Wytwórnia: Pirouet Records PIT 3044

Alone

Marc Copland

  • Ocena - 5

Soul Eyes; I Don’t Know Where I Stand; Night Whispers; Into the Silence; Rainy Night House;
I Should Care; Fall; Blackboard; Michael From; Hi Li Hi Lo
Muzycy: Marc Copland, fortepian

Naprawdę dobra muzyka wyraża się wyłącznie poprzez dźwięki – odpowiednio wyartykułowane stanowią o jej sile wyrazu, budują określoną harmonię, która ma wpływ na przebieg linii melodycznej utworu. Ponadto w jazzie bardzo ważny jest rytm. Na najnowszej, solowej płycie Marca Coplanda znajduję wszystkie te elementy zestrojone na najwyższym poziomie. I właściwie tyle powinno wystarczyć za rekomendację albumu „Alone”, dalej powinna „mówić” już wyłącznie sama muzyka. No ale tak jak muzycy są od jej wykonywania, tak promotorzy i dziennikarze od opisywania wydarzeń muzycznych.

Dla mnie album ten zasługuje na miano wydarzenia! To muzyka, która jest kwintesencją stylu pianisty: niespieszna, refleksyjna, utrzymana raczej w molowych tonacjach niż w brzmieniach prostych i jasnych; zorganizowana wokół kwestii sonorystycznych – odcieni i faktury brzmień fortepianu; zawierająca w równej proporcji własne kompozycje pianisty, kilka standardów, jak i utwory Joni Mitchell czy Wayne’a Shortera.

Marc Copland należy do tych nowocześnie myślących pianistów, dla których błyskotliwa technika nie jest najważniejsza, skupia się raczej na tym, co słychać pomiędzy dźwiękami: wybrzmieniach, alikwotach, nastroju kompozycji. Oryginalnie stosowana pauza i chwile wyciszenia stanowią o jazzowej pulsacji utworów. To gra jakby do wewnątrz, kompletnie pozbawiona ataku i mocnej artykulacji rytmicznej. Jednak wyrażona w niezwykle zaangażowany emocjonalnie sposób, w tym Copland bliższy jest bardziej Jarrettowi, gra też odmiennie od Brada Mehldaua, który zdaje się wykonywać swoją muzykę w nieco bardziej zrelaksowany sposób.

Jednocześnie jest to pianista, który w równie czytelny sposób czerpie z dorobku Billa Evansa, elementem dodanym są wyraziste odniesienia do doświadczeń XIX i XX-wiecznej muzyki klasycznej, twórczości Debussy’ego, Ravela, Chopina – w szczególności nokturnów. Znajdziemy tu też idiomy znane nam z albumu „Maiden Voyage” Herbie’ego Hancocka, gdzie zasadniczy pomysł na muzykę wziął się z obserwacji natury i sposobu wyrażenia, poprzez nią, aury oceanu postrzeganego z nowojorskiego wybrzeża.

Jest to zatem muzyka bardzo przestrzenna, oparta o wybrzmienia niejednokrotnie dysonansowo postawionych akordów, tak charakterystyczna dla impresjonistów, zawsze jednak z wielkim wyczuciem w użycia interwałów. Najbliższa wspomnianych powyżej inspiracji jest znakomita autorska kompozycja Night Whispers, wykonana już wcześniej na świetnej płycie o tym samym tytule z jego New York Triem (Drew Gress na kontrabasie i Bill Stewart na perkusji). Wszystkie te inspiracje przeplatają się w niezwykle wysmakowany sposób, a zatem bez jakiejkolwiek dosłowności. W ten sam, niejako zawoalowany sposób, zagrane są melodie piosenek Joni Mitchell, pozostajemy tylko w aurze znanych tematów, a z odległego planu zdaje się docierać do nas charakterystyczny sposób frazowania wielkiej Joni.

To już trzecia solowa płyta w dorobku pianisty, po „Time Within Time” (Hatology, 2005) i „Poetic Motion” (Sketch, 2001), ta wyjątkowo jest nastrojowa, a poszczególne kompozycje tworzą jednolitą całość na kształt nieprzerwanego fortepianowego koncertu.

Autor: Andrzej Kalinowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm