Listy
Michael Jackson

Królewskie ikony zmierzchu

Andrzej Dorobek


W JAZZ FORUM 7-8/2009 zwraca uwagę obszerny blok Jacksonowski. A co, tak naprawdę, „Król Popu” miał wspólnego z jazzem?

Wojciech Majewski w zgrabnym artykule „Michael Jackson: Seven Steps to Heaven” konstatuje, iż jego „wokalistyka [...] wywodzi się  z tradycji gospelowo-bluesowej, co przybliża ją do jazzu,” a „duża część jego nagrań po prostu świetnie swinguje” (zapewne – dlaczego   jednak, z tych samych względów, nie przypisuje się na ogół jazzowych koneksji na przykład dojrzałym Stonesom – o Vanie Morrisonie już nie wspominając). Kontrabasista Christian McBride twierdzi natomiast, że Michael nie był „wytworem fantazji nastolatków”, lecz prawdziwą „ikoną kultury amerykańskiej” i stawia go wyżej niż Jamesa Browna.

Kulturowa „ikona” (po polsku: „symbol”, choć to też zapożyczenie)? W co najmniej równym stopniu także jednak „wytwór” – tyle że akurat nie „fantazji nastolatków”, ile patologicznych ambicji własnego rodziciela, który od dzieciństwa fizycznie wręcz formował syna na idola nie tylko czarnej publiczności amerykańskiej. Oznaczało to życie w świecie Disneylandowej ułudy, w oderwaniu od rzeczywistości tak kompletnym, że na temat współczesnego świata w rozumieniu dowolnie szerokim dorosły już Michael wiedział mniej więcej tyle, ile dziecko w wieku przedszkolnym. Oznaczało też konieczność drakońskich, „wybielających” operacji plastycznych, czyli de facto przeistoczenie się w produkt show-biznesu w sensie dosłownym – a w ślad za tym lekomanię, pogłębiającą się degrengoladę psychofizyczną i przedwczesną śmierć.

Który to już raz w dziejach amerykańskiej pop-kultury?  Czyż bowiem – w tej właśnie przestrzeni – bardzo daleko od Never-Never Land do Graceland? Trudno naturalnie oczekiwać, by w atmosferze ogólnej żałoby –  tyleż spontanicznej, ile umiejętnie sterowanej przez show-biznesowych dyktatorów – eksponowano mało w danej sytuacji wygodne analogie między „Królem Popu” a „Królem Rock and Rolla”, narzucają się one jednak z nieodpartą mocą.

Przecież, ponad trzy dekady wstecz, Elvis Presley w niemal identyczny sposób pękł pod presją „Amerykańskiego Marzenia”, przełożonego na bezlitosny język medialnego sukcesu. A wspomniani wyżej show-biznesowi dyktatorzy, 7 lipca w kalifornijskiej metropolii roniący krokodyle łzy żalu nad trumną Michaela, tak naprawdę powinni wylewać nad nią więcej-niż-krokodyle łzy skruchy.

Andrzej Dorobek, Płock


 


Zobacz również

Ystad – sprostowanie

W relacji Marka Piechnata z Ystad Sweden Jazz Festival, opublikowanej w JF 10-11/2023, wkradł… Więcej >>>

Chochlik

W JF 9/2023 na stronie 9 w artykule o Romanie „Guciu” Dylągu wkradł się… Więcej >>>

List do McFerrina

Drogi Robercie McFerrin,Bardzo proszę, abyś przyjechał z Quincy Jonesem i Urszulą Dudziak do Teatru… Więcej >>>

Erratum

Przysłowiowy chochlik drukarski sprawił, że do pożegnania giganta jazzu w JF 4-5/2023 na str.… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu