Danię z programem „Jazz Soloist”. Ostatecznie, aby dokończyć studia magisterskie, wróciłem do Polski. Na Akademii Muzycznej w Poznaniu, z powodu częstych wyjazdów i nieobecności na zajęciach, nawet mnie wyrzucono! Musiałem wrócić i postarać się o ponowne przyjęcie. Cały proces zajął mi osiem lat, ale finalnie zakończył się uzyskaniem doktoratu.
Przez ostatnie kilka lat miałem również okazję pracować na Akademii Muzycznej w Łodzi, jednak z powodu zmian organizacyjnych, moja współpraca nie jest kontynuowana. Jestem otwarty na nowe propozycje! (śmiech).
JF: Nawiązując do tego nadzwyczajnego porozumienia polskich i duńskich muzyków – co jest takiego w Danii, że tak bardzo Was do siebie przyciąga?
AZ: W 2011 roku, perspektywy studiowania w Polsce w naprawdę dobrych warunkach nie były szeroko dostępne. Oczywiście, Katowice od dawna stanowiły wyjątek. Ja sam byłem w pierwszym roczniku jazzu w Poznaniu, na kierunku Jazzu i Muzyki Estradowej. Słysząc wiele pochlebnych opinii o możliwościach w Danii, postanowiłem zaryzykować i złożyłem aplikację na program Erasmus. Początkowo wyjechałem na jeden semestr, ale szybko przedłużyłem pobyt, a ostatecznie zdecydowałem się kontynuować tam studia.
Przyciągnęła mnie odmienna atmosfera w szkole. Panowało tam więcej luzu, co jednak w żaden sposób nie odbijało się na wysokim poziomie nauczania. Do podjęcia tej decyzji przyczyniły się również rekomendacje. Kiedy tam przyjechałem, spotkałem wielu polskich muzyków, takich jak Tomek Dąbrowski, Tomasz Licak, Radek Wośko i jego żona Karolina Śmietana, a także Kornel Kondrak, Marek Konarski, Andrzej Jarosiński, Wojtek Morelowski, Łukasz Borowicki, bracia Marek i Maciek Kądziela, Wojtek Judkowiak, Karol Domański, Marek Kordus i wielu innych. Chociaż nie wszyscy stanowiliśmy zgraną paczkę, okazało się, że poza granicami Polski byliśmy dla siebie znacznie bardziej życzliwi niż ci, którzy pozostali w kraju. Nie było tam wyścigu szczurów – raczej tworzyliśmy prawdziwą wspólnotę.
Co ciekawe, zauważyłem, że Duńczycy nie ćwiczyli tyle, co my, Polacy. My po prostu w pełni wykorzystywaliśmy warunki, jakie mieliśmy. Pamiętam, jak mój profesor Anders Mogensen powiedział mi kiedyś, że skoro ktoś w Polsce jest w stanie pracować w Biedronce po osiem godzin dziennie, to dlaczego ja w tych warunkach nie miałbym tyle poćwiczyć? To było dla mnie bardzo inspirujące. Kolejną zaletą był kontakt z amerykańskimi muzykami i liczne warsztaty. Miałem okazję poznać Billa Stewarta, a nawet pojechać do Nowego Jorku i spotkać Jimmy’ego Cobba, znanego z kultowego albumu Milesa Davisa „Kind Of Blue”.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, uważam, że podjąłem najlepsze możliwe decyzje. Zbaczając nieco z tematu Danii, miałem też sytuację związaną ze śp. Januszem Stefańskim, który zapraszał mnie na studia do Moguncji (Mainz). Jednak ostatecznie wybrałem Odense. To był trudny wybór, bo wiedziałem, że od tej decyzji zależy, w którym kierunku pójdzie moje życie. Niemniej jednak, jestem przekonany, że to były dobre wybory.
Cieszę się też, że zdecydowałem się na Odense, a nie na Kopenhagę. Był to dla mnie bardziej bebopowo-hardbopowy wybór, zgodny z moim podejściem do grania, które utrzymuje się do dziś. Nie jestem muzykiem grającym „alternatywną frytę” – raczej jestem kojarzony z modern jazzem, hard bopem, czy fusion. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz przyjechałem na uczelnię do Odense, wszędzie słyszałem język polski i zastanawiałem się, co się dzieje. Był nawet taki moment, że studiowało tam około dwudziestu polskich muzyków, a przecież to mała szkoła, licząca może 130 osób, w przeciwieństwie do Poznania, gdzie jest około 800 studentów.
Pamiętam również, że Duńczycy bardzo nas szanowali. Według nich, to my nadawaliśmy ton i mobilizowaliśmy ich do grania. Pochodziliśmy wtedy z biedniejszego kraju i dlatego docenialiśmy możliwości, które pojawiły się wraz z przyjazdem do Danii. Dzisiaj, kiedy tam przyjeżdżam, nie czuję już tej różnicy. W Polsce też wiele się zmieniło na lepsze przez ostatnie piętnaście lat. Ceny również poszybowały w górę, do tego stopnia, że niektóre produkty w Danii są już tańsze niż u nas. A jeszcze kilkanaście lat temu było pod tym względem zupełnie inaczej. Pamiętam, że jeździliśmy nawet pod śmietniki przy supermarketach, skąd odbieraliśmy jedzenie – pewien Duńczyk w garniturze robił zresztą podobnie. Takie ilości niesprzedanej żywności marnowały się każdego dnia w sklepach.
JF: Wspomniałeś o Januszu Stefańskim. Możemy zatem naturalnie przejść do Twojej płyty „Speed Of Light”, która jest poświęcona pamięci tego perkusisty. Czy możesz przybliżyć zamysł twórczy związany z tym wydawnictwem?
AZ: Album, o którym mowa, został udostępniony w serwisach streamingowych 15 grudnia ubiegłego roku. Teraz, specjalnie dla prenumeratorów JAZZ FORUM, ukazuje się jego fizyczne wydanie. Cieszę się, że dzięki temu dotrze do szerszego grona słuchaczy. Głównym celem tego projektu jest upamiętnienie Janusza Stefańskiego, wybitnego muzyka i pedagoga.
Moja znajomość z tym artystą rozpoczęła się na warsztatach jazzowych w Chodzieży. Od razu dostrzegł on moje zagubienie – nie byłem pewien, czy przyjechałem tam dla zabawy z rówieśnikami, czy po to, by poważnie ćwiczyć. Zaproponował mi prywatne lekcje, które odbywały się codziennie od 17:30 do 20:00, zamiast standardowych zajęć porannych. Była to jego własna inicjatywa, która trwała kilka lat. Janusz Stefański wierzył we mnie i pragnął przekazać mi swoją wiedzę. To było niesamowite – w ciągu dwóch tygodni potrafił wytłumaczyć mi wszystko, co dotyczyło gry Elvina Jonesa czy ogólnie hard bopu, czego nie byłem w stanie pojąć przez kilka lat. Posiadał niezwykły dar nauczania. Był jednym z pierwszych wykładowców w Chodzieży. Ja sam uczestniczę w tych warsztatach już po raz dwudziesty drugi z rzędu – najpierw jako student, a później również jako wykładowca.
Sam album powstał w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy, miasta, w którym mieszkam od ponad 10 lat. Chciałem w ten sposób uhonorować muzyka, który był dla mnie inspiracją, a jednocześnie miał związki z Warszawą. Chociaż Janusz Stefański był bardziej związany z Krakowem, a później przebywał na emigracji, przez pewien czas mieszkał również w stolicy.
Skomponowana przeze mnie muzyka jest dostępna w postaci nut do pobrania za darmo, poprzez kod QR umieszczony na okładce albumu. Jest to zbiór partytur i głosów poszczególnych instrumentów dla kwintetu jazzowego.
Proces twórczy zbiegł się w czasie z zaproszeniem na Ubud Village Jazz Festival w Indonezji. Zdecydowałem się nagrać album z częściowo międzynarodowym składem: Nesia Ardi na wokalu, Kevin Suwandhi na fortepianie oraz Indra Gupta na basie. W składzie znalazł się także mój wieloletni przyjaciel, saksofonista Kuba Skowroński, który od siedmiu lat mieszka na Bali. Nie był to mój pierwszy pobyt w Indonezji – już wcześniej nagrywaliśmy tam muzykę.
Fakt, że album powstał właśnie w Indonezji, jest symboliczny. Janusz Stefański również lubił podróżować i spędził wiele lat na emigracji, głównie w Niemczech, nieobecny w Polsce przez kilkanaście lat, co było związane z sytuacją w kraju po stanie wojennym. Podobnie jak on, ja również spędziłem za granicą około 8-9 lat.
JF: Już sam tytuł albumu, „Speed Of Light”, doskonale oddaje to, co łączyło Janusza Stefańskiego i Ciebie – nieustanna zmienność i pęd ku nowym wyzwaniom.
AZ: Myślę, że można to zinterpretować w ten sposób. Tytuły poszczególnych kompozycji powstawały naturalnie. Tytułowy utwór podobał mi się najbardziej – jest żywy i dynamiczny. W tamtym okresie bardzo inspirowałem się Michaelem Breckerem. Nie chodziło o bezpośrednie nawiązanie do muzyki Janusza Stefańskiego; ten album należy potraktować jako hołd. Jednak na przykład utwór Rush Hours przypomina mi sytuację z tym artystą, kiedy grał w zespole z saksofonistą Hansem Kollerem i Zbigniewem Seifertem. Był to rodzaj free funku, a w moim utworze również można odnaleźć jego elementy.
Album nagrywaliśmy w małym dwupomieszczeniowym studiu należącym do Kevina Suwandhiego. Dopiero później wróciłem z tym materiałem do Polski. Nagrania miksowałem samodzielnie, a masteringiem zajął się Mikołaj Poncyliusz. Na Bali nie ma takich możliwości nagrywania muzyki, jak u nas, na przykład w S4, gdzie dostępny jest koncertowy Steinway. Tam wszystko opierało się na technologii MIDI, czyli na keyboardach. Po powrocie do Polski zaprogramowałem tę płytę. Brzmienie jest nieco w starym stylu, co, jak mi się wydaje, w Danii raczej by się nie przyjęło. Robię to jednak w zgodzie ze sobą, nie ma w tym nic wymuszonego.
Cały proces związany ze stypendium miał sens. Trwał on cały rok, ponieważ nie da się wszystkiego zrobić od razu. Rezerwacja studia, miksowanie, mastering i tłoczenie wymagają czasu. Dzięki stypendium mogłem pracować przez rok i w pełni skupić się na tym wydawnictwie.
JF: Twoja druga płyta, „Suita Wielkopolska”, ukazała się w podobnym czasie, co poprzednie wydawnictwo. Jej koncepcja jest ściśle związana z Twoją tożsamością jako muzyka oraz z Twoimi korzeniami. Jak doszło do nagrania tego materiału?
AZ: Cała „Suita Wielkopolska” powstała na wsi pod Gnieznem – w miejscu, gdzie niegdyś tworzył mój śp. tata. Był profesorem akademickim, tenorem i klasycznym wokalistą, a także organizatorem festiwali i koncertów. Po jego śmierci przejąłem prowadzone przez niego stowarzyszenie, które aktywnie działa w województwie wielkopolskim, zajmując się różnego rodzaju aktywnościami.
Tu ciekawostka – byłem producentem płyty mojego taty, która otrzymała nominację do Fryderyka w kategorii muzyki operowej i wokalnej. „Suita Wielkopolska” jest moim osobistym hołdem dla regionu, z którego pochodzę. Siedząc teraz nad Jeziorem Lednickim, gdzie rozpoczęła się historia polskiej państwowości, czuję głębokie połączenie z tymi korzeniami. To właśnie ta historia zainspirowała mnie do stworzenia sześcioczęściowej suity.
Album zawiera utwory poświęcone pierwszym osadnikom, Gnieznu, Lednicy oraz Złotym Łanom, przez które przejeżdżałem dzisiaj. Całość zamyka się w 32 minutach, co sprawia, że jest to zwięzła i esencjonalna opowieść. Muzyka powstawała w moim domu, a nagrania realizowałem w październiku 2024 roku w moim studiu w Warszawie. Dzięki wsparciu firmy Yamaha, której jestem oficjalnym artystą, miałem do dyspozycji fortepian koncertowy, co znacząco wpłynęło na brzmienie płyty.
Do współpracy zaprosiłem artystów związanych z lokalnym środowiskiem, takich jak pianista Krzysztof Dys. Dzięki niemu miałem okazję pojechać do Odense, gdzie pomógł mi w nagrywaniu demo. Krzysztof jest ode mnie dziesięć lat starszy i kiedy zaczynałem studia, był już na znacznie wyższym poziomie artystycznym. Na płycie usłyszycie również Marka Konarskiego, z którym studiowałem w Odense – dziś mieszka w Poznaniu i często się spotykamy. Ciekawym uzupełnieniem jest obecność tureckiego basisty Esata Ekincioglu, którego poznałem w Groningen, gdzie na co dzień mieszka. Z każdym z tych muzyków łączyły mnie wcześniej wspólne projekty na różnych etapach mojej artystycznej drogi.
„Suita Wielkopolska” to album o zupełnie innym charakterze niż „Speed Of Light” – to znacznie bardziej akustyczna muzyka. Byłem zarówno realizatorem, jak i producentem tego wydawnictwa. Chciałbym również podziękować marszałkowi województwa wielkopolskiego. Dzięki środkom z budżetu, w ramach otrzymanego stypendium, album ujrzał światło dzienne. Wiem, że to może brzmieć, jakbym tylko szukał stypendiów, ale jest to naprawdę kluczowe dla procesu twórczego. Pozwala w pełni skupić się na tworzeniu muzyki, a stypendia są zazwyczaj jednorazowe, więc nie liczę na cykliczne wsparcie.
W przypadku „Suity Wielkopolskiej” uznałem, że warto postawić na ciekawy koncept. Płyta posiada również kod QR, który umożliwia dostęp do nut. Może nie są one tak uporządkowane, jak w przypadku „Speed Of Light”, ale są dostępne dla wszystkich zainteresowanych.
JF: Nagrywasz płyty i przywiązujesz dużą wagę do edukacji poprzez udostępnianie zapisu nutowego swoich utworów. Poszerzasz te wątki w projekcie Poznań Music Labs LIVE. Czy możesz przybliżyć, na czym polega ta inicjatywa?
AZ: Poznań Music Labs LIVE to międzynarodowy cykl koncertów jazzowych połączony z warsztatami edukacyjnymi. Ten projekt ma dla mnie szczególne znaczenie – mobilizuje mnie do działania i stanowi kontynuację pasji mojego ojca, profesora Tomasza Zagórskiego, którego imieniem nazwane jest Stowarzyszenie Bel Canto, główny organizator inicjatywy. Poprzez te działania chcę pielęgnować jego pamięć i dziedzictwo.
Nasze warsztaty mają na celu umożliwienie młodym muzykom poznania uznanych artystów sceny jazzowej. Raz w miesiącu w szkole muzycznej Yamaha odbywają się koncerty i warsztaty, które przyciągnęły już wielu ważnych artystów. Wystąpili u nas m.in. Zagórski/Skowroński Project z Kajetanem Galasem, Darren Pettit z Omaha w Nebrasce (gdzie miałem okazję wykładać na tamtejszym uniwersytecie), Roland Abreu z The Cuban Latin Jazz, Yaremi Kordos, Kenneth Dahl Knudsen, Andrzej Święs z „Flying Lion”, ZK Collaboration, Rafał Sarnecki, Tomasz Chyła i Kacper Smoliński. Łącznie odbyło się już dziesięć takich koncertów.
Byliśmy również oficjalnymi delegatami na jazzahead! – wydarzeniu, na którym jestem obecny od kilku lat. Miałem okazję wystąpić tam z Jazz Forum Talents i nawiązać kontakty z wieloma muzykami, których później zapraszam do udziału w naszym cyklu. To wszystko sprawia, że poznańska scena jazzowa staje się coraz bardziej interesująca i różnorodna.
Pamiętam czasy, gdy w Poznaniu brakowało koncertów jazzowych. Sam organizowałem wcześniej różnego rodzaju wydarzenia, w tym jam sessions i występy artystów alternatywnych. Dziś Poznań tętni jazzem – jednego dnia może odbyć się występ Branforda Marsalisa, nasz cykl, a w innym miejscu koncert Randy’ego Breckera. Co najważniejsze, wszystkie bilety wyprzedają się błyskawicznie! To wyraźnie świadczy o rosnącym zapotrzebowaniu na tego typu muzykę.
Organizacja tych wydarzeń wymaga ogromnego nakładu pracy, ale cieszę się, że możemy je realizować. Jest to możliwe również dzięki wsparciu NCK i Ministerstwa Kultury, co pozwoliło nam stać się oficjalnym wydarzeniem polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
Dzieje się wiele, a ja staram się inicjować te wszystkie działania. W lutym byłem na trasie w Stanach Zjednoczonych: w Bostonie, Nowym Jorku, Omaha i Chicago. Wykładałem też wtedy na University of Nebraska Omaha. To ciekawe, że Polak uczy Amerykanów jazzu. (śmiech) We wrześniu lecę do Szanghaju, żeby wykładać w Konserwatorium Muzycznym.
Wkrótce zagramy kilka koncertów z zespołem Speed of Light. Dzięki wsparciu Ambasady Indonezji w Polsce będziemy mogli wystąpić w oryginalnym składzie, planując występy w Centrum Kultury w Izabelinie, w ramach Szczecinek Sax Fest oraz na 55. Warsztatach Jazzowych w Chodzieży.
W tym roku dwukrotnie zostanie wykonana „Suita Wielkopolska” – podczas Poznań Music Labs LIVE we wrześniu oraz w listopadzie na festiwalu Jazz w Puszczy w Zielonce, który będzie moim kolejnym projektem. Przed nami również koncerty w Indonezji – na Bali i Jawie, wspierane przez Instytut Adama Mickiewicza i Ambasadę Polski w Dżakarcie.
Ubiegły i obecny rok to bez wątpienia najbardziej efektywny czas w mojej działalności. Pracuję wielotorowo i na bieżąco przekonuję się, że pogodzenie pisania wniosków, menedżerowania i tworzenia nowej muzyki to niełatwe zadanie. To wszystko jest speed of light.
Rozmawiał: Piotr Wojdat