Wytwórnia: Agora JO404-RPK

Chopin/Jagodziński

Andrzej Jagodziński Trio

  • Ocena - 4

Sonata b-moll op. 35; Nokturn f-moll op. 55 nr 1
Muzycy: Andrzej Jagodziński, fortepian; Adam Cegielski, kontrabas; Czesław „Mały” Bartkowski, perkusja


„Wzbraniałem się, bo kiedy zaczyna się mówić o ’Chopinie interpretowanym przez jazzmanów’ nie sposób nie poruszyć pewnych spraw zasadniczych. Natomiast sprawy zasadnicze warto poruszać tylko, jeżeli ma się nadzieję kogoś przekonać…”


To trawestacja początku eseju Czesława Miłosza, a nazwisko Sienkiewicza pozwoliłem sobie zamienić na Chopina. Ten cytat doskonale odpowiada temu, o czym chciałbym napisać. Ta niezwykła płyta sprowokowała mnie (i przypuszczam, że pobudzi każdego uważnego słuchacza) do poważnych rozważań na temat „muzyki w muzyce” – naśladownictwa i przeróbek, jakie obserwujemy we współczesnej twórczości. To zjawisko istniało zawsze i niezwykle interesująca wydaje mi się dyskusja nad granicami zapożyczeń w sztuce.

Trio Andrzeja Jagodzińskiego znane jest już powszechnie z wykonań zaaranżowanych na jazzowo tematów Chopina. Ich muzyka zdobyła sobie wielką popularność nie tylko dlatego, że była świetnie wykonana, ale także dlatego, że była z bardzo wielkim smakiem zaaranżowana. Właśnie sposób opracowania ma w takich wypadkach decydujące znaczenie. Wszystko, co robił Jagodziński odznacza się wielkim smakiem, byłem więc niezmiernie ciekaw, jak opracował chopinowską sonatę. Zwracam uwagę, że jest to opracowanie „wyższego rzędu”, to znaczy dotyczące jeszcze innych elementów muzyki niż zwykle. Pierwszy stopień aranżacji to opracowanie poszczególnych tematów, łącz-ników i motywów. Pan Andrzej zrobił to tak, jak do tej pory: zmienił nieco rysunek melodii (ale tak, by była rozpoznawalna), rytm, zmienił nieco harmonię.

Jest to eleganckie, lekkie, a czasem dowcipne. Ale, by uzyskać formę sonaty, należy to wszystko połączyć w całość i to jest drugi stopień aranżacji – bardzo trudny moim zdaniem i ogromnie ważny! Jazz nie posługuje się dużymi formami, wszystkie tego typu próby są ewenementem, choć oczywiście są podejmowane.

I w takiej wyjątkowej kategorii należy widzieć najnowsze dzieło Andrzeja Jagodzińskiego. Adaptacja znakomicie się powiodła! Jest tutaj mnóstwo odcinków o różnych tempach, fermaty i zwolnienia, słowem bardzo duże zmiany dynamiczne i agogiczne. Dla niektórych odbiorców tego typu zabiegi są zaprzeczeniem jazzu, muzyki rozrywkowej i rytmicznej, wypełnionej stałym pulsem. Ale jazz ma rozmaite oblicza, muzyka może także nie być jazzem, lecz być silnie nasycona jego elementami.

Tak jak powiedziałem, kluczowe znaczenie ma aranżacja. Przy opracowaniu należy podjąć decyzję, kiedy gra kontrabas z lewą ręką, a kiedy realizuje tylko harmoniczny podkład, kiedy i w jaki sposób dodać perkusję, żeby nie była tylko dodatkiem, kolorem i logicznie dobarwiała muzykę (co bywa znacznie trudniejsze od normalnego grania), kiedy i na jakim podkładzie harmonicznym włączyć improwizacje. Daje to mnóstwo możliwości, a zarazem każdy taki element źle wykonany może zniszczyć utwór.

Są tu partie melodyczne przeznaczone na kontrabas (np. bardzo ważne łączniki w drugiej części), ogromne solo łączące drugą i trzecią część sonaty. Jest świetne, „melodyczne” solo perkusji będące łącznikiem między trzecią i czwartą częścią sonaty. Są pyszne pomysły ryt-miczne, jak na przykład temat marsza żałobnego na 6/4.

Choć niekoniecznie celem recenzji musi być ocena, czy porównanie, to jednak każda recenzja przynosi ze sobą jakieś wartościowanie, trudno je pominąć. Według jakich kryteriów oceniać chopinowskie aranżacje? Padają też pytania czy można, czy należy takie rzeczy z klasyką robić?

Tutaj decydującą sprawą jest poziom artystyczny – poziom aranżacji i wykonania. W przypadku Sonaty b-moll Chopina, choć zadanie wydawało się karkołomne, wypadło to przekonująco. Oczywiście można próbować „czepiać się” szczegółów. I tak na przykład nieco mnie razi wstępne tremolo perkusji kojarzące się (może to wina moich doświadczeń?) z rozpoczęciem przedstawienia, lub koncepcja zagrania środkowej części marsza w zespołowym ad libitum przeprowadzona tak długo (sam ten fragment trwa blisko cztery minuty!). Ten ostatni fragment wydaje mi się zbyt mało jazzowy… Natomiast zupełnie nie rażą mnie „jazzowe dodatki” i uproszczenia (choć grane są też swobodnym rytmie ad libitum) w dodanym jeszcze po sonacie Nokturnie f-moll op.55 nr 1. Tutaj partia solowego fortepianu wydaje się od początku do końca jazzowa.

Chcę koniecznie zwrócić uwagę na znakomite brzmienie każdego instrumentu i całego zespołu. To zasługa mistrza – inżyniera dźwięku, Tadeusza Mieczkowskiego. Wszyscy zrobili bardzo interesującą, a miejscami po prostu piękną płytę.

Autor: Ryszard Borowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm