Wytwórnia: Abstract Logix ABLX 059


Meeting of the Spirits
Birds of Fire
A Lotus on Irish Streams
The Dance of Maya
Trilogy
Earth Ship
Eternity’s Breath Parts 1 & 2
Be Happy


Muzycy:
John McLaughlin, 12-strunowa dwugryfowa i 6-strunowa gitara elektryczna; Jimmy Herring, gitara elektryczna; Matt Slocum, Hammond B3, Clavinet; Jason Crosby, skrzypce, Fender Rhodes, śpiew; Gary Husband, fortepian elektryczny, syntezatory; Etienne M’Bappe, gitara basowa, śpiew; Kevin Scott, gitara basowa; Ranjit Barot, perkusja, konnakol, śpiew; Jeff Sipe, perkusja, gong


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 1-2/2020


Live In San Francisco

John McLaughlin & The 4th Dimension

  • Ocena - 5

Właśnie dziś (4 stycznia) kiedy piszę tę recenzję John McLaughlin kończy 78 lat. Wszystkiego najlepszego Johnji (bo tak mówią na niego przyjaciele z Indii), żyj nam długo i graj do końca! Życzyłbym sobie w tym wieku mieć taką sprawność muzyczną i fizyczną jak on. Pocieszające jest to, że można być muzykiem przez całe życie, bo wtedy nigdy nie przechodzi się na emeryturę.

„Live In San Francisco” jest rejestracją koncertu, który odbył się 8 grudnia 2017 roku. Był to kolejny, grudniowy „piątkowy wieczór w San Francisco” z tym, że mający miejsce podczas pożegnalnej amerykańskiej trasy koncertowej Johna z jego zespołem i klasycznym repertuarem Mahavishnu Orchestra. Jeden z 25 koncertów, do którego John zaprosił jednego ze swoich ulubionych muzyków, gitarzystę Jimmy’ego Herringa. Usłyszymy tutaj osiem najlepszych kompozycji z lat 70., z takich płyt jak „Birds Of Fire”, „The Inner Mounting Flame” oraz „Visions Of Emerald Beyond”.

Płyta absolutnie dla miłośników elektrycznej gitary i solidnego jazz-rockowego brzmienia. Mamy na scenie 9-osobowy zespół, a dokładniej dwa zespoły: The 4th Dimension oraz The Invisible Whip. Na scenie pojawili się oprócz gitarzystów, dwaj perkusiści, dwaj basiści i dwaj klawiszowcy. Jedynie skrzypek został bez pary. Wydawałoby się, że taki nadmiar muzyków nie ma szans dobrze brzmieć. Ale brzmi! Mało tego, utwory sprzed prawie pół wieku zagrane są tutaj jakby były napisane w naszych czasach. Nie ma nudy. Fenomenem jest to, że Mahavishnu Orchestra już w tamtych czasach była tak progresywna, że do dziś fascynuje, nie tylko mnie, swymi podziałami rytmicznymi, zaskakującymi rozwiązaniami harmonicznymi i potęgą brzmienia. Nie wiem, czy jeszcze ktoś inny zagrał bluesa w podziale na 20/8 jak w The Dance of Maya, albo prowadził dialogi między perkusistami według indyjskiej zasady tani avartanamstosując przy tym niezwykle starą technikę konnakol, czyli rytmicznego sylabizowania.

Sukces płyty to zasługa nie tylko znakomitych muzyków, ich porozumienia na scenie, ale przede wszystkim samej muzyki i wirtuozerii. Słuchając kolejnych kompozycji czuję się jakbym oglądał dobry film sensacyjny ze zwrotami akcji i fantastyczną obsadą. Oscara za rolę pierwszoplanową dostanie Johnji, natomiast drugoplanową Ranjit Barot, którego podziwiam od wielu lat i jest obecnie moim ulubionym perkusistą.


Autor: Michał Czachowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm