Listy
Jerzy Stępień i Wynton Marsalis

Pozdrowienia z Lexington

Jerzy Stępień


Drogi Pawle,

Wbrew temu co się o mnie opowiada w niektórych kręgach, nie tak trudno ustalić mój aktualny adres. Jeśli już musiałem opuścić chwilowo Warszawę, to nie mogłem się nie wybrać do miejscowości, która nie miałaby nic wspólnego z prawem (lex) i z muzyką (ton). Stąd po prostu Lexington. To „-ing” jest oczywiście od „feeling”. Jestem tutaj od sierpnia na wspaniałym miejscowym uniwersytecie Stanu Kentucky, pomiędzy przemiłymi ludźmi i wśród pięknych „okoliczności  przyrody”. Przygotowuję tu
przede wszystkim  polsko-amerykański program kształcenia
dla potrzeb administracji publicznej, ale oczywiście rozglądam się także za jazzem.

Kentucky wprawdzie nie tętni tą muzyką (niedaleko stąd do Nashville), ale nie jest tak, żeby tu nikt o synkopach nie słyszał. Mimo wszystko jednak było dla mnie zaskoczeniem (od lat przekonywano mnie, że jazz to muzyka grana przez Czarnych dla Europejczyków) pojawienie się w olbrzymiej sali na blisko 2 tys. osób w uniwersyteckim The Singletary Center kompletu publiczności na koncercie Wyntona Marsalisa i jego Jazz at Lincoln Center Orchestra. Niech sobie mówią o Wyntonie, co tam chcą; dla mnie jazz nie skończył się z początkiem lat 70. –  jak utrzymuje Jan Garbarek. Trwa, rozwija się, przyciąga świetną publiczność, a przede wszystkim jest źródłem wzruszeń dla kolejnych pokoleń. Z powodzeniem mogli grać następną godzinę i z pewnością nikt by sali nie opuścił. Co więcej – Amerykanie, szczególnie young people at the campus – odziani są zwykle niedbale, mam takie wrażenie, jakby za chwilę mieli rozegrać mecz koszykówki. A tu całkowite zaskoczenie: Francja elegancja. Całkiem jak  w naszej Filharmonii na zakończenie Konkursu Chopinowskiego, ale oczywiście 40 lat temu… Sam sobie wydałem się nieco niestosownie ubrany, choć miałem marynarkę. Co widać na załączonym zdjęciu. Szczęśliwie Wynton był już po koncercie bez marynarki.

Do zdjęcia dołączam elektroniczną kopię fragmentu programu z dedykacją dla JAZZ FORUM. Oryginał jest oczywiście Waszą własnością; dostarczę go zaraz po powrocie. W autografie Wyntona da się chyba wyczytać także „I love…”. Ja w każdym razie to wyraźnie widzę. Jeszcze tylko drobna uwaga. Skład był nieco inny niż w programie. Na alcie i flecie grała tym razem piękna kobieta, ale tak dynamicznie i pięknie wplotła w swoją solówkę znany fragment z Donna Lee Parkera, że  Boże uchowaj… Niestety, nie zapamiętałem jej nazwiska.

Serdecznie pozdrawiam,
Jerzy Stępień
Lexington, Ky
4 października, 2008 

 


Zobacz również

Ystad – sprostowanie

W relacji Marka Piechnata z Ystad Sweden Jazz Festival, opublikowanej w JF 10-11/2023, wkradł… Więcej >>>

Chochlik

W JF 9/2023 na stronie 9 w artykule o Romanie „Guciu” Dylągu wkradł się… Więcej >>>

List do McFerrina

Drogi Robercie McFerrin,Bardzo proszę, abyś przyjechał z Quincy Jonesem i Urszulą Dudziak do Teatru… Więcej >>>

Erratum

Przysłowiowy chochlik drukarski sprawił, że do pożegnania giganta jazzu w JF 4-5/2023 na str.… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu