Wytwórnia: Justin Time JUST 211-2

Aurora

David Clayton-Thomas

  • Ocena - 3

Mercy Lord Above; Don’t Explain; Parchman Farm; This Bitter Earth; Gimme That Wine; A Visit From the Blues; Moonlight in Vermont; Wild Women & Po’ Boys; River; Lucky Old Sun; Lazy Bones; Night Be Kind
Muzycy: David Clayton-Thomas, śpiew; Doug Riley, fortepian, organy Hammonda, Wurlitzer, Fender Rhodes; Rob Piltch, gitara akustyczna i elektryczna; Jake Langley, gitara elektryczna; George Koller, kontrabas; Terry Clarke, perkusja; Brian Barlowe, instr. perkusyjne

To było objawienie. David Clayton-Thomas i Blood Sweat & Tears, rok 1969. Niezapomniane wszechświatowe hity tej formacji zdominowały na parę lat listy przebojów płytowych. Przypomnę: Spinning Wheel, Lucretia Mac Evil, You Made Me So Very Happy, When I Die, Hi-De-Ho – cały ciąg przebojów. Chociaż wbiły się one w światowy obieg hitów komercyjnych, to ze względu na jazzowe aranżacje i jaz-owy sposób wykonania były ewenementem.

Były to jednocześnie czasy ogromnej dominacji czarnych wokalistów – od Wilsona Picketta i Otisa Reddinga do Marvina Gaye’a i Raya Charlesa. Ich charyzmatyczne głosy mają siłę do dziś. Była potrzeba, być może nie zwerbalizowana, odkrycia białego śpiewającego „czarnym” głosem. Powszechny kompleks „czarnych” w naszych całkiem niedawnych czasach kazał nam widzieć w Gołocie Wielką Nadzieję Białych (tyle, że w boksie). Wtedy oprócz Joe Cockera właśnie David Clayton-Thomas był takim odkryciem. Na pewno ta charakterystyczna szorstkość jego głosu była nie ważnym powodem jego sukcesów. W ciągu czterech wyczerpujących lat Clayton-Thomas dwa razy próbował poradzić sobie bez BS&T, którzy z kolei próbowali zastąpić go... Czesławem Niemenem. No i skończyło się, jak to często bywa.

David nie przestał śpiewać, komponować, występować. Jednak dla fanów na świecie zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. I oto przypomina się skromnym albumem „Aurora”, wydanym w Toronto, skąd pochodzi. Na płycie są trzy jego kompozycje, oprócz tego garść standardów, czy może raczej evergreenów. Jego śpiew świadczy o tym , że nadal pozostaje pod wpływem czarnych wokalistów. Wygląda więc na to, że wszystko dobrze, ale... Płyta ma dwa poważne mankamenty – kompozycje mojego w końcu ulubieńca są zbyt miałkie jak na moje oczekiwania, szczególnie Wild Women & Po’ Boys mówi mi, że chciałby on jeszcze raz odnieść komercyjny sukces. To z kolei stoi w sprzeczności z resztą utworów wykonanych „za głosem serca”, co nie znaczy, że dobrze.

Ta druga zaś rzecz to maniera wokalna, którą bez przerwy słychać na tej płycie, i przez którą jestem zrażony do śpiewu Davida Claytona-Thomasa. O ile muzycy potrafili się pięknie zaprezentować, o tyle głównemu bohaterowi tego albumu zabrakło krytycznego spojrzenia na swą twórczość. Czy któryś z zaprzyjaźnionych muzyków mógłby to dla niego zrobić? Myślę, że nie. Posłuchajmy więc Davida Claytona-Thomasa takiego, jakim jest dziś. Czy wielki, czy nie –  na pewno jest bardzo zasłużony.

Autor: Tomasz Jaśkiewicz

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm