Wytwórnia: Universal Music Polska 65884768

Chopin Shuffle

Levity

  • Ocena - 4.5

CD 1 – The Funniest Joke in the World; Canis Major; Fashion Victims; Ticking Love; Kolberger; Grave; Riff ’49 (Chant of the Plants); Sans Voix; Ciepło; Tempus Fungus; Elephant vs Lion; 16 Tons?
CD 2 – Humans; Keya; Take Me to the Woods; Hommage á Emil Zatopek; A Miracle; Mchy; We Also Have Snow in Poland; In C; Hennesey; Passacaglia – Animals; Interludium; Finale – Spirits
Muzycy: Jacek Kita, fortepian, pianet, syntezatory, sampling; Piotr Domagalski, kontrabas, gitara basowa, szklanka, papier, odgłosy; Jerzy Rogiewicz, perkusja; Toshinori Kondo, trąbka elektryczna (2, 3, 11, 12,15, 20, 21, 22, 24); Gaba Kulka, śpiew (8); Raphael Rogiński, gitara elektryczna (6); Grzegorz Uzdański, tekst, recytacja (9); Tomasz Duda, saksofon barytonowy (12, 22)

Opis tego dwupłytowego albumu rozpocznę od trzech słów: jestem pod wrażeniem! W zasadzie mógłbym jeszcze dodać, iż pod wrażeniem „do kwadratu”, bowiem to, co zrobili muzycy spod szyldu tria Levity, z gościnnym udziałem ekscentrycznego japońskiego mistrza trąbki oraz uznanych postaci polskiej sceny obrzeży jazzu i alternatywy, potwierdza moją teorię, że polski jazz ostatnich lat siłą stoi. Gdyby chcieć opisać te 24-utworowe indeksy (album jest dwupłytowy) szczegółowo wgryzając się w kolejne interpretacje, to pół numeru JAZZ FORUM poświęcilibyśmy wyłącznie temu wydawnictwu. To zaś świadczy, że autorzy tego niesztampowego albumu zrobili coś więcej, niż tylko przełożyli chopinowskie preludia z opusu 28. na język jazzu. Oni znaleźli klucz do tego, jak pewne smaczki ukryte w dziełach mistrza Fryderyka potraktować jako inspirację, bywa że tak głęboko ukrytą, że musimy się bardzo wsłuchiwać.

Niekiedy puszczają do nas filuternie oko (Ciepło), kiedy indziej dotykają po mistrzowsku klimatów á la Laurie Anderson  (prawdziwy popis Gaby Kulki w Sans Voix, już w samym tytule widać dowcipną przekorę). Na tym tle z całkiem innej bajki zdaje się być Grave, urastając dzięki zjawiskowej grze Rogińskiego do perły albumu. To gitarowa sztuka równa dokonaniom Ribota czy Sharpa. A może i bardziej intrygująca? Nie gorzej oceniam tu również Tempus Fugit dzięki hipnotycznej, transowej konwencji przełamywanej smacznymi interwencjami fortepianu Jacka Kity. Paradoksalnie ta właśnie kompozycja (jak i Mchy) mogłaby promować niniejsze wydawnictwo w rozgłośniach od jazzu stroniących, acz dopieszczających rzeczy wartościowe.

Problem w tym, że o „Chopin Shuffle” było dosyć głośno w chwili premiery albumu, jednak bardziej na fali tegorocznych jubileuszowych obchodów niż w konwencji radości z faktu, że w Polsce ukazał się kolejny album trzymający normy światowych produkcji. Inna refleksja towarzysząca tej muzyce to fakt, że obecność Toshinori Kondo, bezwzględnie promocyjnej lokomotywy albumu, nie przytłoczyła czy zdeterminowała ostatecznego brzmienia płyty. Trąbka, tradycyjnie przetworzona u niego elektronicznie, nie dominuje, stając się raczej barwą, oddechem, jednym z wielu elementów układanki (vide: Elephant vs. Leon czy In C).

Są jednak tu również rzeczy, które moim zdaniem rozbijają formę, jak choćby otwierający dysk drugi Humans czy bardziej żart niż forma Homage á Emil Zatopek. Cóż, „szybko” czy „połamane na siłę” niekoniecznie musi oznaczać „fajne”. Takie „inności” w pełni rekompensują znajdujące się tuż obok Take Me to the Woods – bardziej mini suita niż klasyczna interpretacja tematu (kolejny majstersztyk na płycie).

Na temat „Chopin Shuffle” napisano w ostatnim czasie sporo. Wystarczy wpisać co trzeba w internetową wyszukiwarkę i zostajemy zasypani informacjami, opiniami, ocenami. Niestety, można zauważyć, że z racji na słowo „Chopin” w tytule, wielu krytyków (tylko bez nazwisk proszę!) nagle stało się znawcami jazzu, choć jazz jest bez wątpienia ich piętą achillesową. A to – niestety – smuci. Przychodzą mi do głowy sparafrazowane słowa hitu Jerzego Stuhra: „Pisać o jazzie każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, a i nie o to chodzi, jak co komu wychodzi”.  Tym samym ordynuję wszystkim wysłuchanie tego albumu, choćby po to, aby posłuchać, jak fajne rzeczy można w Polsce nagrywać. Jak można sięgając po chopinowską spuściznę, nie paść na kolana.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm