Wytwórnia: ECM 2422 (dystrybucja Universal)

Rainbow;
Everything That Lives;
Laments;
Piece for Ornette;
Take Me Back; Life,
Dance;
Song for Che

Muzycy: Keith Jarrett, fortepian, flet, instr. perkusyjne, saksofon sopranowy; Charlie Haden, kontrabas; Paul Motian, perkusja, instr. perkusyjne

Recenzję opublikowano w numerze 1-2/2015 Jazz Forum.


Hamburg ’72

Keith Jarrett, Charlie Haden, Paul Motian

  • Ocena - 5

Zremasterowany koncert Tria Keitha Jarretta jest, moim zdaniem, fenomenem fonograficznym. Zarejestrowany czternastego czerwca 1972 roku prezentuje bowiem wszystko to, co stanowi o sile jazzu i jego ponadczasowości. Uświadamia też, że styl Jarretta był już ukształtowany czterdzieści lat temu, a wszelkie jego późniejsze rozwinięcia wskazują jedynie na aktywną, twórczą osobowość artysty.

Trzeba przyznać, iż wtedy w Hamburgu miał na estradzie niesamowite wsparcie kolegów. Zarówno bowiem kontrabasista Charlie Haden, jak i perkusista Paul Motian realizują i uzupełniają jego idee w sposób fascynujący. Współpraca ta, połączona z wzajemną inspiracją, dała w efekcie interpretacje o treściach bogatych wyrazowo i sonorystycznie. Co ważne, nasycone są one tak silnymi emocjami, że nawet fragmenty wyciszone pulsują tłumioną energią.

Jarrett, którego najczęściej kojarzymy z fortepianem, gra tu również na flecie, saksofonie sopranowym i perkusjonaliach. I czyni to rewelacyjnie. Korzysta jednak ze swoich umiejętności multiinstrumentalisty oszczędnie i wyrafinowanie. Prowadząc głównie narrację za pośrednictwem klawiatury, w sytuacjach, gdy chce, by dramaturgia muzyki uzyskała inny wymiar akustyczny, zmienia ją na aerofony. Wtedy na nich tworzy frazy o przebiegach mocno zbliżonych do trzecionurtowych. Wydaje się jednak, że te freejazzowe odwołania stanowią raczej dla niego pretekst wykorzystywany w celu poszerzenia rozwiązań fakturalnych i artykulacyjnych, a nie jako środek do przekraczania granic tonalności.

W programie koncertu znalazło się sześć kompozycji, z których tylko pierwsza i ostatnia nie są dokonaniami Keitha. Rozpoczynające występ Rainbow autorstwa Margot Jarrett ma rozbudowaną introdukcję na fortepianie, utrzymaną w tak charakterystycznym dla pianisty klimacie romantyczno-klasycyzującym, z wyrafinowaną akordyką i śpiewną kantyleną. Kiedy dołącza sekcja rytmiczna, utwór niepostrzeżenie staje się prezentacją jazzową (w metrum trójdzielnym), przywołującą reminiscencje idiomu estetycznego zespołów Billa Evansa. W finale Jarrett buduje ponownie solistyczną, obszerną wypowiedź, tym razem jednak o cechach wirtuozowskich i w dużych gradacjach dynamicznych.

Drugi utwór zaczyna się attacca i publiczność dopiero po chwili zdaje sobie z tego sprawę. Tu początkowo dominuje duet Haden i Jarrett (na flecie), a dopiero po dłuższym czasie (po ponad pięciu minutach) pojawia się perkusja. I wtedy Keith siada do fortepianu tworząc pełną ekspresji lamentację.

Trzecia pozycja dedykowana jest wybitnemu, awangardowemu saksofoniście Ornette’owi Colemanowi. Jarrett, co uzasadnione, składa ten hołd na sopranie. Demonstruje przy tym swoje ogromne umiejętności techniczne, wielką wyobraźnię i budzącą podziw erudycję. Większą część improwizacji wykonuje tylko z akompaniamentem perkusji.

Po jej zakończeniu solówkę kontynuuje Haden z towarzyszeniem Paula Motiana. Płynnie prowadzi ona do kolejnej kompozycji, tym razem o cechach rhythm and bluesowych. Jarrett przypomina w niej o perkusyjnym rodowodzie fortepianu. Kontrapunktuje jednak co pewien czas części tworzone w ostinatowych figuracjach, zaaranżowanym na trio tematem melodycznym, lub błyskotliwymi frazami w prawej ręce (niekiedy jeszcze komentowanymi krótkimi zaśpiewami o cechach onomatopeicznych). Koniec utworu jest trochę zaskakujący. Wyraźnie wyciszony, staje się wprowadzeniem do piątej pozycji płyty. A ta, najkrótsza z wszystkich, ma dużo cech konstrukcyjnych klasycznego standardu, wykonywanego jednak zupełnie niestandardowo, mianowicie ad libitum i bez walkingu.

Zamykająca album kompozycja jest dziełem Hadena poświęconym słynnemu rewolucjoniście Che Guevarze. Kontrabas gra tu temat melodyczny, po czym konstruuje swobodną improwizację. Jarrett, ponownie na saksofonie, tworzy po nim solówkę przejmującą smutkiem. Kiedy kontynuuje narrację na fortepianie, nastrój staje się jeszcze żarliwszy. Pojawia się hymn, symbol czegoś wzniosłego i wzbudzającego ogromny ból. W repryzie elegijny nastrój się uspokaja, a przesłanie pogodzenia z losem staje się czytelną konstatacją.

Przyłączam się do owacji ówczesnej publiczności i trochę zazdroszczę im uczestnictwa w takim wydarzeniu.


Autor: Piotr Kałużny

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm