Wytwórnia: Columbia 88985436482 (dystrybucja Sony)


When We Were Young
Déjà Vu
The Last Refugee
Picture That
Broken Bones
Is This The Life We Really Want?
Bird in a  Gale
The Most Beatiful Girl
Smell the Roses
Wait for Her
Oceans Apart
Part of me Died

Muzycy: Roger Waters, śpiew, bas, gitara akustyczna; Nigel Goodrich, instr. klawiszowe, gitara; Jonathan Wilson, gitary, instr. klawiszowe; Roger Manning, Lee Pardini, instr. klawiszowe; Joey Waronker, perkusja; i inni


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 7-8/2017


Is This The Life We Really Want?

Roger Waters

  • Ocena - 4

To jest wydarzenie! Już właściwie przestaliśmy wierzyć, że Roger Waters wyda nową płytę z piosenkami. Ostatni album o takim charakterze, słynny „Amused To Death”, ukazał się przecież w 1992 r., 25 lat temu! To cała epoka – wielu z dzisiejszych fanów Watersa, śpiewających z nim na koncertach ponadczasowe wersy z „The Wall”, nie było wówczas jeszcze na świecie.

Od kilku miesięcy pojawiały się wieści o nowym materiale basisty i wokalisty Pink Floyd. Traktowaliśmy to wszystko z lekkim przymrużeniem oka, wszak nieraz już takie wiadomości okazywały się kaczką dziennikarską. Kiedy jednak w Internecie pojawił się utwór Smell the Roses, a wkrótce potem firma Sony podała oficjalny termin wydania albumu, wiadomo było, że coś jest na rzeczy. No i wreszcie „Is This The Life We Really Want?” trafiła na półki sklepowe. Jaka jest ta nowa płyta? Czy warto było tyle czekać? Czy wnosi coś nowego do obszernej dyskografii Watersa – zarówno tej solowej, jak i z zespołem Pink Floyd?

Odpowiedzi na te pytania nie są proste i zależą od stopnia przywiązana słuchacza do dorobku tego artysty. Nie wiem jak odbiorą ją młodzi słuchacze, dla których Pink Floyd jest tylko jednym z elementów zamierzchłej historii rocka. Dla mnie największą wartością tej muzyki jest to, że powstała, że możemy posłuchać nowych utworów śpiewanych (a często melodeklamowanych) w ten niepowtarzalny sposób, że znów w naszych domach zagości to brzmienie, te sarkastyczne teksty emocjonalnie krytykujące naszą rzeczywistość.

Jako drugi na płycie pojawia się utwór Deja Vu – nomen omen, gdyż uczucie to będzie nam towarzyszyło właściwie aż do końca krążka. Poprzedza go intro When We Where Young – tykanie zegara i miarowe uderzenia serca wprost kierują nas do początku albumu „Dark Side Of The Moon” (1973). Czasy jednak są inne, żyje się szybciej, bardziej nerwowo, dlatego puls serca jest mocno przyspieszony. Wspomniany Deja Vu to klasyczna Watersowska ballada, budząca skojarzenia z Mother (z albumu „The Wall”, 1979) spokojnie rozwijająca się do epickiej kulminacji. The Last Refugee przywołuje atmosferę „The Final Cut” (1983), ostatniego albumu Pink Floyd z Watersem – melodeklamowany, gorzki w wymowie tekst na tle głównie klawiszowego akompaniamentu robi duże wrażenie i dobrze wprowadza do kolejnej kompozycji. Picture That o jednoznacznie politycznej wymowie to jeden z najbardziej dynamicznych i jednocześnie agresywnych w wyrazie fragmentów płyty. Pobrzmiewają tu mocniejsze fragmenty albumów „Animals” (1977), „Wish You Were Here” (1975), czy „The Wall”. Akustyczna gitara i melodeklamacja w Broken Bones znów odsyłają do „The Final Cut”.

I w tych ramach stylistycznych będziemy się poruszać aż do końca płyty – przepięknej minisuity stworzonej z połączenia utworów Wait for Her, Oceans Apart i Part of Me Died.

Nie usłyszymy tu zatem nic nowego, to po prostu stary dobry Waters zanurzony w brzmieniach i stylu Pink Floyd. I jak to on krytykujący świat, który nas otacza, polityków, obojętność na tragedię ofiar wojny, podejmujący temat odpowiedzialności nas wszystkich za wszechobecną śmierć, miliony ludzi żyjących w poniżeniu, pozbawionych nadziei, czy wreszcie za ekologiczną katastrofę naszej planety. Waters niepoprawny politycznie – inspiracją dla Wait for Her był wiersz Mahmouda Darwisha, palestyńskiego poety, członka OWP, wokalista zresztą nie ukrywa niechęci do polityki Izraela wobec Palestyńczyków. Czy to źle, że nie ma tu nic nowego, zaskakującego? A czego się spodziewaliśmy po tym 74-letnim artyście? I wracając do postawionych wcześniej pytań – tak, uważam, że to płyta, na którą warto było czekać. Oczywiście nie osiąga poziomu najlepszych albumów Pink Floyd – to byłoby już dzisiaj niemożliwe.


Autor: Marek Romański

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm