Przyjaźń to Ty; Żyj na sto procent; A Peace Song; Raven’s Crow; You Can Never Know; Wonder Backstage; Carrier Pigeon; Słońce nie ogląda się za siebie; Więcej śniegu
Przyjaźń to Ty; Żyj na sto procent; A Peace Song; Raven’s Crow; You Can Never Know; Wonder Backstage; Carrier Pigeon; Słońce nie ogląda się za siebie; Więcej śniegu
Muzycy: Aleksandra Tomaszewska, bandleaderka, fortepian, instr. klawiszowe; Irek Wojtczak, saksofon; Szymon Kowalik, saksofon tenorowy; Marcin Janek, saksofon altowy; Dominik Łukaszczyk, puzon; Pablo Martin, klarnet basowy; Katarzyna Golecka, Ringo Todorovic, Paulina Kujawska, Lena Wojtczak, śpiew; Ariel Suchowiecki, fortepian, instr. klawiszowe; Jan Sacharczuk, gitara; Tomasz Ziętek, trąbka; Sergiej Kriuczkow, trąbka, flugelhorn; Andri Zembovych, flet; Julia Przybysz, gitara basowa; Kuba Krzanowski, perkusja; Nikodem Wojtkiewicz, instr. perkusyjne
Już po raz drugi rozmawiamy w tym roku z Olą Tomaszewską, wspaniałą aranżerką, kompozytorką i bandleaderką, tym razem z okazji ukazania się jej najnowszej płyty, którą otrzymują wszyscy prenumeratorzy naszego czasopisma: „The Carnival Of Stevie Wonder”!
Stevie Wonder – żywa legenda muzyki soulowej i r’n’b, zdobywca 25 statuetek Grammy Awards, cudowne dziecko Motown Records. Uduchowiony i zaangażowany politycznie wizjoner. W razie braku weny zwraca się do Boga, by chwilę potem otrzymać piosenkę. Sprzedał 100 milionów płyt, nie przestaje fascynować.
Aleksandra Tomaszewska – aranżerka i kompozytorka, szeroko inspirowała się Wayne’em Shorterem, Bobem Brookmeyerem, zgłębiała twórczość Jima McNeely’ego. Stevie Wonder stał się jej duchowym i muzycznym patronem. Nasza „polska Maria Schneider”, szefowa Wonder Bandu, nad wyraz skromna i ze sporym dystansem do siebie samej, prowadzi do mety każdy skład, na jaki napisze muzykę.
fot. Piotr Zabłocki
ALEKSANDRA TOMASZEWSKA: Ten program skomponowałam w ramach nauczania na Akademii Muzycznej w Gdańsku, dla studentów. Nazbierało się tych piosenek, życie napisało pewne scenariusze. Całą ekipę udało mi się zebrać i zaprosić do Studia Custom34 w Gdańsku. Nagrania realizował Piotr Łukaszewski.
JAZZ FORUM: Skąd gołąb pocztowy na okładce płyty? Jedna z twoich kompozycji nosi tytuł właśnie Carrier Pigeon.
AT: Gołąb nawiązuje do mojej kompozycji. Obejrzałam kiedyś bardzo ciekawy film dokumentalny o gołębiach pocztowych. Zrobił na mnie duże wrażenie fakt, że gołębie pocztowe mają niezwykłą pamięć fotograficzną i topograficzną. Są w stanie pokonać tysiące kilometrów, trafić bezbłędnie do celu i bez trudu wrócić do gołębnika. Pierwsza wersja tego utworu miała polski tekst, ale jako wokalistka nie chciałabyś go usłyszeć. (śmiech) Poprosiłam ostatecznie moją koleżankę anglistkę, Alicję Kubicę, żeby pomogła mi napisać słowa i zmierzyła się z przesłaniem utworu – lotem gołębia pocztowego. Mnie kojarzy się on z naszą muzyczną pasją: zawsze chcieć do niej wracać, lecieć wysoko, patrząc na świat, a na życie z dystansu. Solo w tym utworze gra mój student, Szymon Kowalik, którzy otrzymał specjalne zadanie, by na saksofonie tenorowym zilustrować ten „odlotowy” lot gołębia.
JF: Wyczuwam, że czerpiesz z tego, co wizualne.
AT: Myślę, że tak. Obserwuję ludzi, relacje, zjawiska społeczne. Mieszkam w bardzo ładnej okolicy w Sopocie, na jedenastym piętrze. Mam tu duże poczucie przestrzeni, a ona sama jest widoczna w mojej muzyce. To wiąże się również z pochwałą życia – cieszę się widokiem na Zatokę Gdańską, świeżym powietrzem, tym, co tu i teraz. Fascynuję się również urbanistyką. Cieszę się, że mogę zajmować się muzyczną pasją i jakoś z tego przeżyć.
Sama płyta ma poniekąd charakter obserwacyjny. Na przykład kompozycja Raven’s Crow (Żabi kruk) ma związek z nazwą gdańskiej ulicy. Wspominam trudny dla Gdańska czas, związany z zamachem na prezydenta Pawła Adamowicza. W tym wypadku zwróciłam się w sprawie tekstu do Bogusza Wolińskiego, który napisał również słowa do Wonder Backstage i You Can Never Know. Raven’s Crow opowiada o samotności wśród ludzi, i bez ludzi, o tym, że przez cały ten impas mamy wrażenie, że zwariujemy.
Wonder Backstage ma nieco słowiańską, melancholijną melodykę. Gonitwa myśli, chaos, w jaki sami się nieraz wpędzamy. Dobrze jest czasem zamilknąć, by tę gonitwę zatrzymać. Lena Wojtczak, żona Irka Wojtczaka, śpiewa piękną, ujmującą wokalizę w zakończeniu tej kompozycji. Wzruszenia też czasem są potrzebne. A z You Can Never Know wiąże się zabawna anegdota. Miałam do wykonania jakąś pracę administracyjną, o których, jak wiadomo, każdy nauczyciel śni: siedzę w biurze, przyszedł może jeden abiturient, telefon nie dzwonił. Tak więc z nudów napisałam utwór.
JF: Na płycie w nowej odsłonie pojawiają się Peace Song i Career Pigeon, wcześniej wykonywane przez septet z udziałem Ani Serafińskiej. Te utwory przeszły transformację.
AT: Tak, Ania pisząc teksty do obu tych utworów przelała na papier moje myśli. A skąd ta zmiana w aranżacji? Wyspowiadam się może, jak to faktycznie było. Nagraliśmy w studiu Peace Song z fortepianem. Ja sama nagrałam jego partie, a śpiewa duet wokalny studentów, teraz już absolwentów, czyli Kasia Golecka i Ringo Todorovic. Mieliśmy bardzo ograniczony czas. Perfekcyjnie zaplanowałam trzy dni nagrań, ale gdy w studiu pojawił się big band, od razu zrozumieliśmy, że potrwa to dłużej.
Pierwszego dnia nagrywała sekcja rytmiczna, drugiego miała nagrywać sekcja dęta, a trzeciego wokaliści. Tak niestety nie wyszło. Nagłośnienie sekcji rytmicznej zajęło bardzo dużo czasu, co wpłynęło bezpośrednio na całą organizację. Wszystko odbywało się pod presją czasu, ostatecznie musiałam jeszcze dokupić dwie, dodatkowe sesje nagraniowe. Peace Song miał zostać nagrany w pełnym składzie, ale to się nie udało. Ponieważ szczęśliwie w studiu był fortepian, do mojego akompaniamentu dograli się wokaliści. Z konieczności, utwór nabrał dużej przestrzeni. I tak to mniej więcej wygląda – gdy na płytach kompozytorów-aranżerów pojawia się mały skład, oznacza to, że nie było już czasu na bizantyjski rozmach. (śmiech)
JF: Zamarzył ci się tak duży zespół, jak u Stevie’ego Wondera i ochrzciłaś go mianem Wonder Band.
AT: Sam zespół nazwałam tak już dawno, bo Stevie Wonder zawsze mnie inspirował i nadal tak będzie. Chciałabym tę formułę kontynuować. Przemyślę jeszcze, czy aż z takim ogromnym składem. To jest duża, bigbandowa obsada, osiemnaście osób i bardzo trudno taki duży zespół promować. Na razie gramy bardziej okazjonalnie, na miejscu. Planujemy koncert promocyjny w Radiu Gdańsk. Być może uda się również zagrać w moim rodzinnym mieście, Elblągu, który wsparł mnie finansowo. A może festiwale? Chociaż Jazz Jantar, odkąd zaczęłam pisać piosenki, już mnie nie chce. Chyba muzyka improwizowana odpowiada im bardziej, niż ta z tekstem.
W moim życiu i doświadczeniu kompozytora dużo się jednak zmieniło. Zachciało mi się śpiewać, pisać projekty wokalne. Sporo się uczę i wyciągam dużo wniosków. Odeszłam od instrumentalnej awangardy – wydaje mi się, że mam ten etap za sobą. Piszę piosenki od serca, a najnowsza płyta odzwierciedla spory kawałek mojego życia. Zaczęłam pisać utwory wokalne w czasie, który nie był dla mnie najłatwiejszy. Ani Serafińskiej zwierzyłam się, że było mi tak źle, że zaczęłam śpiewać.
JF: Terapeutyczny wymiar śpiewu…
AT: Tak, muzyka może być sposobem na odreagowanie. Piosenka Żyj na sto procent pierwotnie nosiła tytuł Sunday Morning Blues. Znaczenie się zmieniło, powstał bardzo pozytywny tekst, który jest drogowskazem – jak żyć, jak się cieszyć z każdego dnia, jak żyć pełnią życia.
JF: Tak jakby to było święto ku czci Stevie’ego Wondera, tytułowy The Carnival of Stevie Wonder.
AT: Stevie Wonder interesuje mnie jako muzyk, także jako człowiek. Przeanalizowałam jego teksty o miłości, także o miłości do Boga. W Słońce nie ogląda się za siebie można usłyszeć frazę „Reżyseruj życia kadr i odmawiaj Ojcze nasz na melodię, którą znasz”. Cztery lata temu nawróciłam się. Zmądrzałam, spokorniałam i zaczęłam pisać bardziej dla ludzi. To, co piszę, nie jest do końca łatwe w odbiorze, ale już chyba bardziej komunikatywne, poprzez tekst i śpiew. Nadal szanuję i kocham muzykę jazzową, ale teraz jest mi bliższa piosenka i melodia.
Została mi przypięta łatka polskiej Marii Schneider, za co bardzo dziękuję. W zeszłym roku udało mi się zagrać koncert w Bielsku-Białej, ponieważ skład Marii był za drogi. I zagrała moja Jazz Orchestra. Ech, raz na siedem lat. (śmiech) Takie są teraz realia. Materiał, który wykonaliśmy w Bielsku, pisałam jakieś 10-11 lat temu. Myślałam wtedy zupełnie inaczej o muzyce, miałam też okazję poznać Marię Schneider. Nadal mnie to wszystko interesuje, ale w innym stopniu – odkąd zaczęłam śpiewać, poszukiwać melodii, odkąd nawrócenie wywróciło moje życie i akordy do góry nogami. Te akordy stały się bardziej dla ludzi, nie piszę już tylko dla samej siebie. Pasjonuje mnie chorał gregoriański, śpiewanie sercem. Mam już materiał na kolejną płytę i tym razem będą to piosenki o miłości. A moja fascynacja Stevie’m Wonderem nie wygasa. Uwielbiam słuchać i analizować jego utwory podczas zajęć, przepiękne harmonie, mocne i wyraziste melodie. Ta płyta jest szerokim nawiązaniem do Stevie’ego, co można odnaleźć w tytule Wonder Backstage.
JF: Ale także w brzmieniu instrumentów klawiszowych.
AT: Tak, w zasadzie brakuje tylko harmonijki ustnej. Wonder Backstage jest napisany w tonacji e-moll, typowo harmonijkowej. W wersji koncertowej wykonywał ten utwór śp. Mikołaj Flont. W partyturze jest zapis o harmonijce, ale zastąpiliśmy ją, na przykład w Peace Song, flugelhornem. W You Can Never Know też miała być harmonijka – Ariel Suchowiecki zagrał zamiast tego synth solo. Najlepiej byłoby zadzwonić do samego Stevie’ego i spytać, czy mógłby dograć harmonijkę…
JF: Do zespołu przeprowadziłaś casting?
AT: Prowadzimy razem z moim przyjacielem Irkiem Wojtczakiem big band, więc mieliśmy określoną pulę nazwisk. Musieliśmy przeprowadzić selekcję. Początkowo miało być pięć instrumentów dętych i sekcja rytmiczna oraz wokaliści. Zespół się rozszerzył do siedmiu instrumentów dętych. Wonder Band istnieje już jakiś czas, sekcja rytmiczna jest w miarę stała. Jest fenomenalna basistka z Trójmiasta, Julia Przybysz, perkusista Jakub Krzanowski, Nikodem Wojtkiewicz, Ariel Suchowiecki na instrumentach klawiszowych, oczywiście jest i sam Irek Wojtczak.
JF: Z naszej rozmowy wynika jakże konieczny wątek biznesowy – trudno zaplanować koncerty dla tak dużego, a przecież świetnego zespołu. Maria Schneider podobno poświęca pracy biznesowej 70 procent dnia. Jak określić komercyjność projektu w 2024 roku?
AT: Ech, to dobre pytanie. Od momentu nagrania płyty stałam się sama sobie szefem. Od menedżerów otrzymuję odmowne odpowiedzi, bo są już bardzo zajęci. Robię, co mogę, by tę płytę wypromować, żeby zaistniała. Trudny to temat dla kompozytora – nie dość, że musi wszystko napisać, to jeszcze i udźwignąć finansowo. Wsparło mnie Elbląskie Towarzystwo Kulturalne z mojego rodzimego miasta, finansując wytłoczenie płyty. Głównym sponsorem jest Akademia Muzyczna w Gdańsku, Optometria Orkisz oraz moja wspierająca mnie na każdym etapie wydania płyty rodzina. Serdecznie dziękuję Markowi Romańskiemu za propozycję wydania płyty poprzez JAZZ FORUM, a także moim serdecznym przyjaciołom, którzy wspierali mnie zarówno muzycznie, jak i duchowo, zespołowi Wonder Band za pasję do muzyki i piękne dźwięki.
Jako kompozytor mam w sobie zdecydowanie ducha bigbandowego; trudno ograniczać się do ekonomii, a przez to rezygnować z wymarzonego brzmienia, które sprawia, że serce rośnie.
Dlatego praca i serce włożone w ten album skutkują tym brzmieniem, jakie na nim Państwo znajdziecie.
Rozmawiała: Anna Ruttar