Wytwórnia: Nonesuch/Tzadik 7559-79587-5

 

 

Mastema
Albim
Tharsis
Sariel
Phanuel
Hurmiz



Muzycy:

Pat Metheny, gitary akustyczne i elektryczne; gitara barytonowa, sitar guitar, tiples, bas, fortepian, orchestrionic marimba, orchestra bells, bandoneon, instr. elektroniczne, instr. perkusyjne, flugelhorn

Antonio Sanchez, perkusja

John Zorn’s Book Of Angels

Pat Metheny / Tap

  • Ocena - 5

Gdy w 1992 roku John Zorn rozpoczynał pracę nad serią stu kompozycji, które miały stanowić pomost pomiędzy tradycją żydowską a eklektyczną sztuką XXI wieku, nie przypuszczał, że projekt ten, zatytułowany od nazwy historycznej twierdzy „Masada”, rozrośnie się do takich rozmiarów. Trzy lata później kompozycji było już dwieście, tworząc w ten sposób pierwszą Księgę Masady, interpretowaną przez Zorna w ramach jego kolejnych projektów muzycznych.

W 2004 roku kompozytor przystąpił do drugiego etapu prac – w ciągu trzech miesięcy powstało kolejnych trzysta utworów, stanowiących drugą Księgę Masady, czyli Księgę Aniołów. Tematy te interpretowane są przez różnych artystów w ramach projektów, w których sam kompozytor już nie uczestniczy, jedynie je współprodukując.

W ramach tego cyklu ukazało się już dwadzieścia części. Ta ostatnia, to wydana właśnie płyta „Tap” z interpretacjami Pata Metheny’ego. Tytuły kolejnych to imiona aniołów, podobnie jak Tap, które to imię jest też anagramem imienia gitarzysty.

Przyznam, że na tę płytę czekałem bardzo niecierpliwie. Pat i John to muzycy genialni, jednak reprezentujący całkowicie inne wizje muzyki. Z pozoru trudno wyobrazić sobie bardziej niewiarygodne spotkanie! Tym niemniej, przecież Pat nie po raz pierwszy dowodzi, jak całościową wizję muzyki reprezentuje. Jak sam mówi – nie istnieją dla niego granice pomiędzy stylami czy gatunkami. Świadczą o tym spotkania gitarzysty z takimi muzykami jak Ornette Coleman, Derek Bailey, czy Steve Reich. O synkretyzmie twórczości Zorna nie trzeba nawet wspominać.

W niczym nie umniejsza to jednak wartości tego dzieła. Powstała płyta wyjątkowa, która z pewnością wzbudzi wiele emocji i dyskusji. Eklektyczna, niejednorodna i zaskakująca. Gęsta od pomysłów. Sześć utworów, sześć niezależnych całości i koncepcji. Metheny wytoczył niemal cały swój arsenał instrumentalny – najróżniejsze gitary, w tym barytonowa i Pikasso, syntezator gitarowy, bas, piano, bandonenon, dzwonki, orkiestron, perkusjonalia, instrumenty i efekty elektroniczne. Z drugiej strony jest to projekt kameralny, liderowi towarzyszy tylko wierny perkusista, Antonio Sanchez, a w ostatnim z utworów czteroletnia córka Maya.

Interpretacje utworów Zorna polegały nie tylko na instrumentacji, aranżacji i improwizacji na bazie tematów, a przede wszystkim, jak deklaruje Metheny, na ich rozbudowaniu. Pat wykorzystał właściwie samo jądro tych kompozycji, dodając części i całkowicie niektóre fragmenty rekonstruując, jednakże zachowując ich pierwotną wymowę i silnie nawiązujący do tradycji żydowskiej charakter.

Płytę otwiera drapieżna Mastema – gęsty, dynamiczny i pełen pasji utwór, w ramach którego Pat miesza ze sobą gatunki, brzmienia, barwy i style niczym w diabelskim tyglu. Metrum 11/8 wydaje się, jak zwykle u Metheny’ego, całkowicie niewinne, lekkie i wręcz transparentne. Obsesyjne, gitarowe arpeggio tworzy wraz z funkową sekcją (Metheny na basie!) i tematem granym na sitarze, wspieranym mocno sfuzzowaną gitarą, piętrzącą się strukturę, by po chwili przeprowadzić jej całkowitą dekonstrukcję. Gitarzysta, zasiadając za paletą efektów, z dużą śmiałością i rozmachem kręci gałkami filtrów, eksplorując nowe dla siebie rejony. To zarazem najtrudniejszy chyba utwór, a umieszczony na początku albumu może być dla słuchacza rodzajem szokowej dawki uderzeniowej.

Podobnie gęsty Tharsis – tu mamy do czynienia z archetypiczną wręcz wizją budowli. Gitarzysta operując dramaturgią, żonglując instrumentami, barwami, a nawet tempem, wznosi prawdziwie monumentalne, zapierające dech w piersiach dzieło. Ekspresyjny Sariel to osadzony w żydowskiej stylistyce Metheny’owski powrót do fusion, podszyty jednak, jak cała zresztą płyta, wieloma cytatami, nawiązaniami i podtekstami. Albim zaś to akustyczne wyciszenie i uspokojenie: jeśli chcielibyśmy w kontekście tej płyty użyć przymiotnika „piękny”, to jest to dobra okazja. Jest przestrzeń, jest prostota przekazu i kryjąca się za nią siła.

Lecz nie należy ufać pozorom, Metheny cały czas pamięta, że gra kompozycje Zorna! Pozwala sobie na eksperymenty formalne, i podobnie, jak w piątym z kolei Phanuelu nie sposób pozbyć się uczucia, że pod pełną spokoju, subtelną, akustyczną warstwą mgły czyhają rozpalone płynną magmą czeluście piekieł. Album kończy freejazzowy Hurmiz. Tym razem Sanchezowi Pat towarzyszy na pianie. Istotą tego utworu jest ogromna wrażliwość, z jaką muzycy słuchają się wzajemnie, jak reagują na współtworzone dźwięki. Całość przesycona jest ogromną uważnością, nie sposób jednak odmówić muzykom doskonałego poczucia humoru.

„Tap” to wydarzenie niezwykłe i dużo więcej muzyki, niż, wydawałoby się, można zmieścić na jednej płycie, choć trwa zaledwie 50 minut. To album, który wymaga wręcz zaangażowanego słuchania, chociażby za względu na stylistyczne bogactwo, zmienność, ale i kondensację treści. Nie jest to również płyta, której można posłuchać raz czy dwa. Poświęcenie jej czasu pozwala odkryć pokłady zupełnie nowych znaczeń i treści. To jednocześnie dowód na to, że muzyka jest jedna – są dźwięki i cisza. I na tym bazują obaj twórcy, odkrywając wzajemne podobieństwa w pozornych różnicach i kontrastach.

Autor: Konrad Żywiecki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm