Wytwórnia: Blue Note 3546176 (dystrybucja Universal)

Why Can’t We Live Together
Bright Eyes
Too Damn
Track 9 – Live
World Weeps – Live
Pilgrimage
Epistrophy
Sunshine Superman


Muzycy:
Lonnie Smith - organy Hammonda
Jonathan Kreisberg - gitara
John Ellis, saksofon tenorowy
Jason Marshall - saksofon barytonowy
Sean Jones - trąbka
Robin Eubanks - puzon
Johnathan Blake - perkusja
Iggy Pop, Alicia Olatuja - śpiew 

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2021


Breathe

Dr. Lonnie Smith

Kto by się spodziewał, że Iggy Pop wystąpi na płycie jazzowego organisty, Dr. Lonnie’ego Smitha? Pojawił się na koncercie Smitha i tak, od słowa do słowa, po kilku miesiącach obaj weterani wylądowali w studiu. Iggy Pop – mający już na koncie jazzowe doświadczenia przy nagrywaniu „Loneliness Road” Jaimie’ego Safta – radzi sobie nie najgorzej, choć miał ponoć podczas sesji problemy, aby odnaleźć się rytmicznie w muzyce zespołu. Lepiej wypada w otwierającym album Why Can’t We Live Together, gdzie nie musi sięgać zbyt wysokich dla siebie rejestrów; zresztą właśnie niewymuszona naturalność najbardziej spodobała się Smith­o­wi w śpiewaniu Popa.

Jednak nie czyńmy rockowego gwiazdora bohaterem tej płyty, bo przecież nim nie jest. Poza dwoma utworami z Iggym Popem album wypełnia materiał koncertowy, nagrany w 2017 roku podczas serii koncertów na 75. urodziny Lonnie’ego Smitha w klubie Jazz Standard w Nowym Jorku. Pod tym względem „Breathe” to de facto sequel koncertowego „All In My Mind” sprzed trzech lat. Mniej tu koncertowych emocji, więcej zrelaksowanego groove’u i kołyszącego swingu, ale to nie konwencja – zupełnie niezaskakująca – jest wartością tej płyty. To solistyczne możliwości Smitha są właściwie niewyczerpane. Nie dlatego, że harmonicznie są aż tak wyrafinowanie nowoczesne, bo nie są, po prostu organista jest mistrzem frazy, rzucanej niekiedy niby od niechcenia, gwałtownego przyspieszenia (jak w leniwie płynącym bluesie World Weeps), improwizacji jako pełnej zaangażowania rozmowy nie tylko z zespołem i z samym sobą, ale i odbiorcą.

Sporo tu gotowych zwrotów rodem z R&B, ale też tę odrobinę hammondowego efekciarstwa Smithowi wybaczamy (a nawet, przyznajmy, trochę na nie liczymy). Niewielka sekcja dęta (między innymi Robin Eubanks na puzonie) w lapidarny, ale inteligentny sposób punktuje i komentuje akcję, na pierwszy plan wysuwając się w Track 9 Epistrophy: pomysłowo zaaranżowanych, chyba najciekawszych na płycie (a przy okazji zabójczo funkowych).

Czy „Breathe” jest płytą, która – poza piosenkami z Iggym – stawia legendarną postać Smitha w nowym świetle? Nie jest. Formuła „dla każdego coś miłego” nie jest najlepszą receptą na spójny koncepcyjnie album. Ale komu mamy dawać taryfę ulgową, jak nie starym mistrzom. Cieszmy się każdym dźwiękiem, jaki rejestrują. Lonnie Smith jest przecież niczym wiekowy bluesman – niezależnie od repertuaru i aktualnej formy ma swój sound, który słuchaczy fascynuje najbardziej i którego nikt mu już nie zabierze.

Autor: Tomasz Gregorczyk

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm