Wytwórnia: Warner Music 9362496359

Clapton

Eric Clapton

  • Ocena - 3

Travelin’ Alone; Rocking Chair; River Runs Deep; Judgement Day; How Deep Is the Ocean; My Very Good Friend the Milkman; Can’t Hold Out Much Longer; That’s No Way to Get Along; Everything Will Be Alright; Diamonds Made From Rain; When Somebody Thinks You’re Wonderful; Hard Times Blues; Run Back to Your Side; Autumn Leaves

Nie zdążyłem odpakować płyty, a już Polskie Radio w coniedzielnym programie przedstawiło wybrane trzy kawałki z odpowiednim komentarzem. Zdałem więc sobie sprawę, że dla fanów Erica Claptona czas, który upłynął od jego ostatniej płyty, czyli całe pięć lat, był czasem wyczekiwania. Ten studyjny album wyraża inklinacje Claptona, jego upodobania do muzyki sprzed lat, nawet z epoki jego dziadków. Można powiedzieć, że znów nagrał jakby „Back Home” w sensie powrotów do muzycznych klimatów z dzieciństwa i młodych lat. Z tego często się wyrasta, ale w przypadku Claptona tak się nie stało. Jak twierdzi, nigdy nie lubił muzyki dla dzieciaków, jednorazowych nowinek, a gdy ma ochotę czegoś posłuchać, nieodmiennie wraca do starszych kawałków.

Tak więc mamy tu odzwierciedlenie tych preferencji w utworach między innymi takich kompozytorów jak Irving Berlin, Fats Waller, Johnny Mercer i Hoagy Carmichael. Znajdziemy tu także wykopane z przeszłości wiejskie bluesy, kawałki jakby „przegapione” – niektóre w charakterze nowoorleańskiego jazzu tradycyjnego, są też oryginalne kompozycje niektórych bohaterów tego przedsięwzięcia.

J.J. Cale, kompozytor słynnego utworu Cocaine, miał być w zamierzeniu Claptona wiodącą postacią tego projektu. Kiedy jednak zapoznał się z tymi planami, bez wahania porzucił ekipę – taką ciekawostkę zasłyszałem we wspomnianej audycji. J.J. Cale zostawił po sobie tylko dwie kompozycje, obie w stylu, jaki z nim kojarzymy. Drugą postacią, której Clapton w dużym stopniu powierzył wyraz swej płyty, jest Doyle Bramhall II, gitarzysta i koproducent, także długoletni przyjaciel. Oprócz niego zaufaniem zostali obdarzeni muzycy sesyjni: perkusista Jim Keltner, basista Willie Weeks i keyboardzista Walt Richmond, do nich zaś dołączyły takie gwiazdy jak Cale, Wynton Marsalis, Sheryl Crow, Allen Toussaint i Derek Trucks. Jest też mój ulubieniec Steve Winwood, z którym Clapton często i chętnie występuje, co można obejrzeć co jakiś czas w jednej z naszych stacji TV.

Pomimo tych perturbacji, powstała płyta, której dobrze się słucha. Trzeba po prostu przyjąć za dobrą monetę tę nieskomplikowaną muzykę. Całość jest lekko wyciszona, z pewnością intencjonalnie skrojona w taki właśnie sposób. Nie ma tu desperackich starań o dynamikę, czy zaprezentowanie szaleńczych popisów. Eric Clapton w ciągu długiej kariery wypracował sobie pozycję pozwalającą mu grać co chce, z kim i kiedy chce. Często na tej płycie oddaje kierownicę w zaufane, choć obce ręce. Nic na tym nie tracimy, gdyż w jakiś dziwny sposób utwory nie tracą „claptonowskiego” charakteru. Tak właśnie przejawia się to bogactwo latami gromadzonych doświadczeń, zarówno w studiu jak i na estradzie.

Z tego projektu Rocking Chair i When Somebody Thinks You’re Wonderful pasują Claptonowi na tyle, by wykonywać je podczas koncertów, ja wyróżniam kompozycję Irvinga Berlina How Deep Is the Ocean z trąbką Marsalisa, który gra tu powściągliwie i wyraźnie dostosowuje grę do reszty (tym niemniej jest to bardzo piękne solo), na koniec zaś wykonuje kilka nut ze swoich skal. Jeszcze zauważę Autumn Leaves Józefa Kosmy, takie nieudziwnione wykonanie dobrze eksponuje wszystkie oryginalne walory tego utworu, bezlitośnie poddawanego modyfikacjom, dobrze jeśli jazzowym.

W wielu utworach biorą udział bardzo liczne instrumenty, smyczki, dęte, zdublowane organy, kilka gitar oczywiście, np. w River Runs Deep mamy dziesięciu wymienionych muzyków plus sekcja smyczkowa – mały tłum, jednak uniknięto „przegrzania” i cała sekcja ma świetne brzmienie.

Myślę, że Eric Clapton nie szukał okazji, by zabłysnąć w swych nowych kompozycjach – stojąc jakby na drugim planie i tak zdominował płytę. W tych „coverach” z pewnością odkrył dla siebie coś nowego, być może nawet coś nieoczekiwanego.

Nazywany już to „Slowhand”, już to „God”; pomiędzy tymi skrajnościami jest Clapton taki jaki jest – jak na tej płycie.

Autor: Tomasz Jaśkiewicz

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm