Wytwórnia: Nonesuch 7559793180 (dystrybucja Warner)


Before Bach: Benediction
Preludium nr 3 Cis-dur (Księga I)
After Bach: Rondo
Preludium nr 1 C-dur (Księga II)
After Bach: Pastorale
Preludium nr 10 e-moll (Księga I)
After Bach: Flux
Preludium i fuga nr 12 f-moll (Księga I )
After Bach: Dream
Fuga nr 16 g-moll (Księga II)
After Bach: Ostinato 
Prayer for Healing


Muzycy:
Brad Mehldau, fortepian


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2018

After Bach

Brad Mehldau

  • Ocena - 5

Geneza tego arcydzieła – niezależnie od tego, na którym poziomie licznych już przecież owoców geniuszu Brada Mehldaua umieści je upływający czas – jest równie banalna, co niezliczonych arcydzieł z przeszłości: otóż jest to praca na zamówienie.
A zamawiał nie byle kto, bo dyrektorzy Carnegie Hall w Nowym Jorku, The Royal Conservatory of Music w Dublinie, The National Concert Hall w Toronto i Wigmore Hall w Londynie. I to w tych miastach odbyły się na przełomie 2015 i 2016 r. pierwsze wykonania cyklu zatytułowanego – jak się okazało, jedynie roboczo – „Three Pieces After Bach”. Później Mehldau prezentował Bachowskie wariacje w wielu miejscach na świecie, nie zawsze zresztą przekonując lokalnych recenzentów do swojej wizji. W Internecie – oficjalnie i nieoficjalnie – pojawiały się rejestracje audio i wideo tych koncertów, dzięki czemu widać było i słychać, że muzyka – a ściślej: jej koncept – ewoluuje. Płyta, nagrana w trzy dni pod koniec kwietnia 2017 r. w olśniewającej Mechanics Hall w Worcester w stanie Massachusetts, to już jest samo sedno tego konceptu. Materiał starannie i bezwzględnie wyselekcjonowany, przemyślany i wypróbowany.

Oczywiście, nikt nie powinien być zaskoczony, że Brad, jeden z najbardziej wszechstronnych muzyków na jazzowej scenie, zwrócił się ku muzyce dawnej. Swój duchowy (i warsztatowy) związek z klasyką podkreślał wiele razy, nagraniami i kompozycjami, także w pisanych przez siebie esejach. A Jan Sebastian Bach dla kogoś takiego, jak Mehldau, to przecież środowisko naturalne: ocean polifonii i polirytmii, alfa i omega harmonii, bezlik dróg do podążenia dla pianisty improwizującego. Pytanie było, w gruncie rzeczy, bardzo proste: kiedy i po które dzieło lipskiego kantora sięgnie, skoro i inni prędzej czy później sięgali, a więc, by tak rzec, niewidzialna ręka rynku i pragnienia fanów wzywały?

A więc: „Das Wohltemperierte Klavier”. Dwutomowy zbiór 48 preludiów i fug z 1722 i 1742 r., naprzemiennie w dur i moll, począwszy od C. Ostatecznie (na płycie, bo podczas koncertów zagadnienie było labilne w zakresie liczby i doboru poszczególnych numerów) Mehldau zdecydował się na zaledwie pięć z nich: Cis-dur, e-moll i f-moll z Księgi I oraz C-dur i g-moll z Księgi II. Dlaczego akurat na te? Chyba dlatego, że to wyjątkowo melodyjne, piosenkowe wręcz kompozycje; zwłaszcza, stosunkowo szybkie preludium Cis-dur można uznać za jeden z Bachowskich przebojów.

Przyjrzyjmy się proporcjom: literalnie odczytane kompozycje Bacha trwają tu w sumie piętnaście i pół minuty. Wariacje na ich temat (albo po prostu: własne kompozycje Mehldaua) trwają minut prawie pięćdziesiąt pięć. To sedno zamysłu. „After Bach”! W języku angielskim ten tytuł jest czytelnie dwuznaczny: „Według Bacha”, w sensie muzykologicznym i wykonawczym, ale i „Po Bachu”, w sensie chronologicznym i, by tak rzec, filozoficznym. Wspomniana (dys)proporcja mówi nam wyraźnie, że Bach – największy geniusz w dziejach muzyki – to jednak tylko punkt w czasie i historii, z którym trzeba podjąć rozmowę, a nie tylko powtarzać, powtarzać, powtarzać.

Mehldau wybiera ze zbioru „Das Wohltemperierte Klavier” to, co mu pasuje, ale też ingeruje w kolejność utworów i, co więcej, umieszcza je w swoim własnym, na wskroś nowoczesnym uniwersum muzycznym. Bach, powiedzmy, wytycza wstępny kierunek, ale trasę i sposób transportu określa już jego, hm, spadkobierca. I dobra wieść dla oddanych miłośników Brada: choć fragmenty wzięte wprost z Bacha pianista gra w sposób, który na pewno nie wywoła oporu akademików, to jednak ton całego albumu daleki jest od konwencji „klasycyzującego jazzu”.

To jest – przy odmienności i integralności koncepcyjnej – płyta utrzymana w poetyce wcześniejszych, solowych dokonań Mehldaua, przepełniona tą samą cudowną melancholią, kategoryczna w formie i treści, majestatyczna i wolna od pustej, zdobnej wirtuozerii, odległa o całe epoki od tradycji swingowania na fortepianie ku uciesze tłumu, choć ciągle niezwykle komunikatywna i bezpieczna od mielizn półamatorskiej awangardy. Wieloletnie doświadczenie Mehldaua, który od ponad dwudziestu lat koncertuje niemal bez przerwy, dało tu o sobie bardzo mocno znać – ten facet po prostu wie, jak się konstruuje mocny recital.

Kolejność (i charakter) utworów to wyznanie, które odczytuję w sposób poetycki, a nie dosłowny. Przed Bachem (Before Bach) nie było nic.

Środkowa część Benediction to dźwiękowa próba ukazania chaosu „bez Bacha”, którego pojawienie się było tytułowym błogosławieństwem. Bo „z nim” wszystko się już porządkuje. Krótkie preludium. Potem dłuższa wariacja. Ale tylko raz – w After Bach: Rondo – Mehldau pozwala sobie na dosłowne zacytowanie tematu. Za każdym kolejnym razem temat wariacji coraz bardziej różni się od tematu wyjściowego (choć nigdy nie staje się nierozpoznawalny), a pastoralny, kojący nastrój muzyki ustępuje wyrażonemu bez cienia histerii, metafizycznemu niepokojowi. Więc – zdaje się pytać Mehldau – może nie wszystko poszło według (boskiego) planu? Płytę kończą dwie monumentalne, wstrząsające kompozycje pianisty i obie – a zwłaszcza finałowa Modlitwa o uzdrowienie przenoszą w rejony, w których istnienie możemy jedynie wierzyć. 


Autor: Adam Domagała

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm