Wytwórnia: Unit Records UTR 4730
Herr Doktor Doktor 3:44
Fuga 6:05
Tęsknota 5:40
Night Voyage 4:57
So ist das 7:38
The Meaning of Life 5:44
El Beso de Despedida 6:41
Eis Schuetterung 4:48
Nocturne 3:28
Miniature 2:29
Awakening 2:48
Kanon 5:32
Szukam 4:18
bonus tracks:
El Suerte 3:17
On 4:27
Muzycy: Izabella Effenberg, wibrafon, krotale, Array Mbira (14,15); Jochen Pfister, fortepian; Paweł Czubatka, perkusja, marimbola; Agnes Lepp, śpiew (13)
IZABELLA EFFENBERG i jej muzyka
Marek Romański
Prenumeratorzy JAZZ FORUM otrzymują
wraz z aktualnym numerem płytę „Iza” nagraną w Niemczech przez polską
wibrafonistkę i kompozytorkę. Izabella Effenberg jest osobą niezwykłą, po
ukończeniu studiów w Polsce wyjechała do niemieckiej Norymbergi, gdzie
musiała zbudować sobie życie i karierę od podstaw. Udało się, dziś jest
wspaniałą instrumentalistką, liderką własnego tria, zapraszaną do
międzynarodowych projektów. Od trzech lat organizuje w Norymberdze
festiwal Vibraphonissimo poświęcony wibrafonowi, interesuje się choreologią
(nauką o technice, historii i metodologii nauczania tańca), trenowała
wyczynowo karate shotokan (zdobywała wielokrotnie mistrzostwo Polski
i Europy). Kobieta Renesansu! O swojej drodze życiowej, projektach
muzycznych i wielu innych sprawach opowiada w telefonicznym
wywiadzie.
fot. Ludwig Olah
Początki
Uczyłam się w szkole muzycznej
na Solnej w Poznaniu. Tam zaczynałam swoją przygodę z muzyką –
najpierw od fortepianu, a w wieku 13-14 lat odkryłam perkusję. Jeden
z kolegów mojego ojca (tata też jest muzykiem i grał kiedyś
w big bandzie Zbigniewa Górnego) powiedział, że perkusja to najciekawszy
instrument świata. Fortepian strasznie mnie stresował podczas przesłuchań, więc
szukałam innego instrumentu. Poszliśmy do profesora, który uczył gry na
perkusji, a mnie oczarowało bogactwo świata instrumentów perkusyjnych.
Później zaintrygował mnie wibrafon, który stał na korytarzu, trochę na uboczu,
mało kto na nim grał. Zawsze, kiedy przechodziłam korytarzem, uderzałam
w niego. Podobał mi się właściwie od samego początku, ale
w klasycznej edukacji jego rola jest dosyć marginalna, częściej grałam na
ksylofonie.
Mało mieliśmy utworów na ksylofon czy wibrafon, graliśmy więc często kompozycje skrzypcowe. Jeden z pierwszych, większych utworów, jakie nauczyłam się grać na wibrafonie, to była kompozycja napisana przez jazzmana, nie pamiętam już jej autora, ale oczarowała mnie harmonia, jaką można grać na tym instrumencie.
Bardzo wiele zawdzięczam panu Bernardowi Maselemu. Chodziłam często na jego koncerty z grupą Walk Away. Obserwowałam, jak gra i to była absolutna fascynacja, coś zupełnie innego niż to, co widziałam w szkole. To był inny świat – swoboda, improwizacja, bardzo mi się to podobało. Zainspirowała mnie też kaseta zespołu Modern Jazz Quartet, którą kupił mi tata. Z koleżanką, pianistką słuchałyśmy jej od rana do wieczora, grałyśmy tematy i solówki, ja – Milta Jacksona, a ona – Johna Lewisa. Do tego próbowałyśmy grać ze sobą też inne rzeczy – np. ragtime’y.
Niemcy
W Polsce skończyłam klasyczną
uczelnię. W tamtym czasie nie było u nas zbyt wielu możliwości
kontynuowania nauki wibrafonu. Nie chciałam być muzykiem orkiestrowym, chciałam
się rozwijać. W tym czasie dostałam od rodziców mój pierwszy własny wibrafon,
kupiony od pewnego pana z Katowic, który sam je buduje. Mam z nim
nadal kontakt i wspomina czasem, że gdy przywiózł nam do domu instrument,
to moja mama czekała już od kilku godzin na niego z obiadem. To było
rodzinne święto!
Oprócz studiów muzycznych dużo czasu poświęcałam wówczas na trening karate shotokan, który uprawiałam wyczynowo, z sukcesami, zdobywałam dużo medali. Miałam więc plan, że z moim przyjacielem założymy klub karate, z którego będziemy żyli, a w wolnym czasie będę się uczyć gry. Niestety to nie wypaliło, więc zaczęłam się zastanawiać nad swoją przyszłością.
Kilka osób poradziło mi wyjazd za granicę – m.in. pan Maseli – i spróbowanie szczęścia w innym kraju. Wybrałam Norymbergę, ponieważ wiedziałam, że tu jest dobra klasa wibrafonu. Wyjechałam właściwie bez grosza przy duszy, drobnymi krokami udało mi się zbudować moje życie w Niemczech.
Nie ukrywam jednak, że na początku było bardzo ciężko. Przez pierwszy rok ledwo wiązałam koniec z końcem imając się różnych dorywczych prac. Później miałam trochę szczęścia, bo udało mi się dostać stypendium, dzięki któremu stanęłam na nogi. Zaczęłam też zarabiać ucząc w szkołach muzycznych. Dużo zawdzięczam Susan Weinert, która pokazała mi, że kobieta może działać z powodzeniem jako muzyk i lider.
Życie w innym kraju pełne jest
różnych problemów, z którymi trzeba sobie poradzić. Na przykład
w Bawarii, gdzie mieszkam, mówi się dialektem znacznie różniącym się od
standardowego niemieckiego. Czasem, gdy uczyłam w małych prowincjonalnych
szkołach, nie mogłam zrozumieć, co do mnie mówią. Teraz to już nie jest dla
mnie kłopot, ale na początku byłam tym bardzo zestresowana.
Instrumenty
Gram, oczywiście, na wibrafonie, ale
fascynują mnie też inne instrumenty. Studiowałam przecież klasyczną perkusję,
więc poznałam bogactwo i możliwości całego świata instrumentów
perkusyjnych. Używam na przykład krotali – to są takie małe talerzyki metalowe.
Kiedyś udało mi się kupić na eBayu 12 sztuk, ułożonych w formie oktawy.
Bardzo podoba mi się ich brzmienie – nie tylko kiedy uderzam, ale także
traktując je smyczkiem. Czasem mój perkusista gra na nich smyczkiem, a ja
– też smyczkiem – na wibrafonie. Wtedy powstaje nowa przestrzeń muzyczna. Można
na tych krotalach grać również melodycznie. W muzyce klasycznej używane są
nawet trzy oktawy krotali.
Moje najnowsze odkrycie to Array Mbira, jestem tym instrumentem zafascynowana. Trafiłam na niego przypadkiem oglądając na youtube różne kalimby. Grał na nim Amerykanin, Bill Wesley, który jest jego wynalazcą. Weszłam na jego stronę i zamówiłam jeden z robionych przez niego egzemplarzy. To był impuls – nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałam, musiałam to mieć. Wciąż uczę się na nim grać i wykorzystywać wszystkie jego możliwości – dźwięki na nim są ułożone w stosunku kwintowym C, G, D, i tak dalej, każdy dźwięk może być rozszerzony o pięć oktaw umieszczonych w linii. Bardzo mi się podoba jego brzmienie – nie jest zimne, jak wibrafon, pozwala przekazać więcej emocji, podobnie jak fortepian.
Cuentame i Sisters in
Jazz
Na zakończenie moich studiów musiałam
zrobić master class. Wcześniej poznałam panią odpowiedzialną za nagrania
w Radiu Bawarskim, zaoferowała mi swoją pomoc. Znajduje się tam bardzo
dobre i drogie studio, które udostępniono mi na pięć dni nagraniowych
w ramach koprodukcji. Postanowiłam więc wykorzystać całą tę sytuację
i nagrać swój debiut „Cuentame”. Główną ideą było stworzenie fuzji jazzu
i muzyki klasycznej – bo oba te światy są dla mnie interesujące. Chciałam
połączyć brzmienie mojego wibrafonu z harfą, więc na płycie znalazły się
partie Mai Traube grającej na harfie chromatycznej. Zaprosiłam muzyków, których
znałam z mojego niemieckiego otoczenia. Niestety nie wszyscy mieszkają
w Norymberdze, więc sprowadzenie ich na nagrania było trochę kłopotliwe.
Wszystko jednak udało się szczęśliwie załatwić. Nie czułam się wtedy jeszcze na
siłach, żeby nagrać w całości płytę autorską, oprócz moich kompozycji
znalazły się na niej także m.in. utwory Petera Fuldy – niemieckiego
kompozytora, który bardzo mnie wspierał. Nagrywaliśmy materiał
w listopadzie 2013, a płyta ukazała się w ub.r. nakładem firmy
Unit Records.
W bieżącym roku ukazał się album kobiecego projektu Sisters in Jazz z moim udziałem. Główną inicjatorką była niemiecka saksofonistka mieszkająca w Szwajcarii Nicole Johänntgen. Oprócz tego, że jest świetną instrumentalistką organizuje kursy i warsztaty dla kobiet grających jazz i muzykę improwizowaną. Poznałam ją właśnie na jednym z takich kursów. Później zaprosiła mnie na jam session w Zurychu i festiwal Women in Jazz w Halle, w Niemczech. W Halle graliśmy utwory Haendla na jazzowo, w składzie zespołu byli świetni muzycy m.in. Magnus Öström z tria Esbjoerna Svenssona.
Konsekwencją naszej współpracy był
właśnie kobiecy zespół Sisters in Jazz zorganizowany w ramach Ystad Jazz
Festival 2015 w Szwecji. Głównym założeniem tego projektu było stworzenie
profesjonalnej grupy złożonej z instrumentalistek z różnych krajów.
W tym septecie znalazły się niesamowite artystki, m.in. pianistka Naoko
Sakata z Japonii, perkusistka Dorota Piotrowska z USA, czy basistka
Ellen Andrea Wang z Norwegii mająca za sobą współpracę z Manu Katche.
Nagranie z festiwalowego koncertu miało być wydane na płycie przez firmę
ACT, która w ostatniej chwili zrezygnowała. W końcu wydałyśmy ją
same, głównie dzięki Nicole Johänntgen.
fot. M.Striegl
Iza
Płytę nagrałam w studiu
w Monachium, w trio złożonym z Jochena Pfistera na fortepianie
i Pawła Czubatki na perkusji i marimboli. Ja zagrałam oczywiście na
wibrafonie, ale też na krotalach i w dwóch utworach na Array Mbirze.
W jednym utworze zaśpiewała moja koleżanka z Norymbergi Agnes Lepp.
Początki tego składu sięgają konkursu organizowanego na przełomie 2013
i 2014 roku na mojej uczelni w Norymberdze, trzeba było opracować
dwie kompozycje jazzowe niemieckich kompozytorów i pomyślałam wówczas, że
bardzo by mi odpowiadało połączenie wibrafonu z fortepianem plus perkusja.
Zdobyliśmy wówczas drugą nagrodę i zaczęłam pisać na ten skład.
Obu muzyków znam od lat, jesteśmy przyjaciółmi, bardzo dobrze się ze sobą rozumiemy. Jochen jest muzykiem stricte jazzowym. Pięknie gra standardy, studiował w Ameryce, sam również uczy gry na uczelniach jazzowych. Paweł studiował klasyczną perkusję, a później zajął się jazzem, swobodnie obraca się w tych dwóch światach, do tego jest kompozytorem, ma swój własny zespół.
Wszystkie utwory na płycie „Iza” są mojego autorstwa. To świadectwo poszukiwań mojej drogi muzycznej, własnego świata dźwięków. Są one też często związane z wydarzeniami z mojego życia. Herr Doktor Doktor napisałam dla lekarza, który operował moją rękę po wypadku na treningu karate. Jest fanem jazzu i przychodził czasami na moje koncerty. So ist das jest reminiscencją moich rozmów z przyjacielem o życiu. On często mówi: „So ist das” (Tak to jest). Fascynuje mnie muzyka impresjonizmu i w tym utworze to słychać. Improwizacje, które się tam pojawiają, są bardzo otwarte, wykorzystują skale modalne, słychać dźwięki kalimby. El Beso de Despedida też flirtuje z impresjonizmem, szczególnie w partii fortepianu. Paweł gra tam na krotalach, a ja na wibrafonie, dzięki temu powstaje jakby nowy instrument będący połączeniem tych dwóch.
Eis Schuetterung jest mocno eksperymentalny, tytuł powstał w wyniku mojego przejęzyczenia, moim zdaniem dobrze oddaje aurę eksperymentu. Punktem wyjścia do tej kompozycji była moja aranżacja utworu niemieckiego wibrafonisty Karla Bergera. Później zmieniłam temat, pozostały tylko oryginalne akordy. Kanon to żart muzyczny zbudowany na motywach ludowych. Szukam to takie moje credo artystyczne, pojawia się tam moja deklamacja, wyznanie rozterek związanych z tworzeniem, poszukiwaniem własnego świata dźwiękowego. W tym utworze słychać też Agnes, która głosem uzupełnia dźwięk wibrafonu.
„Iza” to moja muzyka, która jest eksperymentem, to kameralistyka zawierająca oprócz jazzu też wiele innych gatunków muzycznych. To opowieści muzyczne, obrazujące poprzez dźwięki różne momenty z mojego życia, odbicie mojej wrażliwości.