Wytwórnia: Zbigniew Seifert Foundation CD-FZS-5
Highlander on the Trip
Jazz Babariba
Memento
Piesń
Roksany
First Waltz
Medium
Obercology
Dla M.D.
Turbofolk
Muzycy: Dawid
Lubowicz, skrzypce, skrzypce 5-strunowe; Krzysztof Herdzin, fortepian,
akordeon, flet; Robert Kubiszyn, kontrabas, gitara basowa, gitara tenorowa;
Łukasz Żyta, perkusja; gościnnie: Jacek Kotlarski, śpiew; Tomasz Kałwak, instr.
klawiszowe
Recenzja opublikowana w Jazz Forum 7-8/2018
W 1974 roku po wydaniu albumu „Relayer” muzycy zespołu Yes – wszyscy, bez wyjątku – zajęli się nagrywaniem płyt solowych. Wydaje się, że w szeregach Atom String Quartet nadszedł podobny czas – i choć Michał Zaborski jeszcze się ociąga, to pozostała trójka realizuje w ostatnich miesiącach swoje autorskie pomysły. Mateusz Smoczyński i Krzysztof Lenczowski zdecydowali się zaprezentować swoje umiejętności w formie solowych recitali. Dawid Lubowicz wybrał inną drogę, zapraszając do współpracy doskonałe trio muzyków, mogące zbiorczo wylegitymować się więcej niż solidnym dorobkiem na jazzowej scenie. I nagrał po prostu dobrą płytę.
Otwierający całość Highlander on the Trip w sposób wyrazisty przypomina o rodzinnych tradycjach Lubowicza i miejscu, z którego pochodzi (płycie patronuje zresztą Burmistrz Miasta Zakopane). Przypomina w sposób lekki i zwiewny, wpisując się w trwającą już kilka dekad tradycję łączenia polskiego jazzu z zabłąkanymi owieczkami (ba, gdyby wokalne unisono w wykonaniu Jacka Kotlarskiego podmienić na Urszulę Dudziak, mielibyśmy Polish Bacę II). Ale te korzenie – lider powraca do nich jeszcze w zamykającym całość Turbofolku – to tylko punkt wyjścia do dalszych opowieści, będących podsumowaniem kilku lat przymiarek do nagrań tego materiału. Autorskie kompozycje Lubowicza (uzupełnione na płycie o Pieśń Roksany Karola Szymanowskiego) cechuje duża dbałość o ciekawy materiał melodyczny – vide poruszające Memento z pięknym unisonem pięciostrunowych skrzypiec i basu Roberta Kubiszyna czy spadający niczym górski wodospad motyw przewodni Medium. Nie można także pominąć zgrabnych partii solowych – lider improwizuje w sposób idealny, wiedząc, że mniej zazwyczaj znaczy lepiej. Pozostawia niezbędny oddech, nie wypełnia całym sobą przestrzeni utworu (czego nie można powiedzieć o niektórych solowych popisach Krzysztofa Herdzina na tym krążku). Szkoda, że podobnej metody nie zastosował podczas selekcji materiału – album spokojnie mógłby się obyć bez przeciętnych Jazz Babariba i First Waltz, zyskując na dramaturgii całości i eksponując tak dobre momenty jak Obercology czy eteryczne i rozmarzone Dla M.D.
Czasami po kilku latach egzotycznych wypraw ma się ochotę na podróż w doskonale znane miejsca. Choćby po to, żeby zobaczyć jak się zmieniają w czasie. „Inside” to właśnie taka pocztówka ze świata jazzu, który doskonale znamy. Album, który nie rości sobie pretensji do odkrywania nowych lądów, ale to, co nam bliskie pokazuje z nieco innej perspektywy. To w zupełności wystarcza.
Autor: Michał Wilczyński