Wytwórnia: Impulse! 8945898
L’Orso; Emergence; That Thang; Three Sisters; Boatly; The Time Is the Place; Railroad Tracks Home; Asthenia; Fourth Wall
Muzycy: James Brandon Lewis, saksofon tenorowy; Anthony Pirog, gitara; Joe Lally, gitara basowa; Brendan Canty, perkusja
ugazi był najbardziej wpływowym zespołem post-hardcore’u,
czyli stylu muzycznego wyrosłego z amerykańskiej odmiany punka, wzbogaconego o
elementy innych nurtów rocka, a także funku czy dubu. Dla mnie to bezsprzecznie
jeden z najważniejszych rockowych bandów wszech czasów. Grupa powstała w 1987
roku, a w 2002 zawiesiła działalność. Od ośmiu lat sekcja rytmiczna Fugazi,
wraz z gitarzystą Anthonym Pirogem, działa pod szyldem The Messthetics. W tym
właśnie składzie nagrane zostały dwie płyty „The Messtethics” z 2018 oraz rok
młodsza „Anthropocosmic Nest”. Na trzecim, najnowszym albumie, do tria dołączył
wyśmienity saksofonista James Brandon Lewis.
Przyznam, że poprzednie krążki formacji nieco mnie rozczarowały. Wypełnione
były dość topornym jazz-rockiem, czasem zapuszczającym się w progresywne
rejony, które w najlepszych momentach brzmiały niczym uboga wersja drapieżnego
wydania King Crimson albo avant-rockowego power tria Marca Ribota. Nowy album zaskakuje
pozytywnie. Kompozycje są ciekawsze, bardziej zróżnicowane, a całość sytuuje
się bliżej jazzu.
Co ciekawe, „The Messthetics And James Brandon Lewis” ukazał się nakładem firmy
Impulse! – obok Blue Note najbardziej zasłużonej dla powojennego jazzu
wytwórni. Każdy fan muzyki improwizowanej kojarzy tę oficynę jako wydawcę
kanonicznych płyt Coltrane’a i dziesiątek innych klasyków. W ostatnich latach w
jej szeregach znaleźli się tacy innowatorzy jak Shabaka Hutchings i
Irreversible Entanglements.
Czy twórczość Messthetics dorównuje oryginalnością tym ostatnim? Nie, ale recenzowany album i tak jest bardzo solidny. Muzycy oscylują między punk-jazzem przywołującym złote lata Downtownu i bardziej współczesnymi poszukiwaniami w stylu AlasNoAxis. Niekiedy subtelnie nawiązują do różnych tradycji muzyki ludowej. Przeważnie są dość żywiołowi, a zarazem zrelaksowani, ale zdarzają się momenty bardziej wyciszone i skupione. Pirog pokazuje szeroką paletę możliwości, czasami jego gra kojarzy się z takimi gitarzystami jak Nels Cline, Hilmar Jensson, Brad Shepik czy Bill Frisell. Zaskakiwać może fakt, że ognisty pierwiastek w większym stopniu wnosi Lewis – ze swym mocnym, nieco zachrypniętym tonem – niż mająca punkowy rodowód sekcja. Miejmy nadzieję, że kwartet będzie kontynuować tę owocną współpracę.
Łukasz Iwasiński