Wytwórnia: Futur Acoustic F209 (CD + DVD)

From Billie Holiday to Edith Piaf – Live In Marciac

The Wynton Marsalis Quintet & Richard Galliano

  • Ocena - 5

La Foule; Them There Eyes; Padam... Padam; What a Little Moonlight Can Do; Billie; Sailboat in the Moonlight; L’Homme a la Moto; Strange Fruit;  La Vie En Rose
Muzycy: Wynton Marsalis, trąbka; Richard Galliano, akordeon; Walter Blanding, saksofony, klarnet; Dan Nimmer, fortepian; Carlos Henriquez,  kontrabas; Ali Jackson, perkusja





Długo zastanawiałem się, jak w kilku słowach streścić ten album, aby nie popaść w zbyt wydumane stwierdzenia czy patos. I ostatecznie przyszło mi do głowy, że najlepiej jego klimat i energię odda stwierdzenie, że koncertowa rejestracja Kwintetu Marsalisa z udziałem mistrza białych i czarnych guzików – Richarda Galliano to  pochwała prostoty, melodyjności i radości muzykowania. Bo taka właśnie jest ta płyta! Łączy w jedność stylistykę lekkich francuskich piosenek, prawdziwych szlagierów spopularyzowanych przez Edith Piaf  z mrocznym i pełnym bólu światem Billie Holiday. Z jednej strony lekkie walczyki jak Padam… Padam, balansujące między klasyczną wersją tej piosenki a wolnym od wydumania swingiem, z drugiej ociekająca bólem i łzami interpretacja Strange Fruit.

Ta ostatnia to prawdziwa rewelacja albumu, przywołująca duchy czasów, o których opowiada ta jedna z najbardziej wstrząsających pieśni jazzu. Artyści, mając świadomość jej ciężaru, zadali sobie trud uczynienia zeń czegoś na kształt małej suity, gdzie nowoorleański funeralny marsz miesza się z klasterami bliskimi muzyce współczesnej i freejazzowi. Jednak solą tej wersji jest to, że wszyscy muzycy kilkakrotnie w mrocznym murmurando kreując temat dają tło do popisu Marsalisowi. Ten zaś dźwiękiem swej zmutowanej trąbki (na specjalnym pulpicie ma arsenał ośmiu tłumików!) przywołuje na scenie świat typowych dla czarnych protest songów okrzyków, zaśpiewów i łkań. Wierzcie mi, to wprost fenomenalne. Ciarki chodzą po plecach (Blanding w tym czasie kontrapunktuje trabkę Wyntona melizmatami klarnetu).

Można kochać Marsalisa bądź nienawidzić, jednak jego kunszt i fenomenalna świadomość niezbędnych w danej chwili środków wyrazu muszą budzić respekt. To muzyk totalny! Na finał artyści dają nam próbkę jazzowego synkretyzmu, gdzie słynna La Vie En Rose zagrana na modłę lekkiej bossy, z soczystymi improwizacjami Wyntona i Blandinga zdaje się być klamrą, rekapitulacją idei koncertu, który: a) przywołał pamięć tego, że onegdaj jazz wywodził się ze śpiewanych tematów-piosenek; b) piękne melodie bronią się same; c) świetny pomysł na projekt to połowa sukcesu.

Jest jeszcze coś. Otóż postać Piaf  i Holiday łączy pewien wspólny mianownik – dramat postaci. Choć dzieli je status życia, ten który z jednej uczynił osobę żyjącą w świecie segregacji rasowej, a drugą opływającą w luksusach postać z pierwszych stron gazet, to jednak obie łączy tragizm. Każda na swój sposób poobijana przez życie, podaje własne serce na dłoni na scenie, przed ludźmi, dokonując swoistego emocjonalnego striptizu. Obnażając uczucia i pragnienia. I tę wspólnotę  dusz obu artystek Marsalisowi, Galliano i ich kompanom udało się w ten jeden festiwalowy wieczór w francuskim Marciac pokazać.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm