Wytwórnia: Soliton
Szklana
dziewczyna
It’s All Right
Song for Jan
XYZ
Song for Seb
Stomatology
Szkoła Orląt
Nature Boy
Here Is That Rainy Day
But Not for Me
Making
Whoopie
Muzycy: Maciej Strzelczyk, skrzypce; Michael „Patches” Stewart, trąbka; Jarek Małys, fortepian; Piotr Rodowicz, kontrabas; Frank Parker, perkusja
Płyta Macieja Strzelczyka „It’s All Right With Me”, którą wraz z grudniowym wydaniem JAZZ FORUM otrzymują prenumeratorzy naszego czasopisma, to pożegnanie, a zarazem hołd złożony zmarłemu we wrześniu tego roku wybitnemu skrzypkowi przez współpracujących z nim muzyków. Obok kontrabasisty Piotra Rodowicza i pianisty Jarosława Małysa z Maćkiem Strzelczykiem grają tu Amerykanie: trębacz Michael „Patches” Stewart i perkusista Frank Parker.
Dzięki
pomocy zaprzyjaźnionej Fundacji im Pomiana Srzednickiego z Łodzi udało się
błyskawicznie wydać niepublikowane nagrania z dwóch sesji, jakie zrobiliśmy
kilka lat temu pt. „It’s All Right”. Dodajemy je do tego numeru JAZZ FORUM.
Pierwsze siedem utworów to kompozycje Macka Strzelczyka w wykonaniu kwintetu,
który tworzą: lider - skrzypce, Michael „Patches” Stewart - trąbka, Jarosław
Małys - fortepian, Piotr Rodowicz - kontrabas, Frank Parker - perkusja (Stewart
i Parker to Amerykanie). Pozostałe cztery utwory to amerykańskie standardy w
wykonaniu tria: Strzelczyk-Małys-Rodowicz.
Swojego przyjaciela, z którym wiele lat spędził na estradzie, żegna Piotr Rodowicz:
Rozpaczamy, gdyż odszedł wspaniały muzyk, przyjaciel, kolejny wielki polski artysta. Zastanawia mnie jednak niestety myśl, czy za jego życia docenialiśmy go tak jak po jego odejściu. W mojej pamięci będą zawsze czterej przyjaciele: Zbyszek Wegehaupt, Grzegorz Grzyb, Janusz Skowron i teraz Maciej. Graliśmy często razem, uwielbialiśmy się, wspieraliśmy się, spędzaliśmy razem nocny czas, spierając się i we łzach godząc – to była wspólnota. Dlatego niełatwo napisać coś ważnego o kolejnym wieloletnim przyjacielu i moim liderze muzycznym, który tak nagle odszedł.
Zacznę więc od koncertów w Stanach Zjednoczonych w ramach kontraktu statkowego z firmą RCCL pod koniec lat 90. Menedżerowie tej firmy rozpoznając wirtuozerię gry Macieja natychmiast zaaranżowali osobne koncerty tzw. „show” dla naszego tria. Uczyliśmy ich, jak przedstawiać nas publiczności, a w końcu jeden z nich łamiąc nazwisko Macieja wypalił na scenie: Mr Magic! I tak już zostało. Dla mnie pozostanie on Mr. Magic na zawsze. Wraz z kolegami nazywaliśmy go także Orzełek – bo tyle miał w sobie energii, humoru, zapału i pomysłów muzycznych. Tyle było planów wspólnych, rozmów, nadziei.
Przygotowaliśmy nowy i mocniejszy program „Chopin na strunach 2”, już niemal zaplanowane było studio nagraniowe. Parę miesięcy temu zadzwonił do mnie o 7.30, jak to miał w zwyczaju, i zarządził z radością nowy program z utworami Johna Coltrane’a, z udziałem wieloletnich ulubionych i mocnych partnerów – Jarka Małysa i Kazimierza Jonkisza. Miał to być prawdziwy cios muzyczny, bo Maciej właśnie utwory Coltrane’a kochał najbardziej i ćwiczył całe życie, więc w takim doskonale rozumiejącym się kwartecie byłaby to bomba.
Wraz z Jarkiem, z którym Maciej muzycznie rozumiał się doskonale, już kilka lat temu przygotowaliśmy też piękny program „Śpiewnik Europy”, ale kryzysy i pandemia unicestwiły realizację. Zachowały się jedynie nagrania wideo z prób, gdzie Maciej grając fragmenty utworów Montiego lub Mozarta grał genialnie, niewiarygodnie szybko, sprawnie i doskonale muzycznie łączył je z jazzowymi solówkami.
Dla mnie najwartościowszymi nagraniami, które Mr. Magic pozostawił, to te z koncertu w Kijowie w 2000 roku w trio z gitarzystą Krzysztofem Wolińskim. Zostały wydane przez JAZZ FORUM na płycie „Live In Kijev”, nominowanej do Fryderyków (Maciej był trzykrotnie nominowany do tej nagrody). W tym okresie graliśmy sporo w tym składzie, byliśmy zgrani, a dodatkowo w klubie Dynamo Kijów panowała serdeczna atmosfera, nagłośnienie składało się ze starych wzmacniaczy lampowych. Polecam więc posłuchać dzikiego, magicznego muzycznie odlotu Orzełka w takich utworach jak Green Rumba, It’s All Right lub Summertime czy Lady Be Good. Gra on tak rytmicznie, tak gęstą frazą, tak szybko, napędza nas jak gejzer, bawi się dźwiękami, odlatuje w kosmos, a my wraz z nim. Nie poznałem nigdy wspanialszego jazzowego wirtuoza skrzypiec.
Nie jestem w stanie tak dobrze napisać o Macieju, jak bym pragnął, dlatego poprosiłem grono najbliższych muzyków o kilka słów o nim.
Wspomnienia przyjaciół
Maciek
to moja muzyczna i nie tylko bratnia dusza. Grając razem przez wiele lat
rozumieliśmy się bez słów. Jeden znał na wylot muzyczne zamierzenia drugiego,
jego zagrywki, co nie przeszkadzało nam w absolutnie twórczym podejściu do
improwizacji. Na koncertach bez ustaleń jeden z nas zaczynał jakiś wstęp a
drugi natychmiast wiedział co mamy grać. Czasem było bardzo wesoło z tego
powodu. Był Charlie’m Parkerem skrzypiec jazzowych, znał tak wiele zagrywek
Parkera, wiele jego kompozycji... Mieliśmy też tyle przegadanych godzin o
muzyce, drugie tyle o ,,życiu”, tyle żartów i narzekań, tyle wyjazdów i
odjazdów. Kumpel, przyjaciel, twórca pełen energii, muzyk pełną gębą. Nie
znosił muzycznej tandety, a w jazzie szczególnie, wyłapywał to momentalnie.
– Jarek Małys, pianista
Maciej
często mi mówił: ,,Agnieszka, ja ci wszystko zagram, niczym się nie martw…” A
teraz? Gwiazd niebyt trwale plącze się ku dźwiękom, jak lekkie koła młyńskie,
opadając i z brzaskiem łapiąc sny ospałe w puch obraca, jak mlecznej zastawy
igliwia, by stać się czwórką koni mknącą po błękitnych schodach Blue Note, aż
do gwiazdozbioru Jazzu.
–
Agnieszka Battelli, wokalistka
Nie
wiemkiedy poznałem Maćka, bo był ze
mną zawsze tu, w Łodzi. Tak jak i jego specyficzny rozpoznawalny dźwięk,
wspaniała fraza, doskonały puls, niespożyta energia, wielka muzykalność, za
każdym razem chęć mówienia muzyką o czymś ważnym. Maciej będzie zawsze, tak jak
Jego półuśmiech przyjaźni.
–
Paweł Serafiński, pianista, organista
O
Maćku mogę mówić tylko same dobre rzeczy. To był doskonały, niezwykle wrażliwy
muzyk, z którym bardzo szybko znajdowało się porozumienie na scenie. Graliśmy
sporo razem, między innymi z Januszem Skowronem. Teraz obu już nie ma wśród
nas, a ja z przerażeniem patrzę, jak kostucha szaleje ostatnio. Ale my jesteśmy
i grajmy dalej, tym bardziej teraz trzeba.
– Michał Wilczyński,
perkusista
Maciej był artystą, który swoją niezwykłą i gęstą grą oczarowywał słuchacza,
muzyką bardziej bronił go, aniżeli atakował. Jego solówki były jasną i
logiczną wypowiedzią z ogromną ilością emocji. Niejednokrotnie, grając z nim na
koncertach w trio muzykę Chopina, miałem wrażenie, że Maciej odlatuje gdzieś
wysoko w przestworza, a my z Piotrem pozostajemy na ziemi tylko po to,
żeby ten lot podtrzymywać lub kontrolować. Maciej promieniował radością i
humorem, czymś niezwykłym, co było tylko jego własnością. Kiedy widział mnie przed
koncertem, rozgrywającego się w garderobie, mówił z tym charakterystycznym
uśmiechem: „Nie ćwicz tyle, bo nie będziesz miał z kim grać!” Albo to jego
określenie: „Muzyka latającej ryby” – kiedy chciał zrecenzować jakąś wątpliwej
jakości produkcję. A ten jego krytyczny komentarz rzeczywistości: „Panowie, patrzmy
realnie”. Patrząc realnie, to nagle opuścił nas genialny artysta, który był
ważnym głosem w jazzowym świecie. Razem z nim odchodzi świat, którego on był
częścią.
– Romuald Erenc, gitarzysta
Maciej to jeden z najbardziej utalentowanych muzyków jazzowych.
Wspaniały skrzypek jazzowy, nie dość, że grał na bardzo trudnym i mało jazzowym
instrumencie, to posługiwał się niełatwym językiem wypowiedzi muzycznej. Robił
to w tak czarodziejski, ale przejrzysty sposób, że te trudne dźwięki łatwo
trafiały do ludzi. Bawił się muzyką dając słuchaczom radość. Odszedł prawdziwy
Jazzman.
–
Krzysztof Woliński, gitarzysta
Dwadzieścia
lat temu siedziałem w Sali Kongresowej podczas festiwalu Jazz Jamboree. Spiker
zapowiada trio: skrzypce, gitara, kontrabas. Po chwili płynie Muzyka. Zamykam
oczy i staram się „zabrać” z muzykami. Skrzypce jak potężne orle skrzydła
zabierają słuchacza wysoko do nieba. Człowiek zatopiony w fotel siedzi jak
zaczarowany i myśli: „Ech, jeśli są chwile dla których warto żyć, to właśnie
taka jest mi teraz darowana”. I tak myślę, że nasz Maciej, Maciej Wielki,
skrzypcowy Król Maciej, podarował nam setki takich chwil, my frunęliśmy z nim
do nieba, a on rozpościerał potężne skrzydła i zabierał nas w podróż ku
czarodziejskim krainom, gdzie króluje magia, miłość, nadzieja i mężne serca.
Pani Muzyka powołała Go do siebie, widać jest tam bardzo potrzebny, a my
wdzięczni jesteśmy za moc muzycznych wrażeń, które nam pozostawił. Nosimy je w
pamięci, w sercu, a Maciejowe płyty sprawią, że na długo jeszcze jego postać,
wielki muzyczny talent, będą z nami. Macieju! nasz skrzypcowy królu, dziękujemy
Ci ogromnie i cieszymy się, że pozostajesz, że jesteś z nami przez Twoją
muzykę.
–
Bogdan Hołownia
Maciek
to muzyk totalny, osoba, z którą od pierwszego spotkania w Instytucie Jazzu w
Katowicach znakomicie się dogadaliśmy. Człowiek o stałych poglądach,
niezależnych od wahań koniunkturalnych, bliski mi ideowo, z ogromną kulturą
osobistą, z wielką klasą i szarmancją, o nieskończonym poczuciu humoru. Artysta
zakorzeniony w prawdziwej muzyce jazzowej, niepoddający się awangardowym
ciążeniom, prawdziwy i kompletny w tym, co robił. Nasz wspólny koncert był dla
mnie lekcją, co to jest prawda w muzyce, zrekonstruował na nowo moje poczucie
czasu, feelingu i stylistyki. Jednocześnie z uwagi na jego usposobienie,
współpraca z nim i z jego triem była bardzo miła i „bez zbędnej napinki”.
Maciek był zakochany w tym, co robił i zarażał tą pasją ludzi wokół siebie. To
mój mistrz i nauczyciel, tak jak wielu z nas skrzypków. Wierzę, że jego
twórczość będzie wiecznie żywa, bo jest ona ponadczasowa i klasyczna. Nie można
mówić o nim w czasie przeszłym, gdyż Maciek nie „był”, Maciek „jest” i „będzie”
między nami, tak jak to, co stworzył…
– Aga Zamirska, skrzypaczka
Maciek
to nasze niezapomniane próby i koncerty z Set Off, np. w Zielonej Gęsi i
stołowanie u mojej Mamy, potem szarża na festiwalu w Hoeilaart i druga nagroda,
głównie dzięki Niemu. Później niezapomniany koncert w Hertogenbosch wspólnie z
Tootsem Thielemansem, potem tyle ważnych koncertów w Polsce, tyle radości,
śmiechów i żartów, to najpiękniejsze czasy naszej najbardziej kreatywnej
młodości. To pozostaje na zawsze w naszej pamięci.
– Piotr i Tomasz Gąsowski, zespół Set Off
Odszedł
nagle Maciej, nieodżałowany przyjaciel, którego wszyscy ceniliśmy. Jego postawa
artystyczna, ideowa i prawy charakter budziły sympatię i szacunek. Zawsze
pozostawał wierny elementarnym wartościom etycznym, miał to, co nazywamy
kręgosłupem moralnym, jego poglądy nie ulegały koniunkturalnym zmianom. Zawsze
też można było na niego liczyć, jako na artystę muzyka i na kolegę. Był
wybitnym skrzypkiem jazzowym, nie skłaniał się w stronę swobodnej nowej muzyki,
lecz pozostawał znakomicie improwizującym swingującym muzykiem rdzennego jazzu,
mimo że grającym w różnych stylach. Do jego ostatnich dokonań należy piękny
udział w poetyckiej płycie Agnieszki Batelli „Pytasz mnie, czy cię kocham”.
Jest nam bardzo smutno.
–
Janusz Janyst, dziennikarz
Kochany Maćku, Maciunia – bo tak zwracaliśmy się do Ciebie w żartach.
Nie
mogę się pogodzić z tym, że Cię już nie ma. To nieprawda, bo jesteś i będziesz
na zawsze między nami. Zawsze będzie wśród nas Twoja muzyka. Tyle razem
graliśmy. Każda Twoja nuta była najprawdziwsza i najważniejsza. Tak lubiliśmy
razem być, tak lubiliśmy się wygłupiać. Nigdy nie zapomnę twojego tańca z
Dorotą Miśkiewicz na scenie Częstochowskiej Filharmonii w trakcie koncertu
kwintetu Włodzia Nahornego. Dwa tygodnie temu rozmawialiśmy przez telefon,
opowiadaliśmy sobie kawały. Maciunia, Jesteś i będziesz zawsze!
–
Mariusz Bogdanowicz, kontrabasista
Powiedzieć,
że Maciek był jednym z najlepszych polskich skrzypków, to jakby nie powiedzieć
nic. Dla mnie był najlepszy z najlepszych, poruszał się po ścieżkach dla
mnie najbliższych. Szkoda, że niezbyt często udawało nam się podreptać
razem.
–
Andrzej Jagodziński, pianista
Maćka
poznałem na początku lat 80. Był to okres mojego prezesowania w oddziale
łódzkim PSJ. Gdy usłyszałem, jak gra, bez wahania zaprosiłem Go do współpracy w
moim zespole. Będąc często w Łodzi, miałem okazję wiele razy być gościem w jego
rodzinnym domu. Panowała tam cudowna atmosfera prawdziwie kochającej się rodziny.
Słuchaliśmy dużo muzyki, przede wszystkim Coltrane’a. Nie zapomnę nigdy niesamowitej
ekspresji, z jaką grał Maciek. Prawie na każdym koncercie dochodziło do tego,
że graliśmy tylko w duecie. To było wielkie przeżycie i potężna energia. Jego
gra przypomina mi naszego nieodżałowanego wielkiego „Szakala” – Tomka
Szukalskiego. Maciej to Wielki Muzyk i jeszcze większa strata wraz z jego
przedwczesnym odejściem. Daj Mu Boże Niebo.
–
Kazimierz Jonkisz, perkusista
Maciej Strzelczyk jest jednym z niewielu skrzypków, który bazując na tradycji muzyki jazzowej, wykreował swój indywidualny styl. Na okładce płyty „Grapelling”, umieścił 25 lat temu następującą myśl: „Dla mnie Grappelli jest pierwszym ze wszystkich. Bez niego nie byłoby mnie. On przełożył ten zaklęty instrument na język jazzu.” Stylistyka gry Macieja jest osadzona w tradycji jazzu, sięgającej czasów swingu, okresu bebopu oraz post-bopu. Słuchając nagrań takich muzyków jak Stephane Grappelli, Zbigniew Seifert, Charlie Parker, McCoy Tyner czy John Coltrane, przyswajał sobie ich sposób swingowania i poczucia rytmu. Wkład Macieja w rozwój skrzypiec jazzowych oraz wpływ na młode pokolenie skrzypków sprawia, że jest on uważany za jednego z najlepszych muzyków jazzowych na świecie grających na tym instrumencie. Twórczość Macieja w pełni więc zasługuje na wielką uwagę. Zapewne też przyczynił się do wzbudzenia zainteresowania tą właśnie dziedziną muzyki.
Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że był on jednym z niewielu skrzypków grającym w stylistyce głównego nurtu jazzu. Maciej należał do grona muzyków o wypracowanym i charakterystycznym brzmieniu, rozpoznawalnym od pierwszych taktów. Składa się na nie kilka czynników, z których najważniejsze to sposób artykulacji, smyczkowania oraz jakość używanego sprzętu (klasa skrzypiec i smyczka, rodzaj wzmacniacza itp.). Na uwagę zasługuje fakt, że jego brzmienie nie było zawsze jednakowe, lecz zmieniało się na przestrzeni czasu, co świadczy o tym, że pracował on ciągle nad jego rozwojem.
Maciej
był skrzypkiem grającym też
na skrzypcach elektrycznych. Specyfika tego instrumentu wpływa znacząco na
dźwięk, który różni się od tego, jaki uzyskiwany jest na klasycznych
skrzypcach. Brak pudła rezonansowego powoduje, że dźwięk instrumentu jest
pozbawiony górnych alikwotów i zależny od wzmacniacza i przetworników. Jednak
nie modyfikuje on dźwięku przy pomocy przetworników, uzyskując w ten sposób
czysty nieco ciemny ton. W połączeniu z odpowiednim ustawieniem wzmacniacza
przez wycięcie wysokich tonów, w efekcie uzyskał charakterystyczną „saksofonową”,
ciepłą barwę tonu, który stał się składową jego stylistyki.
–
Maciej Afanasjew, skrzypek (fragmenty pracy magisterskiej)
Maćka
słuchałem na płytach od początku mojej edukacji muzycznej, to on natchnął mnie,
by skierować się w stronę jazzu, był prawdziwą inspiracją do pracy nad
instrumentem. Myślę, że dla większości polskich skrzypków to on właśnie był
wzorem jazzowego grania.
–
Mateusz Smoczyński, skrzypek
Maciej
zawsze powtarzał, że jest domatorem, bardzo kochał swoją rodzinę, dla niej też
żył, tworzył i koncertował. Chciałabym podziękować wszystkim przyjaciołom
muzykom za współpracę z Maciejem. Wraz ze swoją artystyczną osobowością żyje on
z nami nadal i pozostanie na zawsze, nie tylko w sercach i pamięci....
–
żona Katarzyna Strzelczyk.
Autor: Piotr Rodowicz