Wytwórnia: 4ever Music 045

Belcanto Semplice

Krzysztof Herdzin

  • Ocena - 5

Let the Story Begin; Cashmir Carpet; Hymn to Adam and Eve; Shangri Fa; Keith and His Teeth; Take Care of Someone; Imaginary Diary; That’s All I Have; End of the Fairytale
Muzycy: Krzysztof Herdzin, fortepian; syntezatory; sampler, perkusja wirtualna; Marek Podkowa, saksofon tenorowy, sopranowy, EWI; Zbigniew Wegehaupt, kontrabas; Cezary Konrad, perkusja

Większość krytyków omawiając tę płytę zajmie się zapewne jej tytułem i akcentować będzie jej spokojny, choć nie zawsze balladowy charakter. Ja, zachwycając się wielością cudownych szczegółów, chcę jeszcze podkreślić znakomicie wyważoną formę całości. Bo nie jest to po prostu zbiór „spokojnych kawałków”, lecz wspaniale wyważona, zakomponowana całość. Krzysiowi udało się z dziewięciu różnych utworów ułożyć rodzaj suity, w której każda część jest autonomiczna, a jednocześnie stanowi dopełnienie poprzedniej. Czasem jest to dopełnienie przez kontrast, ale znakomicie się słucha tych utworów po kolei, po każdej kodzie oczekując następnego. Bardzo rzadko trafiam na płytę, której mogę wysłuchać od razu w całości, a ta właśnie do nich należy.

Pierwszy utwór jest rodzajem krótkiego preludium (wstępu, a raczej może uwertury?) do wszystkich następnych, do całego albumu. Grany tylko na fortepianie, doskonale wprowadza w obowiązujący tu wszędzie spokojny nastrój. Ale proszę sobie nie wyobrażać, że ten klimat tworzą wyłącznie rozlewne frazy i dźwięki. Dzieje się tu bardzo wiele, i od strony kompozycji, i od strony aranżacji, a także od strony wykonawczej. Mimo przyjętej konwencji są to utwory prawdziwie jazzowe, grane perfekcyjnie przez najlepszych muzyków. W tym miejscu należy pozachwycać się wspaniałymi solówkami Zbigniewa Wegehaupta, cudownym akompaniamentem Czarka Konrada i niezwykle oryginalnymi improwizacjami Marka Podkowy, które po prostu mnie zdumiały. Tak, to wszystko tam jest, ale musicie Państwo sami tego posmakować.

W poszczególnych utworach rozpoznać można style muzyczne, które Herdzin lubi, którymi się bawi, ale naśladując je, zawsze pozostaje oryginalny. Znajdujemy tu na przykład kompozycję przywodzącą na myśl najlepsze utwory Oregonu – Shangri Fa, gdzie świetnie dobrane i znakomicie wykorzystane instrumenty perkusyjne (tabla) tworzą niezwykle „smaczną” i kolorową przestrzeń. Znakomity wydał mi się pomysł, by temat na początku zagrał kontrabas, a na końcu saksofon sopranowy. Za każdym razem to inna muzyka!

Jest też tu wspaniałe solo fortepianu (co za przestrzeń!) i kapitalne solo sopranu. Początek Keith and His Teeth rzeczywiście przywodzi na myśl muzykę Jarretta (tę sprzed wielu lat, kiedy nagrywał z Garbarkiem), a dalej to jakby leciutki pastisz produkcji GRP i bardzo przypomina też Yellowjackets. Imaginary Diary (z niezwykłą solówką na EWI) nawiązuje świadomie – jak wskazuje dowcipny tytuł do pomysłów rytmicznych i harmonicznych Pata Metheny’ego.

Take Care of Someone i That’s All I Have wykonane są przez przepięknie brzmiące akustyczne trio. Takie „ograniczenie” środków podziałało znakomicie. Te utwory pasują do innych, bogato zaaranżowanych, stanowiąc jednocześnie perełki „klasycznie brzmiącego składu jazzowego”. W drugim z tych utworów znów mamy do czynienia z pomysłem, by kontrabas grał temat, który na końcu wykonuje fortepian. Ten prosty wydawałoby się zabieg (możliwy do zrealizowania tylko z najlepszym basistą) powoduje, że utwór nie nuży, a długa forma wykazuje wyraźny rozwój, nie będąc prostym ustawieniem: temat – improwizacje – temat.

W ostatnim utworze End of the Fairytale po impresjonistycznym wstępie główna melodia jest prowadzona przez „obój” (EWI?). Pobrzmiewa tu muzyka klasyczna, symfoniczna i kameralna. Tytuł jest dla mnie po prostu symboliczny – tak, to już koniec bajki, którą opowiedział nam Herdzin przy udziale trzech jeszcze muzyków.

Ta płyta wydaje mi się szczególna w całej polskiej dyskografii jazzowej i należy mówić o niej w samych superlatywach. Świetnie nagrana prze Tadeusza Mieczkowskiego, jest nie tylko wytchnieniem, ale też znakomitą, wysokiej klasy rozrywką.
By móc prawdziwie docenić muzyczny kunszt Herdzina, nie wystarczy zestawić obok siebie dwóch ostatnich, zupełnie różnych jego płyt (ta poprzednia, „Live In Tygmont”, to nagranie jego tria z wirtuozowskimi popisami na skalę co najmniej europejską). To najbardziej wszechstronny muzyk, jakiego znam: wirtuoz fortepianu, świetny kompozytor i aranżer, specjalista od brzmień komputerowych (i tzw. aranżacji komputerowej), a także kompozytor muzyki bardziej poważnej, pisanej na składy kameralne i na orkiestrę. Herdzin potrafi (i zna) wszystko. Przeglądając światową współczesną twórczość muzyczną można znaleźć zaledwie kilka podobnych postaci.
Określenia w rodzaju „to taki nasz polski Corea” nie oddają w pełni klasy tego muzyka. A że nie jest jeszcze znany na świecie? Na razie…

Autor: Ryszard Borowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm