Wytwórnia: CAM Jazz 78202

Angelica

Francesco Cafiso Quartet

  • Ocena - 4

Flower Is a Lovesome Thing; King Arthur; Angelica; December 26th; Peace; Scent of Sicily; Waiting For; Why Don’t I; Winter Sky
Muzycy: Francesco Cafiso, saksofon altowy; Aaron Parks, fortepian; Ben Street, kontrabas; Adam Cruz, perkusja







Kiedy jako 13-latek Francesco Cafiso zaproszony został do wspólnego grania przez Wyntona Marsalisa, kiedy nagrywał swoje pierwsze płyty spod piór krytyków i znających temat słuchaczy, padały słowa „wielki talent, ale czegoś brakuje”, „świetny instrumentalista, ale to wszystko, co gra już kiedyś było”. Inni, być może także zachwyceni jego talentem, ale mniej skłonni do wydawania wyroków, kunktatorsko doradzali, aby poczekać i zobaczyć, w co w przyszłości rozwinie się ten rzekomo rzadkiej urody kwiatowy pąk. Byli też tacy, którzy okrzyknęli młodego Włocha geniuszem i z ulgą odłożyli na półkę z dopiskiem „cudowne dziecko”, skrycie, ale z pełnym przekonaniem przesądzając, że w krótkim czasie zaginie on w odmętach historycznego niebytu.

Wraz z wydaniem najnowszej płyty Francesco Cafiso udowodnił, że wszystkie trzy grupy recenzentów w jakiejś mierze dały się przyłapać odpowiednio na: niekonsekwencji, małości i rutynie.

„Angelica”, nagrana tym razem w towarzystwie amerykańskiej sekcji rytmicznej, nie pozwala już opowiadać podobnych jak przed laty dyrdymałów. Argument, że muzyka Cafiso już kiedyś została zagrana, jawi się jako słaby już u swych podstaw. Wszystko już kiedyś było.

Free jazz, free improv również, a skoro tak, to konsekwentnie trzeba by odmówić prawa do artystycznego istnienia także i następnym pokoleniom uprawiającym ten ogródek do dziś i z uporem godnym lepszej sprawy. Czekać już też nie ma na co, ponieważ Cafiso z płyty na płytę (niestety większość na polskim rynku jest słabo dostępna) dawał dowody, że krystalizuje się w nim muzyk bardziej dorosły niż wskazywałby na to wiek i bardziej dojrzały niż wielu nawet znacznie starszych kolegów po fachu. W czeluściach historii też jakoś nie zaginął. Co więcej, nie stał się sfrustrowanym nastolatkiem, jak choćby pianista Sergio Salvatore, nie potrafiący unieść zarówno swojego talentu, jak i pokładanych w nim nadziei.

Życzę wszystkim, nawet znacznie starszym muzykom, aby z równą delikatnością dali radę zagrać Flower Is a Lovesome Thing Strayhorna, czy z podobną swadą sięgali po ellingtonowską, tytułową Angelicę albo Why Don’t I Sonny’ego Rollinsa. Życzę im również, aby choć raz w życiu dali radę napisać, a potem tak brawurowo wykonać utwór w rodzaju King Arthur czy Scent of Sicily.

Słuchaczom natomiast, tak na nowy rok, życzę, żeby mieli przez następne miesiące więcej okazji kontaktu z takimi muzykami jak Francesco Cafiso i płytami w rodzaju „Angelica”. Co prawda nie unosi się nad nią duch awangardy, ale fakt ten nie ujmuje nic klasie i jakości tej bajecznie zagranej muzyki.

Autor: Maciej Karłowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm