Wytwórnia: Legacy 88843019212 (dystrybucja Sony)

Bring It On; Guitar in the Corner; The Wall; Whenever You Come Around; Wives and Girlfriends; I Thought I Left You; Send Me a Picture; Used to Her; The Git Go (with Jamey Johnson); Band of Brothers; Hard to Be an Outlaw; Crazy Like Me; The Songwriters; I’ve Got a Lot of Traveling to Do

Muzycy: Willie Nelson, śpiew, trigger; Jim „Moose” Brown, fortepian, Wurlitzer; organy Hammonda B-3; syntezator; Mickey Raphael, harmonijka; Bobby Terry, gitara; Mike Johnson, Tommy White, steel guitar; Kevin „Swine” Grantt, bas; Eddie Bayers, Lonnie Wilson, perkusja

Recenzję opublikowano w numerze 7-8/2014 Jazz Forum


Band Of Brothers

Willie Nelson

  • Ocena - 5

Po flircie z jazzem i bluesem (płyty ze standardami, nagrania z Wyntonem Marsalisem, Erikiem Claptonem i Rayem Charlesem), po repertuarze swingowo-tanecznym, musicalowo filmowym, Willie Nelson, ikona amerykańskiej muzyki, nagrał doskonałą płytę w stylu country, bez żadnych jazzowych wpływów. Jego najnowszy krążek „Band Of Brothers” trafił od razu na pierwsze miejsce amerykańskiej listy country i na piąte miejsce listy z najlepiej sprzedającymi się płytami w USA publikowanej w tygodniku „Billboard”.

Nic dziwnego – to są świetne kompozycje, wspaniale interpretowane przez Nelsona (trzeba tylko nie mieć uprzedzeń do charakterystycznej barwy jego głosu), efektownie zaaranżowane, a pod względem technicznym, przejrzystości i klarowności perfekcyjnie wyprodukowane.

Willie dobry jest w balladach – jest ich tu sporo – i w utworach szybkich, bo potrafi swingować na swój sposób. Ale najlepiej czuje się w tempach średnich, pogodnie „bujających” – one są najbardziej charakterystyczne dla muzyki country. Średnie, niezbyt rozpędzone tempo życia najbliższe jest mieszkańcom stanów środkowych i południowych USA, w których muzyka country powstała i towarzyszy ich mieszkańcom od zawsze, od świtu do zmierzchu. Spokojne tempo, leniwe popołudnie, zachodzące nad górami słońce, szerokie pola ze stadninami koni, kępy drzew rozsadzone na zielonych trawach, szeroki wygodny dom z balkonami, eleganckie limuzyny typu Chevrolet

Capice i przydatne dostawcze pickupy. Słuchając piosenek Nelsona mam taki widok, znany z filmów, powieści Faulknera, Steinbecka, i innych epickich amerykańskich prozaików i poetów. W tle musi być kobieta – w tle, bo na pierwszym miejscu jest miłość do ziemi, przyrody, tradycji, historii, a nawet… koni.

Podobnie jak u Johnny’ego Casha, Marty’ego Robbinsa, Krisa Kristoffersona, czy Gartha Brooksa to są podstawowe elementy muzyczno-słownego sposobu wypowiadania się, to jest wpisane w ich życie, twórczość i dorobek.

Ta płyta „chwyta” od pierwszego utworu, to jest czyste country, bez naleciałości folkowych, rockandrollowych, bluesowych, czy jazzowych, najlepszy produkt, jaki teraz, w XXI wieku możemy otrzymać z tego gatunku muzyki. Wszystko jest osadzone mocno w tradycji, ale w pełni nowoczesne brzmieniowo, stary, zamulony głos, wiecznie trwająca młodość, jak u Boba Dylana, gdzie wyznacznikiem linii życia jest tytuł piosenki Forever Young. Życie bez upiększania; ani śladu glamu, tandety. Twarz stara, pomarszczona, nieogolona, fotografowana specjalnie niechlujnie, tradycyjny strój wiecznego wędrowca, kowboja z jego „a cowboy’s work is never done”, ale młode serce, współczesna myśl, sympatia dla świata, podparta doświadczeniem, wiekiem, przeżytymi rozczarowaniami i radościami.

Mimo swych 77 lat, mimo ogromnej kary, którą spłacał przez kilka lat za niepłacenie podatków, Willie Nelson nadal jest aktywny, życzliwie nastawiony do świata i twórczy artystycznie.


Autor: Marek Gaszyński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm